Urządzenia komunikacyjne używały pól podprzestrzennych, dzięki którym sygnał był wykrywalny, ale nie można było zlokalizować jego źródła. Jedynym wytworem federacyjnej technologii, z którego ku zmartwieniu Darhelów nie mogli skorzystać, były inteligentne przekaźniki. Galaksjanie bardzo przepraszali, ale po prostu wszystkie takie urządzenia przypisano już innym użytkownikom.
Podczas gdy reszta zespołu kończyła zapinać plecaki i kombinezony bojowe, Mosovich włożył do ucha odbiornik komunikacyjny i ruchem dłoni nakazał pozostałym zrobić to samo. Następnie zainstalował mikrofon gardłowy na swoim jabłku Adama.
— Próba, ogólny test — wyartykułował, nie otwierając ust i wydając z siebie tylko lekkie mruczenie.
— Operacyjny.
— Zwiad.
— Snajper.
— Terenoznawstwo.
— Sanitariusz.
— Łączność.
— Saper.
Mueller wyciągnął dwie sztuki ładunków wybuchowych C-9 i zamachał nimi demonstracyjnie. Mosovich skarcił go spojrzeniem.
— Dowództwo, test pomyślny. Od tej chwili otwieracie usta tylko po to, żeby jeść.
System odbierał drgania jabłka Adama i przekazywał je w postaci fal o niskich częstotliwościach, które były dużo trudniejsze do wykrycia niż dźwięk. O ile Posleeni w ogóle używali jakichś detektorów, zaszyfrowane mikrodrgania mogłyby im się wydać tylko rodzajem anomalii podprzestrzennych, które zwykle występują na powierzchni planet.
Jeszcze raz sprawdzono plecaki, posegregowano sprzęt i wreszcie wszystko było gotowe. W chwilę później w głośnikach rozległ się głos Himmita Rigasa.
— Za moment wchodzimy w atmosferę. Proszę zająć pozycje.
Członkowie zespołu zapięli plecaki, zamocowali broń i wdrapali się na niewygodne koje ratunkowe. Plecaki, których nie zdejmowali, zmieściły się w specjalnie zaprojektowanych zagłębieniach. Kiedy wszyscy już się ułożyli, plastyczna masa wypełniła przestrzenie między nimi a kojami, a potem powiększyła swoją objętość i zaczęła z wolna pokrywać żołnierzy od stóp do głów, łącznie z przymocowaną bronią. W końcu substancja okleiła kokonem całe ich ciała, z wyjątkiem twarzy. Kiedy masa dobrze dopasowała się do kształtu ich ciał, skurczyła się i maksymalnie ścisnęła. W ten sposób, gdyby doszło do nagłej utraty sterowności, załoga miała pewne szanse na przeżycie.
Wszyscy ćwiczyli ten manewr w symulatorach na Kwajalein, ale mimo to ogarnął ich lęk, kiedy dziwna substancja zaczęła pełzać w górę twarzy, omijając oczy, nos i usta. Kiedy tylko kokony były gotowe, tajny statek kosmiczny uderzył w zewnętrzne warstwy atmosfery i szarpnął jak nie ujeżdżony koń.
— Hej, sierżancie — Mueller zamruczał przez obwody komunikacyjne. — Po co ten cyrk? Skoro mamy kompensatory bezwładności, i tak nic nie poczujemy.
— Nie mam zielonego pojęcia, Mueller — rzucił Mosovich. — Zamknij się i leż spokojnie.
W tym momencie statek skręcił ostro w dół i jednocześnie przechylił się mocno na bok, a twarz sierżanta zzieleniała od przeciążenia.
Ellsworthy, która miała najmniejsze doświadczenie w lotach tego typu, gwałtownie zwymiotowała, co jeszcze pogorszyło sytuację, zwłaszcza że nie mogła przewrócić się na bok. Smród zwróconego gulaszu wywołał u załogi reakcję łańcuchową. Kabinę wypełniły wiązki promieni ściągających, które złapały krople kleistej mazi i wciągnęły je w otwory w ścianach. Wokół koi ratunkowych i twarzy załogi zaroiło się od nannitów, usuwających nieczystości z każdego centymetra kwadratowego kabiny. Nieoczekiwaną zaletą kokonów okazał się fakt, że ochroniły one mundury i sprzęt.
