Duncan czekał, aż zwołają ostatni apel, i żeby zapomnieć o durnym współlokatorze przyglądał się ostatniej czarnej skrzynce, jaką im przydzielili. Była wielkości mniej więcej pudełka Marlboro, płaska, o intensywnie czarnej barwie, z wyglądu bardzo podobna do inteligentnych przekaźników. Czarna jak as pik. I wytwarzała pole siłowe, którego nie można było przebić kulą kaliber .308. Duncan już to sprawdzał. Kilka razy, żeby się upewnić. Skrzynka nawet nie drgnęła, kiedy pociski odbijały się rykoszetem; to był ciekawy widok. Dość powiedzieć, że chłopaki wokół ruszali się cholernie szybko, kiedy kule wróciły na teren klubu strzeleckiego w Fort Bragg. Na szczęście w okolicy nie było żadnych trepów. Inni strzelcy tylko się śmiali, a potem powrócili do strzelania.
Dobra, więc skrzynka odbijała pociski. Ale pole rozwijało się tylko na jakieś dwa metry w każdą stronę i zatrzymywało, kiedy napotykało przeszkodę. Zatrzymywało się. Nie omijało przeszkody. Po prostu się zatrzymywało, co było kompletnym niewypałem, jeśli się nad tym przez chwilę zastanowić. I skrzynkę trzeba było specjalnie przymocować, a nie tylko schować ją w odpowiednim miejscu. Duncan odbył krótką rozmowę z inteligentnym przekaźnikiem i okazało się, że cholerna skrzynka miała coś w rodzaju blokady bezpieczeństwa.
Więc Duncan porozmawiał z przekaźnikiem jeszcze trochę dłużej i przekonał go, że skoro byli batalionem eksperymentalnym, to powinni mieć prawo eksperymentować. Przekaźnik sprawdził protokoły i najwyraźniej zgodził się z tym, bo wyłączył blokady. Duncan upewnił się, że przyrząd jest w zasięgu ręki, i uruchomił go.
Urządzenie wytwarzające osobiste pole siłowe działało na zasadzie generowania siatki siłowej o niskiej energii.
Zaprojektowano je w taki sposób, żeby przez czterdzieści pięć minut podtrzymywało pole siłowe wokół obszaru o powierzchni dwunastu metrów kwadratowych. Jeżeli nastawiono by je na maksymalny zasięg, pole objęłoby powierzchnię tysiąca dwustu pięćdziesięciu metrów kwadratowych i utrzymałoby się przez trzy milisekundy. Siatka była praktycznie dwuwymiarowa. Rozwijała się na dwadzieścia metrów w każdą stronę, przenikając przestrzenie między atomami.
Siatka przecięła teraz powietrze niczym samurajska katana, przechodząc przez wszystkie przedmioty, belki dwuteowe, konstrukcję łóżka, szafki na ścianach i, na nieszczęście dla współlokatora sierżanta Duncana, przez jego kończyny. Płaszczyzna siatki, cieńszej od włosa, sięgała od magazynu, gdzie między innymi rozcięła całe pudełko piór Bica i spowodowała ogromny bałagan, aż po dach, gdzie zrobiła ogromną wyrwę. Jednak kiedy całą bazę zaatakowali później Posleeni, i tak nikt nie zwracał już uwagi na tę jedną wyrwę. Ponadto wydajność urządzenia była większa niż zespołu obwodów nadprzewodnikowych i tracona energia szybko ogrzała skrzynkę do ponad dwustu stopni Celsjusza.
— Jezu! — wrzasnął sierżant Duncan i upuścił parzące nagle urządzenie, a jego prycza spadła na podłogę. Kiedy przełamana podłoga zapadła się lekko do środka, zaczął zsuwać się naprzód, podobnie jak jego towarzysz na drugiej pryczy. Współlokator wydał z siebie przeraźliwy krzyk, kiedy jego nogi odłączyły się nagle poniżej kolan od ześlizgującego się po pochylni ciała, a jasnoczerwona krew bluznęła na szybko ciemniejącą pościel.
