Выбрать главу

Roześmiał się lekceważąco i spojrzał na tłum w czarnych mundurach.

— Osobiście uważam, że poradzimy sobie lepiej, a przywódcy świata podzielają moje zdanie. Będziecie, cholera, lepsi albo was zdegraduję.

Rozległy się ponure śmiechy, ale większość zebranych słuchała tylko jednym uchem, szybko wertując dokumenty.

— Na tej konferencji każdy zespół ma więc ustalić, jakiej broni powinien użyć nasz kraj i jaką zastosować taktykę. A teraz więcej złych wiadomości. Główni dowódcy, czyli ja i kilku innych, postaramy się coś wynegocjować, ale istnieją pewne polityczne i budżetowe przeszkody, który uniemożliwiają Federacji użycie jej wojsk. Dlatego Federacja wykorzysta większość naszej marynarki wojennej, lotnictwa wojskowego, piechoty morskiej i elitarnych oddziałów wojska.

W cichym dotąd pomieszczeniu rozległy się teraz pomruki rozmów. Cleburne uciszył zebranych gestem dłoni i mówił dalej.

— W niektórych przypadkach będziemy współdziałać z armiami innych krajów, które pracują nad tym samym problemem, szczególnie z armiami krajów sojuszniczych. Ostateczne plany dotyczące statków kosmicznych, wahadłowców, satelitów komunikacyjnych i myśliwców kosmicznych oraz wszystkie sprawy związane z flotą Federacji będzie musiał ustalić wspólny komitet. Chcę coś wyjaśnić: lepiej, żeby zespoły pracujące nad zastosowaniem statków wojennych i oddziałów piechoty zrobiły wszystko dobrze. Będzie cholernie mało przeglądów kontrolnych, a tymi siłami będziemy walczyć o życie. To jest ostatnia zła wiadomość. Powód, dla którego Federacja unikała dotąd kontaktu z nami, jest oczywisty: obawiano się zamienić jednego wroga na drugiego.

Ale, co też jest oczywiste, ostatecznie zdecydowano się skorzystać z naszej pomocy. Powodem tego jest fakt, że Obcy ponoszą ogromne straty i w końcu zostali przyparci do muru. Nasza planeta jest następna. Według Galaksjan, Ziemię czekają cztery do pięciu fal najazdów. Pierwsza dotrze tu już za pięć lat.

4

Fort Bragg, Północna Karolina, Sol III
18:24, 19 marca 2001

— Mueller.

— Żartujesz?

— Nie.

Najdalsza misja zwiadowcza w wojskowej historii Ziemian zaczęła się od rozmowy dwóch doświadczonych podoficerów nad kartką papieru w linie. Mosovich i Ersin, wysoki, szczupły, ciemnowłosy starszy sierżant o lekko azjatyckich rysach, siedzieli przy stole kuchennym i wybierali członków wielozadaniowego zespołu spośród najlepszych ludzi, jakich znali. Dochodziło do nieuniknionych różnic poglądów.

— Na pewno żartujesz — powiedział Mosovich. — Po pierwsze, jest piekielnie niedoświadczony. Po drugie, cholerny z niego gaduła; ten dureń nie wie, kiedy się zamknąć.

Mosovich wstał, podszedł do lodówki i wyjął butelkę piwa. Zaproponował napój Ersinowi, a potem wyjął drugą butelkę dla siebie, otworzył obydwie, wyrzucił kapsle do śmieci i wrócił do stołu.

— Ale śpiewająco przeszedł testy bojowe — upierał się Ersin. — I miał wspaniałe akta, już zanim wstąpił do Sił Specjalnych. A tak naprawdę przyda się nam jego doświadczenie w badaniu terenu. Będziemy go potrzebowali, bo ta cała cholerna planeta to najwyraźniej jedno wielkie bagno i nie znam innego żołnierza, który mógłby dać sobie z tym radę. Nie zawadzi nam też to, że jest cholernie dobrym tragarzem.

— A może Simmons? — zapytał Mosovich i pociągnął łyk piwa.

Ersin odchylił głowę do tyłu i potrząsnął nią lekko.

— Porusza się jak pieprzony słoń w składzie porcelany — rzucił z odrazą.

— Pracowałeś z Muellerem — powiedział Mosovich.

To było stwierdzenie.

— Tak — przyznał Ersin, obrócił butelkę w ręku i wypił łyk piwa.

Wolał lepsze gatunki, niż miał do zaoferowania starszy sierżant, ale nigdy nie odmawiał darmowego piwa.

