Выбрать главу

Marszczę brwi.

– Skarbie, od zawsze masz tendencję do nadmiernego analizowania wszystkiego. Zrób to, co ci każe intuicja. A ona co ci mówi?

Wbijam wzrok w dłonie.

– Chyba się w nim zakochałam – szepczę.

– Wiem, skarbie. A on w tobie.

– Nie!

– Tak, Ana. Do diaska, czego potrzebujesz? Neonu migoczącego na jego czole?

Patrzę na nią i w oczach wzbierają mi łzy.

– Ana, kotku, nie płacz.

– Myślę, że on mnie nie kocha.

– Nieważne, jak bardzo jest się bogatym, nie rzuca się wszystkiego i nie leci prywatnym samolotem na drugi koniec kontynentu po to, aby napić się herbaty. Idź do niego! To śliczne miejsce, bardzo romantyczne. No i będziecie na neutralnym gruncie.

Kulę się pod jej spojrzeniem. Chcę iść i jednocześnie nie chcę.

– Skarbie, nie musisz ze mną wracać, naprawdę. Pragnę twojego szczęścia, a na chwilę obecną uważam, że klucz do tego szczęścia znajduje się na górze, w pokoju sześćset dwanaście. Gdybyś wróciła później do domu, klucz znajdziesz na ganku, pod donicą z juką. Gdybyś miała tu zostać… Cóż, jesteś dorosła. Tylko się zabezpiecz.

Moje policzki robią się purpurowe. Jezu, mamo.

– Dopijmy najpierw cosmopolitany.

– Zuch dziewczyna – uśmiecha się.

Pukam nieśmiało do drzwi pokoju sześćset dwanaście i czekam. Otwiera je Christian, rozmawiający przez komórkę. Mruga kompletnie zaskoczony, następnie gestem zaprasza mnie do środka.

– Wszystkie odprawy podliczone?… I jaka to kwota?… – Christian gwiżdże. – Cholera… kosztowna pomyłka… A Lucas?…

Rozglądam się po pokoju. To apartament, tak jak w Heathmanie. Wystrój jest bardzo nowoczesny i utrzymany w odcieniach zgaszonego fioletu, złota oraz brązu. Christian podchodzi do szafki z ciemnego drewna, otwiera drzwiczki i moim oczom ukazuje się barek. Gestem sugeruje, żebym się poczęstowała, następnie przechodzi do sypialni. Pewnie po to, bym nie słyszała jego rozmowy. Wzruszam ramionami. Nie przerwał rozmowy, kiedy weszłam tamtego ranka do gabinetu. Słyszę, jak leci woda… Napełnia wannę. Częstuję się sokiem pomarańczowym. Christian wraca.

– Niech Andrea prześle mi wykresy. Barney mówił, że udało mu się to rozwiązać… – Śmieje się. – Nie, w piątek… Jest tu pewna działka, którą jestem zainteresowany… Okej, niech Bill zadzwoni… Nie, jutro… Chcę się przekonać, co Georgia ma nam do zaoferowania. – Nie spuszcza ze mnie wzroku. Wręcza mi kieliszek i pokazuje na wiaderko z lodem. – Jeśli okaże się, że oferta jest wystarczająco atrakcyjna… Sądzę, że powinniśmy ją rozważyć, choć upał tutaj panuje nieziemski… Zgadzam się, Detroit ma także sporo zalet, i jest tam chłodniej… – Poważnieje. Dlaczego? – Niech Bill zadzwoni. Jutro… Niezbyt wcześnie. – Rozłącza się i patrzy na mnie. Z jego twarzy nic się nie da wyczytać. Cisza się przeciąga.

Okej… moja kolej.

– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

– Nie – mówi cicho. W szarych oczach czai się ostrożność.

– Nie, nie odpowiedziałeś na pytanie czy nie, nie kochałeś jej?

Krzyżuje ręce na piersi i opiera się o ścianę, uśmiechając się lekko.

– Co tu robisz, Anastasio?

– Powiedziałam ci.

Bierze głęboki oddech.

– Nie, nie kochałem jej. – Marszczy brwi, niby rozbawiony, ale i pełen konsternacji.

Nie mogę uwierzyć, że wstrzymuję oddech. Gdy wypuszczam powietrze, cała się kurczę. Cóż, dzięki Bogu chociaż za to. Jak bym się czuła, gdyby rzeczywiście kochał tę wiedźmę?

– Ależ z ciebie zielonooka bogini, Anastasio. Kto by pomyślał?

– Kpi pan sobie ze mnie, panie Grey?

– Jakżebym śmiał. – Kręci z powagą głową, ale oczy mu się śmieją.

– Och, sądzę, że byś śmiał i że często to robisz.

Parska śmiechem, przypominając sobie, że niedawno on tak powiedział do mnie.

– Przestań przygryzać wargę. Jesteś w moim pokoju, nie widziałem cię prawie trzy dni i długą przebyłem drogę, żeby się z tobą spotkać. – Ton głosu ma miękki, zmysłowy.

