— Tak. I właśnie dlatego wszystkie statki Federacji to przerobione frachtowce. Najwyraźniej produkowali kiedyś prawdziwe statki wojenne, ale było ich bardzo niewiele i wszystkie zostały zniszczone w walce z Posleenami.
W całej Federacji brakuje teraz statków, bo Galaksjanie tracą te przerobione frachtowce znacznie szybciej niż mogą zbudować nowe.
— Nie przyszedłby pan z tym do mnie, gdyby nie można było temu jakoś zaradzić — powiedział dowódca.
Szef zaopatrzenia bywał często bardzo drobiazgowy, ale jego propozycje były zazwyczaj warte uwagi.
— Federacja ma tylko około dwustu mistrzów stoczniowych…
Liczba zaskoczyła dowódcę.
— Na ilu Indowy? — zapytał.
— Około czternastu bilionów — szef zaopatrzenia uśmiechnął się lekko, kiedy wypowiadał tę liczbę.
— Czternastu bilionów? — wykrztusił dowódca.
— Tak. Ciekawa sprawa, nie uważa pan? — oficer zaopatrzenia uśmiechnął się sztywno.
— Mogłem się spodziewać! Wysokość wynagrodzenia dla naszych oddziałów oparto na wysokości pensji rzemieślników Indowy. Potencjalnych ludzkich żołnierzy jest co najwyżej miliard — wrzasnął dowódca. — Porównywanie ich z Indowy wydaje się teraz śmieszne.
— Tak, nasz personel jest stosunkowo ograniczony liczebnie. Najwyraźniej, jak ujęliby to Amerykanie, Darhelowie nas „wykiwali”. Indowy stanowią osiemdziesiąt procent federacyjnej populacji, ale ich władza jest niewielka. Darhelowie umiejętnie kontrolują ich komunikację międzyplanetarną i w zasadzie mają kontrolę nad ich funduszami. A skoro kontrolują fundusze, kontrolują też pożyczki. Każdy Indowy musi zakupić narzędzia do pracy.
Jeśli któryś próbuje wyłamać się spod kontroli, Darhelowie żądają od niego zwrotu długu, zostaje pozbawiony dochodu i staje się wyrzutkiem. Nie ma opieki społecznej; tacy Indowy albo popełniają samobójstwo, albo umierają z głodu. Nawet ich rodziny im nie pomogą z powodu wstydu, coś w rodzaju Giri albo Gimu u Japończyków, i ze strachu przed karą. Indowy są poza tym służącymi Galaksjan i wykonują wszystkie niewolnicze i upodlające prace.
Mimo że teoretycznie jest to planeta Tchpth, osiemdziesiąt procent populacji stanowią Indowy.
— Rozwiązanie?
Dowódca podniósł się z krzesła i podszedł do okna. Stanął z rękami założonymi na plecach i pomyślał o swoim starym przyjacielu Chu Fengu, który zginął z powodu błędnych informacji otrzymanych od wywiadu tych darhelskich łajdaków. A teraz jeszcze to.
— Szczególnie w kwestii płac powinniśmy zadbać o interesy naszego narodu, ale trzeba będzie także stworzyć wspólny front z innymi krajami. Trzeba przekazać tę informację pozostałym stronom porozumienia, a potem zastosować strategię Darhelów przeciwko nim samym. Powinniśmy piętrzyć problemy z przygotowaniem wojsk ekspedycyjnych; należy jeszcze raz przedyskutować główne problemy i renegocjować niektóre umowy. Żołnierze powinni dostać płace w wysokości zgodnej z zapotrzebowaniem na ich usługi; szeregowiec powinien na przykład zarabiać tyle, co każdy tiriański negocjator. A Darhelowie muszą użyć swoich wpływów, żeby wprowadzić zmiany w społeczeństwie Indowy.
Sprawdził notatki i uderzył piórem w dokumenty.
— Mimo że jest bardzo niewielu mistrzów stoczniowych, nie brakuje wytwórców komponentów, którzy mogą pracować według czyichś wskazówek. Trzeba zatrudnić Indowy do produkcji części zamiennych dla warsztatów, które należy zbudować w wielu miejscach. Będą się sprzeciwiać — to jest dla nich sprzeczne z czymś, co można by określić mianem religii — ale trzeba ich przekonać albo zmusić. Warsztaty mogłyby powstać w układzie słonecznym…
— Nie wiemy, czy uda nam się utrzymać Ziemię — zauważył dowódca.
