Przez chwilę patrzy na mnie, po czym marszczy brwi.
– Rozumiem. Ale jak na razie dobrze ci idzie.
– Ale za jaką cenę? Czuję się skrępowana.
– Lubię cię skrępowaną – uśmiecha się znacząco.
– Nie to miałam na myśli! – Z irytacją chlapię go wodą.
Patrzy na mnie, unosząc brew.
– Czy ty mnie właśnie ochlapałaś?
– Tak. – Jasny gwint… to spojrzenie.
– Och, panno Steele. – Chwyta i sadza mnie sobie na kolanach, rozlewając wodę na podłogę. – Chyba wystarczy już tej rozmowy.
Bierze w dłonie moją twarz i mnie całuje. Mocno. Obejmując w posiadanie moje usta. Przechylając mi głowę… sprawując nade mną kontrolę. Jęczę mu do ust. To właśnie lubi. W tym właśnie jest dobry. Wszystko się we mnie zapala, dłonie wędrują do jego włosów i oddaję mu pocałunki mówiące: ja ciebie też pragnę, w jedyny sposób, jaki jest mi znany. Christian wydaje jęk i poprawia mnie tak, że teraz siedzę na nim okrakiem, czując pod sobą wzwód. Odsuwa się i patrzy na mnie. Oczy ma błyszczące i pełne pożądania. Opuszczam ręce i chwytam się krawędzi wanny, ale on łapie za moje nadgarstki i przytrzymuje mi ręce za plecami.
– Zamierzam cię teraz przelecieć – szepcze i unosi mnie tak, że wiszę nad nim. – Gotowa? – pyta bez tchu.
– Tak – odpowiadam, a on opuszcza mnie na siebie, powoli, niesamowicie powoli… wypełniając mnie… obserwując przy tym moją twarz.
Jęczę, zamykam oczy i rozkoszuję się tym doznaniem, tym rozciągającym mnie wypełnieniem. Zaczyna poruszać biodrami i łapię głośno powietrze, pochylając się ku niemu, opierając czoło o jego czoło.
– Proszę, puść mi ręce – szepczę.
– Nie dotykaj mnie – prosi i puszcza moje nadgarstki, zamiast nich łapiąc mnie za biodra.
Zaciskając dłonie na krawędzi wanny, powoli unoszę się i opuszczam. Otwieram oczy, by go widzieć. Obserwuje mnie, usta ma rozchylone, oddech przyspieszony, język między zębami. Wygląda tak… podniecająco. Jesteśmy mokrzy, śliscy i nasze ciała ocierają się o siebie. Pochylam głowę i go całuję. Zamyka oczy.
Z wahaniem unoszę ręce i wplatam palce w jego włosy, nie przerywając pocałunku. To wolno mi robić. On to lubi. Ja też. I poruszamy się razem. Pociągam go za włosy, odchylając mu głowę i pogłębiając pocałunek, ujeżdżając go – szybciej, w coraz szybszym tempie. Jęczę mu w usta. On zaczyna unosić mnie szybciej, szybciej… kurczowo trzyma za biodra, oddając pocałunki. Jesteśmy mokrym połączeniem ust, języków, włosów i poruszających się bioder. Moje doznania… znowu przesłaniają wszystko inne. Jestem blisko… zaczynam rozpoznawać to rozkoszne napinanie się mięśni… przyspieszanie. A woda… wiruje wokół nas, gdy nasze ruchy stają się coraz bardziej gorączkowe… rozlewa się wszędzie, naśladując to, co dzieje się we mnie… i w ogóle się tym nie przejmuję.
Kocham tego mężczyznę. Kocham jego pożądanie, to, jaki mam na niego wpływ. Kocham za to, że przebył taką drogę, żeby się ze mną spotkać. Kocham za to, że się o mnie troszczy… troszczy się. To takie nieoczekiwane, takie wzbogacające. Jest mój, a ja jestem jego.
– Właśnie tak, maleńka – dyszy.
I dochodzę, a przez moje ciało przetacza się orgazm, gwałtowne, pełne namiętności apogeum, które pochłania mnie całą. I nagle Christian przyciąga mnie do siebie… ciasno obejmuje, gdy doznaje spełnienia.
– Ana! – woła. Szaleńcza inwokacja, poruszająca i docierająca do głębi mego serca.
Leżymy na olbrzymim łożu, patrząc na siebie, szare oczy w niebieskie, twarzą w twarz. Oboje trzymamy przed sobą poduszki. Jesteśmy nadzy. Nie dotykamy się. Jedynie patrzymy i podziwiamy.
– Chce ci się spać? – pyta z troską Christian.
– Nie. Nie czuję zmęczenia. – Jestem pełna energii. Tak dobrze było porozmawiać. I chcę więcej.