Odzywa się jego BlackBerry, ale wyłącza go, nawet na niego nie patrząc. Mój oddech przyspiesza. Wiem, dokąd to zmierza… No ale przecież powinniśmy porozmawiać. Robi krok w moją stronę z tą swoją seksowną miną drapieżcy.

– Pragnę cię, Anastasio. Teraz. A ty pragniesz mnie. Dlatego tu przyszłaś.

– Naprawdę chciałam wiedzieć – próbuję się bronić.

– Cóż, teraz już wiesz. Zostajesz czy wychodzisz?

Rumienię się, kiedy staje przede mną.

– Zostaję – bąkam, patrząc na niego z niepokojem.

– Och, mam taką nadzieję. – Spogląda na mnie. – Strasznie byłaś na mnie zła – mówi cicho.

– Tak.

– Nie pamiętam, by ktoś poza rodziną wściekał się na mnie. Podoba mi się to.

Opuszkami palców przesuwa po moim policzku. O rany, ta jego bliskość i rozkoszny zapach Christiana. Powinniśmy porozmawiać, ale serce mi mocno wali, krążąca po ciele krew aż śpiewa, pożądanie rośnie, przemieszczając się… wszędzie. Christian pochyla się i przesuwa nosem po moim ramieniu aż do ucha. Palce wsuwa mi we włosy.

– Powinniśmy porozmawiać – szepczę.

– Później.

– Tyle ci chcę powiedzieć.

– Ja tobie też.

Składa pod moim uchem delikatny pocałunek, a palce zaciska na włosach. Odciąga mi głowę, odsłaniając szyję. Zębami przygryza lekko skórę.

– Pragnę cię.

Wydaję głośny jęk i chwytam go za ramiona.

– Krwawisz? – Dalej mnie całuje.

Kuźwa. Czy nic się przed nim nie ukryje?

– Tak – odpowiadam cicho. Jestem zażenowana.

– Masz skurcze?

– Nie. – Oblewam się rumieńcem. Jezu…

Nieruchomieje.

– Wzięłaś pigułkę?

– Tak. – Ależ to upokarzające.

– Wykąpmy się.

Och?

Bierze mnie za rękę i prowadzi do sypialni. Dominuje w niej olbrzymich rozmiarów łoże z wymyślnym baldachimem. Ale my się nie zatrzymujemy. Zabiera mnie do łazienki, która składa się z dwóch pomieszczeń, całych w błękicie i białym piaskowcu. Jest wielka. W drugim pomieszczeniu znajduje się wpuszczona w podłogę wanna zdolna pomieścić cztery osoby. Prowadzą do niej kamienne schodki. Powoli napełnia się wodą. Nad pianą unosi się para. Wokół wanny biegnie kamienna ława. Pod jedną ze ścian migoczą świece. O kurczę… zrobił to wszystko, gdy rozmawiał przez telefon.

– Masz gumkę do włosów?

Sięgam do kieszeni dżinsów i wyjmuję ją.

– Zwiąż włosy – nakazuje cicho. Tak też robię.

W łazience jest ciepło i wilgotno i materiał bluzeczki zaczyna przyklejać mi się do skóry. Christian pochyla się i zakręca wodę. Prowadzi mnie z powrotem do pierwszej części łazienki, gdzie staje za mną. Naprzeciwko nas wisi wielkie lustro, a pod nim dwie szklane umywalki.

– Zdejmij sandałki – mruczy, a ja szybko je zzuwam.

– Unieś ręce.

Spełniam jego polecenie, po czym on zdejmuje mi bluzkę. Stoję przed nim naga od pasa w górę. Nie odrywając ode mnie wzroku, sięga do przodu i rozpina mi dżinsy.

– Zamierzam cię posiąść w łazience, Anastasio.

Pochyla się i całuje w szyję. Przechylam głowę, aby miał lepszy dostęp. Wkłada kciuki w dżinsy i powoli je zsuwa razem z majtkami. Klęka.

– Pozbądź się ich.

Chwytam się umywalki i skopuję dżinsy. Teraz jestem naga, a on klęczy za mną. Całuje moje pośladki, by po chwili zacząć je kąsać. Chwytam głośno powietrze. Christian wstaje i patrzy na mnie w lustrze. Staram się nie ruszać, ignorując naturalny odruch zakrycia się. Kładzie dłoń na moim brzuchu.

– Spójrz tylko na siebie. Jesteś taka piękna – mruczy. – Przekonaj się, jaka jesteś w dotyku. – Ujmuje moje obie dłonie i splata palce z moimi, tak że są rozcapierzone. Kładzie je na brzuchu. – Zobacz, jak gładka jest twoja skóra. – Głos ma miękki i niski. Zatacza moimi dłońmi powolne kółka, następnie kieruje je ku piersiom. – Poczuj, jak pełne są twoje piersi. – Trzyma moje dłonie tak, że obejmują piersi. Delikatnie gładzi kciukami sutki.