— Sierżancie Mueller — zabrzmiał interkom, kiedy pająkowate nannity usuwały resztki zawartości żołądka z twarzy żołnierza. — Mówi Himmit Rigas. Nie odczuwacie na szczęście wszystkich skutków manewrów, które wykonuje statek. Podążamy torem maksymalnie zmniejszającym prawdopodobieństwo wykrycia. Ostatni przechył spowodował przeciążenie dwieście razy większe od grawitacji waszej planety. Nie możemy zamaskować naszego śladu termicznego, więc staramy się przyjąć tor lotu bardzo nieregularnego meteoru. A teraz, jak powiedział wasz starszy sierżant, zamknijcie się i leżcie spokojnie.
Część załogi zaśmiała się ponuro, a statek wykonał beczkę i ostro zanurkował ku ziemi.
— Trzydzieści sekund.
Koje ratunkowe jak na komendę uniosły się do pionu i przechyliły, odwracając członków załogi twarzą do dołu.
Podłoga rozchyliła się i przez zasłonę pola siłowego żołnierze zobaczyli purpurowe drzewa planety Barwhon.
Dziewicze zarośla śmigały w dole szybciej niż rozpędzony pociąg i wydawało się, że statek dzieli od nich zaledwie kilka centymetrów. Wielowarstwowa dżungla była najgęstszym lasem w całym znanym wszechświecie; perspektywa misji bojowej w tym terenie przestała się nagle wydawać dobrym pomysłem.
— Dziesięć sekund.
Mosovich wziął głęboki oddech, a masa plastyczna cofnęła się nagle w głąb koi. Sierżant przycisnął do piersi swojego Zamiatacza Ulic kaliber 12 i postanowił zaufać himmickim urządzeniom. W kabinie rozległ się nagle huk powietrza, dźwięk dobrze znany wszystkim jednostkom powietrznodesantowym, a Mosovich prawie w tym samym momencie poczuł uderzenie w plecy. Połączony efekt wyrzucenia ze statku i grawitacji wydawał się przesądzać o roztrzaskaniu załogi o drzewne giganty rodem z mitów greckich. Kiedy gałęzie niemal sięgały po nich jak odnóża modliszki, Mosovich usłyszał zgrzyt w plecaku i tempo lotu gwałtownie osłabło. Nie odczuł zwalniania. Tylko widok nie przybliżających się już drzew wskazywał, że zatrzymał się w powietrzu. Rozejrzał się i zobaczył pozostałych członków zespołu, którzy podobnie jak on dyndali na rzemieniach swoich plecaków. Włączył obwód opuszczania w galaksjańskim urządzeniu antygrawitacyjnym i zespół do zadań specjalnych zaczął opadać w stronę nieznanego lasu.
7
Prezydent stał na podium i mocno zaciskając dłonie na krawędziach blatu wodził wzrokiem między słuchaczami a ekranem z tekstem przemówienia. Jego wystąpieniu nie wtórował zwykły w takich sytuacjach aplauz. Informacja o przemówieniu przed obiema izbami Kongresu przyszła nagle i była zbyt złowieszcza, żeby wywołać jakiekolwiek oznaki radości. W ciągu kilku dni między zapowiedzią przemówienia a samym wystąpieniem kraj i świat ogarnęła panika, a plotki rozszalały się jak gwałtowny pożar. Jednostki wojskowe na całym świecie postawiono w stan gotowości, bez jakiegokolwiek wyjaśnienia, na czym polegało zagrożenie. Znikało coraz więcej naukowców i techników, na prawo i lewo zawieszano realizację projektów, a personel ginął w informacyjnej czarnej dziurze.
Wszyscy wiedzieli już, że była jakaś tajemnica, której skutki miały zatrząść światem, ale udało się ją zachować aż do tej decydującej nocy.
— Członkowie Kongresu, mężowie stanu, drodzy Amerykanie — zaczął prezydent z najbardziej ponurym wyrazem twarzy, jaki kraj dotąd oglądał. — To jest noc, która przejdzie do historii, noc, która na zawsze utkwi w pamięci człowieka, nawet przez miliony lat.
Powiódł wzrokiem po sali i niemal wyczuł w powietrzu wzrastające zaniepokojenie zebranych polityków. Po raz pierwszy widział tę zazwyczaj rozkojarzoną grupę ludzi słuchających w takim skupieniu czyichś słów. Nie znali tekstu przemówienia i nie mogli go na bieżąco komentować.