Postać zadrżała i umilkła. Zdawało się, że Darhel wziął głęboki oddech, zanim znowu zaczął mówić.
— Gdyby ktoś sporządzał dla nas faktury z wyszczególnieniem wydatków związanych z interesami Darhelów, które mogłyby wyjść na jaw w czasie przypadkowej rozmowy z Darhelami albo na skutek działań waszego wywiadu… — Na moment znowu zapanowało milczenie, ale po chwili Darhel odezwał się piskliwym głosem. W jego wypowiedzi czuć było teraz napięcie. — Otrzymałby godziwe wynagrodzenie.
Zdanie zakończyło się wysokim, zdławionym dźwiękiem. Darhel odwrócił głowę na bok, potrząsnął nią silnie i wydał z siebie drżący oddech.
Pan Worth zdał sobie sprawę, że jego nowy pracodawca? klient? zwierzchnik? nie tyle nie chciał, co po prostu nie mógł mówić bardziej precyzyjnie.
— A jak byłyby dostarczane te faktury? I jak przekazywano by zapłatę? Ostrożność to jedna sprawa, ale interesy to interesy.
— Szczegółami zajmą się inni — odpowiedział Darhel z drżącym oddechem. — Rozumiem, że się pan zgadza? — dodał z nutą złości w głosie.
— Na co? — zapytał Worth. — Nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek rozmawiał z jakimś Darhelem. Prawda?
— Ach, słusznie.
Postać pochyliła się do przodu, a w ciemności błysnęły nagle zęby. Worth zadrżał z powodu ich podobieństwa do szczęk rekina.
— Nie robi się z panem miło interesów, panie Worth.
Źrenice Wortha rozszerzyły się, kiedy zobaczył postać w całej okazałości.
Szef zaopatrzenia armii Chińskiej Republiki Ludowej w prowincji Shantung stukał piórem w plik dokumentów i przedstawiał swojemu zwierzchnikowi, dowódcy sił zbrojnych w prowincji Shantung, fakty, które właśnie wyszły na jaw. Jeden z jego młodszych oficerów podczas wstępnych rozmów na temat produkcji i zaopatrzenia napotkał na niespodziewaną przeszkodę. Przekonany, że inteligentny przekaźnik popełnia błąd w tłumaczeniu — takie rzeczy zdarzały się już wcześniej — major bardzo dokładnie wypytał o wszystko swojego darhelskiego odpowiednika. Elfiej postury Darhel miał niespotykaną zdolność unikania w rozmowie problemowych zagadnień, ale w końcu, po poruszeniu kwestii techników Indowy i naukowców Tchpth, młodszy oficer zerwał negocjacje i sporządził długi raport. Raport ten, uzupełniony przez zwierzchnika majora, leżał teraz na kolanach marszałka.
— Może coś jest nie w porządku z moją zdolnością pojmowania. Jak to możliwe, że nie znają produkcji przemysłowej? Przecież widziałem ich statki. I skąd się biorą te ich przekaźniki?
— To kwestia tłumaczenia słowa „przemysł”. Produkują fenomenalne urządzenia, cudowne statki kosmiczne i wspaniałe maszyny doradcze, ale wszystko jest robione ręcznie; nie znają koncepcji produkcji taśmowej. Nie należy myśleć o taśmach produkcyjnych w kategoriach technologii; są one filozoficznym wyborem, a nie konsekwencją rozwoju. Masowa produkcja stwarza potrzebę planowania krótkiego okresu przydatności produktów, bo w przeciwnym razie dzięki wydajności taśm produkcyjnych całkowicie zaspokojono by popyt i trzeba by zamknąć fabryki. Tak więc na Ziemi niejako celowo wytwarza się produkty z tańszych materiałów, które szybciej się zużywają. Jednak wyższość przemysłu, czyli taśm produkcyjnych, polega na tym, że pozwalają one na szybką produkcję przy stosunkowo niskich kosztach. Dlatego wszyscy są zmuszeni do ich stosowania.
Urwał i zastanowił się nad doborem dalszych słów.
— Jest także druga sprawa. Jesteśmy pewni, że Federacja jest silnie zestrukturalizowana. Mogę pana odesłać do odpowiednich dokumentów…
— Czytałem je — powiedział marszałek, podnosząc pióro i przerzucając je między palcami.
Spojrzał przez okno na wznoszące się ku niebu drapacze chmur czwartego pod względem wielkości miasta w Chinach i zastanawiał się, jak je obronią, jeśli Galaksjanie nie zdołają na czas zbudować floty.
