Spojrzał na generała i zauważył jego zakłopotany wyraz twarzy.
— Jeden ciężki rydwan na dziesięciu piechotnych — wyjaśnił.
Jack zastanowił się przez chwilę i przytaknął.
— Więc co nam to daje?
— „Kiedy wróg jest silny, wycofujemy się, kiedy jest słaby, atakujemy.” — Tak, i podstępy strategiczne. A jeśli chodzi o broń?
— Posleeńska kompania będzie dysponować jakimiś ośmioma ciężkimi wyrzutniami rakiet — ciągnął Mike, patrząc w dokumentację. — Należy przypuszczać, że rakiety te przebiją Abramsa wzdłuż na wylot. Jeszcze kilka trzymilimetrowych dział Gaussa, które pewnie załatwią Abramsa z boku, a już na pewno rozwalą Bradleya.
— Nie można nimi wycelować — zauważył generał.
— Z całym należnym szacunkiem, sir, można — nie zgodził się Mike. — Broń nie ma celowników, ale to nie znaczy, że nie można wycelować. A z tego, co wiemy, Posleeni lubią zmasowany atak.
— Słusznie — przyznał Horner. — Ale pomoże im to tylko przy strzelaniu na niewielką odległość. Czy nam to coś daje?
— Tak, i właśnie o to chodzi. Jeśli podejdziemy za blisko, rozwalą nas przy użyciu dowolnego nowoczesnego systemu.
Mike uniósł brew.
— Właściwie sam już do tego doszedłem — stwierdził Horner.
Obdarzył Mike’a kolejnym chłodnym uśmiechem i opuścił ręce. Zmęczyło go narzekanie, nadszedł czas na pomysły.
O’Neal znowu otworzył teczkę dokumentów.
— Żeby ich zatrzymać, potrzebujemy piechoty. Możemy uzyskać przewagę, jeśli użyjemy artylerii, lotnictwo nie wchodzi w grę, możemy też użyć jakichś cudownych czołgów, ale jeśli będą za drogie, wykończą nas koszty produkcji. Ale potrzebujemy czegoś, żeby przeprowadzić atak, a nie tylko bronić się w fortyfikacjach. Musimy być w stanie zatrzymać ich w miejscu i przetrwać, nawet jeśli będziemy otoczeni, wezwać wsparcie ogniowe…
— Przyszły mi do głowy dwie rzeczy — powiedział Jack.
Mike spojrzał na schemat pojazdu Wszechwładcy, antygrawitacyjne sanie w kształcie spodka, z ciężką bronią zamocowaną centralnie. Na ilustracji był to wielolufowy ciężki laser.
— Myślę, że możemy użyć mechów — powiedział generał i odchylił się lekko w bok, żeby zobaczyć, czy były podoficer go słucha. Ciche parsknięcie było wystarczającym potwierdzeniem.
— Co?
— Widzisz? — zapytał Mike i wskazał na laser.
— Tak.
— Napisano tu, że Wszechwładcy używają ciężkich laserów, ciężkich dział Gaussa albo wieloprowadnicowych powtarzalnych wyrzutni pocisków hiperszybkich. Więc o ile nie masz na myśli mechów w ilości wystarczającej do przytłoczenia celu, nie chciałbym być w niczym takim jak mech. — Mike znowu wskazał rysunek. — Pięć, sześć takich dział rozbiłoby go na miazgę, a takich dział jest od czternastu do dwudziestu na „brygadę”. Nie mówiąc już o tym, że żaden mech nie wytrzyma trafienia pociskiem hiperszybkim. Zresztą kawaleria zaliczyłaby mechy raczej do swojej działki.
— Ja się zajmę walką na górze — powiedział generał — a ty się zajmij systemami. A może ich zabijemy zanim będą mieli szansę zabić nas? Powinno nam się udać zaatakować z daleka i wyeliminować Wszechwładców.
— Pewnie tak, w sprzyjających okolicznościach, Jack, ale co się stanie, kiedy się wreszcie zbliżą? Albo kiedy nagle znajdziesz się pomiędzy nimi? Daj spokój! Sam mnie tego uczyłeś. Na pewno pamiętasz, co się stało w Grenadzie.
— W takim razie pancerze wspomagane, które były moim drugim pomysłem, też nie wchodzą w grę — powiedział generał i skrzywił się.
Wysłanie nie chronionej niczym piechoty przeciw tym wojskom ponad wszelką wątpliwość skończyłoby się rzezią.