W swoim czasie sierżant Duncan widział więcej tragicznych wypadków niż ktokolwiek inny, więc teraz zadziałał bez zastanowienia. Szybko owinął rzemień spadochronowy wokół kikutów. Nóż doskonale nadał się na krępulec przy jednej opasce uciskowej; dobrze umiejscowiony nie przeciął nawet rzemienia. Druga opaska spowolniła upływ krwi po użyciu samozaciskającej się pętli, bardzo przydatnej do przygotowywania pojazdów do twardego lądowania lub w kontaktach z pewnego rodzaju kobietami. Nieszczęsny współlokator miotał przekleństwa i płakał; dla kogoś takiego jak on utrata nóg mogła oznaczać śmierć.
— Przestań — warknął sierżant Duncan, kiedy wsunął śrubokręt pod drugą opaskę i zacisnął ją, aż ustał upływ krwi. — Potrafią teraz sprawić, że wyrosną ci nowe nogi.
Wzrok współlokatora stawał się mętny od utraty krwi, ale mężczyzna zdołał jeszcze uchwycić sens wypowiedzi i przytaknąć, zanim zemdlał.
— Za to ja siedzę w gównie — szepnął wreszcie Duncan, przycisnął poparzoną dłoń do piersi i wdrapał się w górę pochylni do drzwi.
— Sanitariusz! — ryknął w głąb korytarza, oparł się plecami o framugę i popatrzył niewidzącym wzrokiem na podłogę opadającą ku miejscu niezwykle równego cięcia.
Starszy sierżant Black wszedł do biura dowódcy batalionu, przepisowo wykonał zwrot w prawo i zasalutował.
Sierżant Duncan wszedł tuż za nim i stanął na baczność.
— Starszy sierżant Black melduje się na rozkaz z jednym podkomendnym — powiedział zdecydowanym, ale cichym głosem Black.
— Spocznij, sierżancie Black — powiedział podpułkownik Youngman.
Patrzył na sierżanta Duncana przez całą minutę. Duncan stał na baczność i pocił się, czytając wiszący na przeciwległej ścianie dyplom mianowania na oficera. Jego umysł odpłynął w takie miejsce, w którym nie mogło być mowy o sądzie wojskowym. Duncan miał nieodparte wrażenie, że ostatnie wydarzenia z pewnością były snem, koszmarem nocnym. Nic tak okropnego nie mogło się zdarzyć w rzeczywistości.
— Sierżancie Duncan, i to jest czysto retoryczne pytanie, co ja mam z wami zrobić? Jesteście bardzo kompetentni, o ile akurat czegoś nie spieprzycie, a najwyraźniej robicie to na zawołanie. Odbyłem rozmowę ze starszym sierżantem, dowódcą waszej kompanii, z sierżantem z waszego plutonu i, poza protokołem, waszym byłym dowódcą. Usłyszałem także kilka oficjalnych uwag na wasz temat od obecnego przełożonego.
Youngman urwał, a jego twarz zmieniła się.
— Przyznam, że jestem w kropce. Oczekujemy w bardzo niedalekiej przyszłości wojny i potrzebny nam jest każdy cholerny wyszkolony podoficer, jakiego tylko możemy dorwać. Tak więc wycieczka do Leavenworth — obydwaj podoficerowie drgnęli na dźwięk tej nazwy — która byłaby najlżejszą karą, na jaką zasługujecie, prawie nie wchodzi w grę. Jednak jeśli postawię was przed sądem, właśnie tam traficie. Zdajecie sobie z tego sprawę, sierżancie?
— Tak, sir — odpowiedział cicho Duncan.
— Spowodowaliście uszkodzenie struktury budynku, którego koszty naprawy wyniosą pięćdziesiąt trzy tysiące dolarów, i odcięliście nogi waszemu współlokatorowi. Gdyby nie ta nowa galaksjańska — podpułkownik praktycznie wypluł to słowo — technologia medyczna, byłby kaleką do końca życia, ale i tak mam o jednego starszego podoficera mniej. Teraz jest tylko pacjentem i zostanie zastąpiony kimś innym. Podobno miną co najmniej trzy miesiące, zanim urosną mu nowe nogi, co oznacza, że raczej nie dostaniemy go już z powrotem. Więc, jak już mówiłem, co ja mam z wami zrobić? To jest oficjalne pytanie, życzycie sobie karę administracyjną czy sądową? To jest, przyjmiecie dowolną karę, którą wymierzę, czy chcecie stanąć przed sądem wojskowym?