– Na co masz ochotę? – pyta.
– Na rozmowę. Uśmiecha się.
– O czym?
– O tobie.
– A konkretnie?
– Jaki jest twój ulubiony film? Uśmiecha się szeroko.
– Dzisiaj Fortepian.
Jego uśmiech jest zaraźliwy.
– Oczywiście. Głuptas ze mnie. Taka smutna, poruszająca muzyka, którą z pewnością potrafisz zagrać? Tyle osiągnięć, panie Grey.
– A najważniejsze to pani, panno Steele.
– Więc jestem numerem siedemnastym.
– Siedemnastym?
– Liczba kobiet, z którymi, eee… uprawiałeś seks. Kąciki jego ust unoszą się.
– Niezupełnie.
– Mówiłeś, że piętnaście. – Moja konsternacja jest oczywista.
– To liczba kobiet w moim pokoju zabaw. Sądziłem, że o to ci chodzi. Nie pytałaś, z iloma kobietami uprawiałem seks.
– Och. – Kuźwa… jest ich więcej. Ile? – Waniliowy?
– Nie. Ty jesteś moim jedynym waniliowym podbojem. – Kręci głową, nadal się uśmiechając.
Czemu tak go to bawi? I dlaczego ja też się uśmiecham jak idiotka?
– Nie potrafię ci podać konkretnej liczby. Nie robiłem nacięć na kolumience przy łóżku ani nic z tych rzeczy.
– O jakich liczbach mówimy, dziesiątkach, setkach… tysiącach? – Moje oczy stają się coraz większe.
– Dziesiątkach, na litość boską.
– Wszystkie uległe?
– Tak.
– Przestań się tak szczerzyć – ganię go lekko. Nie jestem w stanie utrzymać powagi.
– Nie mogę. Śmieszna jesteś.
– Śmieszna niemądra czy śmieszna ha, ha?
– Chyba jedno i drugie. – Przywłaszcza sobie moje słowa.
– Cholernie to bezczelne z twojej strony.
Przechyla się i całuje mnie w czubek nosa.
– Powiem ci coś, co cię zaszokuje, Anastasio. Gotowa?
Kiwam głową, nadal z niemądrym uśmiechem na twarzy.
– Wszystkie uległe przechodzą szkolenie. W Seattle i okolicach są miejsca, gdzie można zdobywać doświadczenie. Nauczyć się tego, co ja umiem – mówi.
Słucham?
– Och. – Mrugam powiekami.
– Aha, płaciłem za seks, Anastasio.
– To żaden powód do dumy – burczę wyniośle. – I masz rację… jestem mocno zaszokowana. I zła, że ja nie jestem w stanie zaszokować ciebie.
– Włożyłaś moją bieliznę.
– To cię zaszokowało?
– Tak.
Moja wewnętrzna bogini wykonuje mistrzowski skok o tyczce.
– Nie włożyłaś majtek na kolację u moich rodziców.
– To cię zaszokowało?
– Owszem.
Jezu, drugi skok jest jeszcze lepszy.
– Wygląda na to, że potrafię cię zaszokować jedynie w sektorze bieliźnianym.
– Powiedziałaś mi, że jesteś dziewicą. To największy szok, jaki dane mi było przeżyć.
– Tak, minę miałeś godną Oscara – chichoczę.
– Pozwoliłaś mi pieścić cię szpicrutą.
– To cię zaszokowało?
– Aha.
Uśmiecham się od ucha do ucha.
– Cóż, możliwe, że jeszcze ci na to pozwolę.
– Och, liczę na to, panno Steele. W ten weekend?
– Okej – zgadzam się nieśmiało.
– Okej?
– Tak. Wejdę znowu do Czerwonego Pokoju Bólu.
– Mówisz do mnie po imieniu.
– To cię szokuje?
– Szokuje mnie fakt, że mi się to podoba.
– Christian. Uśmiecha się.
– Chcę jutro coś zrobić. – W jego oczach błyszczy ekscytacja.
– Co takiego?
– To niespodzianka. Dla ciebie. – Głos ma niski i miękki. Unoszę brew i jednocześnie tłumię ziewnięcie.
– Nudzę panią, panno Steele? – pyta sardonicznie.
– W żadnym razie.
Przechyla się i delikatnie całuje mnie w usta.
– Śpij – nakazuje, po czym gasi światło.
I w tej spokojnej chwili, gdy zamykam oczy, zmęczona i zaspokojona, uważam, że znajduję się w samym oku cyklonu. A pomimo tego wszystkiego, co Christian mi powiedział i co przemilczał, chyba jeszcze nigdy nie czułam się tak szczęśliwa.