W oddali przez jasnobłękitne niebo przefrunęła gromada gołębi. Dowódca zastanowił się, czy takie stworzenia jak te przetrwają zagładę ludzkości, czy też na Ziemi pozostaną tylko szczury i karaluchy.
— Nie na Ziemi — poprawił go młodszy oficer. — Na orbicie innych planet, na przykład Marsa, albo w pasie planetoid. Według naszych aktualnych informacji, Posleeni nie przeszukują ani nie eksploatują przestrzeni międzyplanetarnej w układach, które atakują, pomimo istniejących tam zasobów. Podobnie z jakiegoś powodu nie robią tego Galaksjanie. Dlatego umiejscowienie zakładów produkcyjnych w naszym systemie wiąże się z niewielkim ryzykiem. Posleeni na pewno ich nie zauważą; ominęli już wiele kosmicznych instalacji w innych układach planetarnych w Galaktyce. Ponadto rzemieślnicy Indowy są w stanie wyprodukować potrzebne elementy statków w ilości niezbędnej dla celów wojennych, ale nie mamy czasu na montaż. Musimy więc stworzyć statki, które można będzie montować tak jak amerykańskie statki „Liberty” podczas drugiej wojny światowej. Jeżeli uda nam się uzyskać zgodę na kilka projektów, części mogłyby być produkowane w całej Federacji, a potem przesyłane do nas.
Tymczasem budowalibyśmy bazy montażowe w różnych ukrytych miejscach układu słonecznego. Nawet jeśli stracimy kontrolę nad planetą, zachowamy możliwość dalszej produkcji wojennej i znaczne zasoby genowe. Może nawet wystarczy nam to, żeby odzyskać Ziemię.
— Fundusze?
Kwestia odzyskania Ziemi nie była warta dyskusji, bo oznaczała utratę Chin jako samodzielnego kraju. Państwo Środka liczyło sobie pięć tysięcy lat historii. Posleeni na pewno zniszczyliby je całkowicie.
— Nie powinno z tym być problemu. Po pierwsze, tworzenie budowli orbitalnych finansowano by z funduszów marynarki, a potem wynajmowano te pomieszczenia ziemskim przedsiębiorstwom. Już na samym początku wojny Indowy uzyskali specjalne prawa do zakupu nowych narzędzi i materiałów do produkcji uzbrojenia. My, mam na myśli Ziemian, powinniśmy stwarzać problemy techniczne z dostarczeniem oddziałów zbrojnych, dopóki nie otrzymamy zgody na budowle orbitalne. Użyjemy galaksjańskich systemów treningowych, żeby wyszkolić Indowy i ludzi do pracy nad budową warsztatów i w samych warsztatach. Galaksjanie dysponują wielozmysłowym systemem uczącym, dzięki któremu obsługa może szybko zdobyć duże umiejętności. Aż do pierwszej fali najazdu będziemy budować warsztaty z wykonanych wcześniej części. Warsztaty te wyprodukują broń, systemy i statki potrzebne do obrony Ziemi. Sprzedamy to wszystko Darhelom, żeby wyposażyć nasze oddziały i otrzymać sprzęt do obrony planetarnej. My dostaniemy broń, Indowy pracę, a Darhelowie za to wszystko zapłacą. Poza tym skoro warsztaty będą w naszym systemie i pod naszą kontrolą, na dłuższą metę to my będziemy czerpać z tego zyski.
— A dlaczego Darhelowie mieliby się na to zgodzić?
Dowódca odwrócił się do oficera zaopatrzeniowego i przeszył go spojrzeniem.
— Kwestia produkcji wydobyła na światło dzienne wiele spraw Galaksjan. Zdaniem naszego antropologa, „ojczyzna” Darhelów to owe dwieście do trzystu planet w głębi Galaktyki. Wszystkie z pięciu planet, które już zdobyto lub są teraz atakowane, należały właśnie do Darhelów. Inne, które stracono w ciągu ostatnich stu pięćdziesięciu lat, te „ponad siedemdziesiąt planet”, o stracie których Darhelowie stale mówią, były koloniami Indowy, galaksjańskimi ośrodkami wyzysku. Z wyjątkiem Diess uważano je za biedne i mało znaczące. Teraz Posleeni uderzyli na główne planety Federacji. Nie dajmy się znowu oszukać Darhelom; są zdesperowani i zgodzą się zapłacić każdą cenę, byleby tylko zatrzymać Posleenów. I jest jeszcze jedna kwestia, którą trzeba przemyśleć.
— Tak?
— W przypadku istot podobnych do Darhelów rzadko mamy do czynienia z pojedynczym oszustwem. O wiele częściej jest to cała sieć kłamstw.