Szef zaopatrzenia skinął głową.
— Ta galaksjańska kolonia mrówek jest w dużym stopniu wyspecjalizowana.
Znowu urwał i zastanowił się, jak wyrazić następną myśl.
— Naszym zadaniem jest, wydaje się, być mrówczymi żołnierzami. Indowy, te zielonkawe, karłowate dwunożne stworzenia to mrówki robotnice. Niemal automatycznie produkują skomplikowane urządzenia wysokiej klasy.
Wahania precyzji wykonania są tak niewielkie, że produkty wyglądają, jak gdyby wykonano je w fabryce. Każdy wyrób wytwarzany jest z myślą o tym, żeby działał bardzo długo. A skoro wszystkie urządzenia produkuje się ręcznie i mają one działać przez dwieście do trzystu lat, każde z nich jest niewiarygodnie drogie. Pojedynczemu Indowy wyprodukowanie galaksjańskiego odpowiednika telewizora może zająć nawet rok. Koszty są porównywalne z rocznym dochodem elektronika albo inżyniera elektryka. Jedynym wyjątkiem wydają się inteligentne przekaźniki, które produkowane są masowo przez Darhelów. Najwyraźniej z tego samego powodu znacznie wzrasta też zapotrzebowanie na urządzenia odmładzające.
— A czy ktoś u nich handluje? — zapytał dowódca.
— Darhelowie — odparł sucho oficer zaopatrzeniowy. — Istnieje pojęcie, które kojarzone jest z ceną, a przekaźniki właśnie w ten sposób to tłumaczą. Bardziej odpowiednim określeniem byłaby „wierzytelność” albo „dług”. Jeśli nie jest się wystarczająco bogatym, żeby cokolwiek kupić, trzeba zaciągnąć pożyczkę u Darhelów.
Uśmiechnął się lekko. Każdy oficer zaopatrzeniowy uwielbiał dobre szwindle.
— W całej Federacji? — zapytał dowódca, zastanawiając nad efektem takich działań; wynik był oszałamiający.
— Tak. Pożyczkę należy spłacić w ciągu stu pięćdziesięciu lat. Z odsetkami. — Oficer zaopatrzeniowy wzruszył ramionami. — Z drugiej strony produkty nie psują się i mają gwarancję do czasu spłacenia pożyczki.
— A statki? — zapytał dowódca, wracając do najważniejszej kwestii.
— Właśnie dzięki temu wszystko zrozumiałem. Indowy muszą mieć hierarchię bardziej złożoną niż w Sądzie Mandaryńskim. Każdy Indowy wybiera specjalizację względnie zostaje mu ona przydzielona w młodym wieku, odpowiadającym wiekowi jakichś czterech, pięciu lat u człowieka. Najbardziej złożona hierarchia i najlepiej opłacane stanowiska to konstruktorzy statków. Każda część statku, od płyt kadłubowych po elementy ze stali molibdenowej, wykonywana jest przez odpowiedni zespół budowniczy, zazwyczaj rodzinny. Wchodzą surowce, wychodzi gotowy statek. Każda część jest znakowana i zatwierdzana przez głównego podsystemowego albo głównego budowniczego. Każda część. Tak więc statki Indowy działają przez tysiące lat i praktycznie nie potrzebują serwisu. Nie są potrzebne żadne części zamienne. Jeśli cokolwiek się zepsuje, nowy komponent wyrabiany jest ręcznie. To tak jakby każdy statek był jednym z tych drapaczy chmur — machnął ręką w kierunku budynków za oknem — a każda część produkowana była na miejscu. W ten sam sposób powstają wszystkie ich urządzenia, sprzęt, broń i tym podobne. Uczeń zaczyna jako wytwórca sworzni albo armatury, potem awansuje na producenta podsystemów — hydrauliki, sprzętu elektrycznego, konstrukcji — i uczy się wyrobu każdego komponentu systemu.
Przy odrobinie szczęścia po kilku stuleciach może zostać mistrzem nadzorującym budowę całego statku. Z powodu tego długiego procesu i braku mistrzów w całej Federacji rzadko kiedy produkuje się więcej niż pięć statków rocznie.
— Ale… nam potrzebne są setki, tysiące statków w ciągu kilku lat, nie wieków — powiedział ostro dowódca i rzucił piórem o biurko. — A planujemy wyprodukować miliony kosmicznych myśliwców.