— Niekoniecznie — stwierdził Mike i otworzył dokumentację na innej stronie. — Posleeni walczą przecież w falangach. Duże bloki zwykłych wojowników z Wszechwładcami w nieregularnych odstępach, zazwyczaj daleko z tyłu.
— Zgadza się. — Generał zmrużył oczy, kiedy patrzył na Mike’a, i próbował nadążyć za jego tokiem rozumowania.
— I zasadniczo nie można ich zawrócić. Nie można ich ani wystraszyć, ani zmusić do odwrotu.
Mike w zamyśleniu podrapał się po podbródku.
— Galaksjanom nigdy się to nie udało — zaznaczył Horner z wyraźną sugestią, że mogłoby się to udać Ziemianom.
— Więc trzeba ich wybić wszystkich co do jednego. — Mike podrapał się w policzek, który zaczął już pokrywać się słabym meszkiem zarostu. — Ale nawet jeżeli będziemy na wzniesieniu terenu, a oni będą mieli ograniczone pole manewru, to i tak jeśli zabijemy jeden milion, zostaną nam jeszcze dwa.
— Tak — zgodził się Horner. — Więc potrzebujemy czegoś na tyle silnego, że zabiłoby miliony i jednocześnie przetrwało atak milionów.
Horner zastanowił się nad tym, co właśnie powiedział, i przyszło mu do głowy coś podobnego do piechoty.
— Masz rację, to niemożliwe, mamy przesrane.
Generał potrząsnął głową, zaciął usta i utkwił wzrok w jakimś odległym punkcie przestrzeni.
Mike otworzył nagle szeroko oczy i strzelił palcami.
— Masz rację tylko częściowo. Nie musimy mieć czegoś, co przetrwa uderzenie milionów pocisków jednocześnie.
— Dla podkreślenia słów miarowo kiwał palcem. — Jeśli użyjemy mecha, będzie wystawał ponad formację wroga i stanie się celem dla każdego Posleena. Ale jeśli użyjemy pancerzy wspomaganych, będziemy na ich poziomie i wtedy mogą nas trafić tylko jednostki z pierwszego szeregu. Jeśli jednostka pancerzy sama rozpęta wystarczające piekło, będzie w stanie zmniejszyć ostrzał skierowany przeciw niej, szczególnie jeśli wesprzemy ją artylerią. Poza tym jednostka taka mogłaby przemieszczać się po nierównym terenie, nie do przebycia dla Posleenów i cholernie trudnym dla czołgów i mechów. Poruszałaby się szybciej niż Posleeni i przy każdym kontakcie zadawałaby im ogromne straty. Przy odpowiedniej komunikacji z dowództwem i sprawnych systemach kontrolnych jednostka będzie w stanie podać precyzyjnie współrzędne wroga i jednocześnie odpowiedzieć na bezpośredni atak z bliska i z daleka.
Na zakończenie Mike kiwnął głową.
— Od początku byłem za pancerzami wspomaganymi, ale chciałem się upewnić, czy moja intuicja dobrze mi podpowiada.
Z uśmiechem odchylił się do tyłu na krześle, ogarnięty uczuciem ulgi. Nadciągająca burza wywoła duże straty, ale jeśli Galaksjanie będą w stanie dostarczyć pancerze wspomagane, ludzkość będzie mogła jednak przetrwać.
— Dobra — powiedział Horner, kiedy zastanowił się na tym pomysłem.
Zaczął marszczyć czoło, co było niewątpliwą oznaką zadowolenia.
— Niech tak będzie, jeśli tylko Galaksjanie potrafią to zbudować.
— I jeśli nas na to stać. Pancerze będą drogie. A skoro już o tym mowa, czy możesz mi wyjaśnić zależność między budżetem i strukturą armii? Nie opisano tego dokładnie w dokumentacji.
Mike przerzucił strony, żeby przeszukać indeks, ale jedyny wpis odnosił się do pojedynczej, niewiele mówiącej linijki tekstu.
— Cóż — powiedział Horner, a jego twarz stała się jeszcze bardziej ponura. — Mówiono mi o tym. Galaksjanie walczą z Posleenami od czasu naszej wojny secesyjnej. Początkowo bronili każdej planety jako Federacja, ale kiedy stracili ich zbyt wiele, przestali sobie radzić z kosztami. Więc teraz podczas obrony każda planeta jest zdana tylko na siebie, a Federacja wspiera jedynie Flotę. Atakowane planety mogą uzyskać fundusze od innych sojuszniczych planet. My jednak nie zawarliśmy żadnych sojuszów międzyplanetarnych, więc źródło funduszy na obronę jest naszym głównym problemem.