— Pracował z Haroldem. Wykonaliśmy kilka drobnych zadań i przeprowadziłem go kilka razy przez kurs operacji specjalnych. To dobry żołnierz o dobrych rękach.

W Zadaniach Specjalnych określenie to miało swoje szczególne znaczenie. Oznaczało kogoś, kto bardzo dobrze posługiwał się bronią.

— Dobra, czort wie, ilu ludzi już kiedyś wkurzyłem — zgodził się niechętnie Mosovich.

— Wydaje mu się, że wie wszystko najlepiej, ale prawdziwy problem polega na tym, że zwykle ma rację.

Ersin zwycięsko zakończył sprzeczkę.

— Dobra, obstawiamy zatem operacyjny, broń, łączność, zadania saperskie i sanitariusza. Potrzebujemy zwiadowcy i kogoś, kto zdubluje sanitariusza. Ciebie.

— Dobra. Dajmy Muellera do zadań operacyjnych i zwiadu razem z tobą.

— Ja się zajmę łącznością, Walters zadaniami saperskimi, poza tym wszyscy od biedy wiemy, jak używać broni.

Zresztą to misja zwiadowcza, a nie rajd. Po co nam broń? — uśmiechnął się pokryty bliznami weteran.

Ersin parsknął śmiechem.

— Więc chcesz lecieć nie uzbrojony?

Była to znana taktyka jednoosobowych misji zwiadowczych, ale nie rekonesansu w zespole.

— Na pewno nie. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli strzelać, ale zabiorę najcięższy sprzęt, jaki się da. Oby Traynerowi udało się nam to wszystko załatwić. Będziemy potrzebować broni specjalnej. To mi przypomniało, że przyda się też kilku ludzi na innych stanowiskach.

— Niech zgadnę. Czy jednym z nich nie mógłby być Trapp?

Ersin uśmiechnął się do wspomnień i zamachał rękami przed oczami Mosovicha, jakby czarował.

— Tak — uśmiechnął się Mosovich. — Mógłby się przydać ktoś do podchodów. A skoro już o tym mowa, musimy zdobyć informacje o fizjologii tych istot, zanim wylądujemy. Ktoś jeszcze?

— Nie wiem. Jeszcze jeden inżynier?

— A co będzie, jeśli będziemy musieli przerwać kontakt?

— A, dobra.

Ersin zastanowił się przez chwilę i wypił kolejny łyk piwa słodowego. Poruszył mięśniami twarzy jak szczur machający wąsami.

— Snajper?

— Tak. Ale kto? — zapytał Jake i uniósł brew.

Najwyraźniej miał kogoś na myśli.

— Fordham — odpowiedział natychmiast Ersin.

— Nieee. Jest dobry, ale słyszałeś kiedyś o Ellsworthy?

Ersin wyglądał na zakłopotanego.

— No, nie wiem, Jake, kobieta?

— Widziałeś, jak ta suka strzela? — uśmiechnął się Jake.

Grymas uśmiechu sprawił, że jego pokryta bliznami twarz wyglądała koszmarnie.

— Nie, ale słyszałem o niej. Bannon spotkał ją w Quantico. Nazywają ją „Zjawą”.

Twarz Ersina zdradziła, że nie spodobał mu się ten pomysł.

— Bardzo jej nie lubię. Wielu ludzi uważa, że staram się nie przegapić żadnej okazji, żeby się z kimś przespać, ale gdyby ta lalunia się na mnie wkurzyła, mógłbym od razu zacząć kopać sobie grób.

— Ty tu jesteś szefem — powiedział starszy sierżant z oczywistą niechęcią.

— Jak cholera.

* * *

Siedmiu mężczyzn i jedna kobieta siedziało w małym, słabo oświetlonym pomieszczeniu Sztabu Pierwszego Dowództwa Specjalnych Operacji Wojennych imienia Johna F. Kennedy’ego w Fort Bragg w Północnej Karolinie.

Nosili cztery rodzaje mundurów i plakietki różnych jednostek. Każda z tych osób miała duże doświadczenie w swojej dziedzinie. Większość brała już udział w walce. Wszyscy byli aktualnie stanu wolnego. Należeli do piechoty morskiej, sił lądowych i marynarki. Tylko jedna osoba miała mgliste pojęcie o misji. Starszy sierżant Mosovich pojawił się po minucie i zbliżył do szczytu stołu konferencyjnego. Usiadł, a pozostali zaczęli odsuwać krzesła od starego drewnianego stołu. Niektórzy nie przerwali rozmowy.