Postój w Atlancie trwa tylko godzinę. I znowu rozkoszuję się zaletami saloniku dla pierwszej klasy. Kusi mnie, żeby skulić się na jednej z pluszowych sof i zasnąć. Ale za mało jest czasu. Aby czymś się zająć, zaczynam pisać na laptopie długi mejl do Christiana.
Nadawca: Anastasia Steele
Temat: Lubisz mnie przerażać?
Data: 31 maja 2011, 06:52 EST
Adresat: Christian Grey
Wiesz, jak bardzo nie lubię, kiedy wydajesz na mnie pieniądze. Owszem, jesteś bardzo bogaty, niemniej jednak mocno mnie to krępuje i czuję się, jakbyś mi płacił za seks. W każdym razie podróż w pierwszej klasie bardzo mi się podoba, jest o wiele wygodniej niż w ekonomicznej. Tak więc dziękuję Ci. Mówię poważnie – i naprawdę podobał mi się masaż Jean-Paula. Wyglądał mi na geja. Nie wspomniałam o tym fakcie w swoim poprzednim mejlu, bo chciałam Cię wkurzyć. Zirytowałeś mnie wtedy i teraz Cię za to przepraszam. Ale jak zwykle przesadzasz. Nie możesz pisać mi takich rzeczy – związana i zakneblowana w skrzyni. (Mówiłeś poważnie czy żartowałeś?) To mnie przeraża… Ty mnie przerażasz… Jestem pod Twoim urokiem, wiodąc z Tobą życie, o którego istnieniu do zeszłego tygodnia nie miałam pojęcia, a potem piszesz mi coś takiego i mam ochotę uciec z krzykiem gdzie pieprz rośnie. Naturalnie tego nie zrobię, ponieważ bym za Tobą tęskniła. Bardzo. Chcę, żeby nam się udało, ale przeraża mnie głębia mych uczuć do Ciebie i mroczne ścieżki, którymi mnie wiedziesz. To, co mi oferujesz, jest erotyczne i seksowne, a ja jestem ciekawa, ale także boję się, że zrobisz mi krzywdę – fizyczną i emocjonalną. Po trzech miesiącach możesz powiedzieć do widzenia, a wtedy co się ze mną stanie? Z drugiej strony takie ryzyko niesie ze sobą pewnie każdy związek. Po prostu nie jest to związek z moich wyobrażeń. Zwłaszcza pierwszy swój związek wyobrażałam sobie inaczej. Miałeś rację, mówiąc, że nie ma we mnie nic uległego… Teraz się z Tobą zgadzam. Pomimo to pragnę być z Tobą, a jeśli tak właśnie muszę się zachowywać, chciałabym spróbować, ale sądzę, że wszystko schrzanię i skończy się to zbiciem na kwaśne jabłko – a ta akurat myśl w ogóle mi się nie podoba. Tak bardzo się cieszę z tego, że powiedziałeś, iż postarasz się spróbować dać mi więcej. Muszę się jedynie zastanowić, czym dla mnie jest to „więcej”, i to właśnie jeden z powodów, dla którego potrzebowałam nieco dystansu. Tak bardzo mnie oszałamiasz, że niełatwo mi jasno myśleć, kiedy jesteśmy razem. Wywołują mój lot. Muszę kończyć. Ciąg dalszy nastąpi. Twoja Ana Wysyłam mejl i śpiąca udaję się do drugiego samolotu. W tym akurat jest tylko sześć miejsc w pierwszej klasie, a od razu po starcie otulam się kocem i zapadam w sen.
Zbyt szybko budzi mnie stewardesa z sokiem pomarańczowym, gdyż zaczynamy podchodzić do lądowania na lotnisku Savannah International. Piję powoli, koszmarnie zmęczona, i pozwalam sobie na odrobinę ekscytacji. Spotkam się z mamą po raz pierwszy od sześciu miesięcy. Zerkając ukradkiem na BlackBerry, przypominam sobie, że wysłałam do Christiana rozwlekły mejl – jednak odpowiedzi brak. W Seattle jest piąta rano; mam nadzieję, że jeszcze śpi, a nie wygrywa na fortepianie żałobne melodie.
Zalety posiadania bagażu podręcznego są takie, że można szybko opuścić lotnisko, a nie czekać bez końca przy taśmociągu. Zalety podróżowania pierwszą klasą są takie, że samolot opuszcza się w pierwszej kolejności.
Mama czeka na mnie w towarzystwie Boba. Tak miło ich widzieć. Nie wiem, czy to z powodu zmęczenia, długiego lotu czy tej całej sytuacji z Christianem, ale kiedy tylko wpadam w ramiona mamy, wybucham płaczem.
– Och, Ana, kotku. Musisz być strasznie zmęczona. – Zerka nerwowo na Boba.
– Nie, mamo, ja tylko… tak bardzo się cieszę, że cię widzę. – Ściskam ją mocno.
Tak mi dobrze w jej ramionach, czuję się jak w domu. Niechętnie ją puszczam i Bob obejmuje mnie ramieniem. Stoi odrobinę niepewnie i przypomina mi się, że ma problem z nogą.
– Witaj w domu, Ana. Czemu płaczesz? – pyta.
– Oj tam, Bob, po prostu się cieszę, że cię widzę.
Patrzę na jego przystojną twarz z kwadratową szczęką i błyszczące niebieskie oczy, w których maluje się życzliwość. Lubię tego męża, mamo. Możesz go zatrzymać. Bierze ode mnie plecak.
– Jezu, Ana, co ty w nim masz?
To pewnie Mac. Oboje biorą mnie za ręce i we trójkę wychodzimy na parking.
Zawsze zapominam, jak nieznośnie gorąco jest w Savannah. Z klimatyzowanej hali przylotów wpadamy w upalne objęcia Georgii. O w mordę! Wyplątuję się z ramion mamy i Boba, żeby natychmiast zdjąć bluzę. Tak się cieszę, że zapakowałam letnie ciuchy. Czasami tęsknię za suchym upalnym klimatem Las Vegas, gdzie jako siedemnastolatka mieszkałam z mamą i Bobem. Do tej gorącej wilgoci Georgii trzeba się przyzwyczaić. Kiedy siedzę na tylnej kanapie cudownie klimatyzowanego suva Boba, robi mi się słabo, a moje włosy puszą się w niemym proteście. Szybko wysyłam esemesa do Raya, Kate i Christiana:
„Jestem już w Savannah, cała i zdrowa. A:)”
Przez moją głowę przebiega myśl o Jose i przypomina mi się, że w przyszłym tygodniu jest otwarcie jego wystawy. Powinnam zaprosić Christiana, wiedząc, co względem niego czuje? A czy po tym mejlu Christian nadal mnie będzie chciał widzieć? Wzdrygam się na tę myśl, a potem wyrzucam ją z głowy. Zajmę się tym później. Teraz mam zamiar cieszyć się towarzystwem mamy.
– Skarbie, musisz być wykończona. Chcesz się przespać, gdy dojedziemy do domu?
– Nie, mamo. Chciałabym pójść na plażę.
Tak oto w niebieskim, wiązanym na szyi tankini leżę na leżaku i sączę dietetyczną colę, przed sobą mając Atlantyk. I pomyśleć, że zaledwie wczoraj spoglądałam ponad Cieśniną w stronę Pacyfiku. Moja mama leży obok w absurdalnie dużym kapeluszu i w okularach w stylu Jackie O., także pijąc colę. Jesteśmy na plaży Tybee Island, zaledwie trzy kwartały od naszego domu. Trzyma mnie za rękę. Zmęczenie minęło i cieszę się teraz słońcem. Jest mi wygodnie, ciepło i bezpiecznie. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów zaczynam się odprężać.
– No więc, Ana… opowiedz mi o tym mężczyźnie, który tak ci zawrócił w głowie.
Zawrócił w głowie! Skąd ona wie? No i co mam powiedzieć? Podpisałam NDA, więc nie mogę zdradzać żadnych szczegółów, ale czy gdyby było inaczej, to opowiedziałabym mamie o wszystkim? Blednę na tę myśl.
– No? – pyta i ściska mi dłoń.
– Ma na imię Christian. Jest niesamowicie przystojny. I bogaty… zbyt bogaty. Jest bardzo skomplikowany i zmienny.
Tak – niezmiernie mi się podoba to moje zwięzłe, trafne streszczenie. Przekręcam się na bok, aby ją widzieć, a mama robi to samo. Wpatruje się we mnie błękitnymi oczami.
– Chcę się skupić na tym, że jest skomplikowany i zmienny.
O nie…
– Ach, mamo, od jego zmian nastrojów kręci mi się w głowie. Miał trudne dzieciństwo, więc jest bardzo zamknięty w sobie, trudny do rozgryzienia.
– Lubisz go?
– Więcej niż lubię.
– Naprawdę? – Zaskoczyłam ją.
– Tak, mamo.
– Mężczyźni tak naprawdę nie są skomplikowani, skarbie. Są bardzo prości i dosłowni. Najczęściej mówią to, co myślą. A my godzinami analizujemy ich słowa, gdy tymczasem wszystko powinno być jasne. Na twoim miejscu traktowałabym go dosłownie. To mogłoby ci pomóc.
Patrzę na nią z otwartymi ustami. W sumie całkiem dobra rada. Traktować Christiana dosłownie. Natychmiast przypominają mi się jego słowa.
Nie chcę cię stracić…