— „Lecę w dół po szczeblach raz po raz” — zanucił Duncan.
— Właśnie — zgodził się sztywno Brecker, który nie rozpoznał cytatu. — Ale nie musisz. Wystarczy, że się trochę ockniesz, potrenujesz, i wszystko będzie dobrze.
— Tak — powiedział Duncan.
Nagle uderzyła go jakaś myśl. Umilkł na chwilę, żeby się nad nią zastanowić. Czuł się tak, jakby zdjęto mu z oczu czarną opaskę.
— Czytałeś instrukcję?
— Nie, ale i tak nie mamy pancerzy, żeby w nich trenować.
— Nie, ale mamy mundury do zaprawy fizycznej.
— Tak — zgodził się cierpko Brecker, nie zauważając jeszcze nagłej zmiany w głosie rozmówcy. — Tak jakbyśmy na Diess mieli biegać. Jedyną pieprzoną okazją do biegu będzie ucieczka.
— Mamy plac — mruknął Duncan.
Jego umysł zaczynał pracować na wysokich obrotach.
— Tak, pobiegnijmy w trasę. Pułkownikowi to odpowiada, i w dzień, i w nocy. Czy słońce, czy deszcz, pułkownik zawsze mobilizuje nas swoim przykładem do biegu po błotnistym szlaku. Jestem pewien, że drużyna będzie zachwycona propozycją wielogodzinnego biegu w deszczu.
— „W przypadku braku pancerzy można przeprowadzić musztrę w lekkich mundurach do ćwiczeń fizycznych przy użyciu standardowych metod lub polowych symulacji broni i oporządzenia pancerzy wspomaganych.” — Co?
— Tak jest napisane w instrukcji. Porozmawiam z sierżantem Greenem. Każ chłopakom wyjąć mundury do ćwiczeń.
— Cholernie leje deszcz — powiedział Brecker, wskazując na ponure niebo.
— Wielkie mi rzeczy. To są oddziały piechoty, nic im będzie, jak trochę zmokną. I niech się zastanowią, czym można symulować broń.
— Odbiło ci.
— Chcesz przeżyć czy nie?
— Tak, ale…
— To musimy ćwiczyć „w przypadku braku pancerzy…” — To co, mamy biegać po błotnistym placu w pieprzonych sweterkach? Czemu nie w mundurach polowych?
— Chcesz biegać w buciorach? Dostać odcisków? To nie jest jogging, tylko musztra.
— Ale…
— Migiem, sierżancie Brecker. Ja idę porozmawiać z sierżantem Greenem.
— Dobra…
— Duncan, co ty paliłeś?
Pokój starszego podoficera był po prostu wydzieloną częścią koszar. Naprzeciwko znajdowała się inna odgrodzona przestrzeń, która służyła jako biuro. Niestety wojsko nie pomyślało o zaopatrzeniu tego pomieszczenia w jakiekolwiek meble. Sypialnia dowódcy plutonu w zasadzie nie różniła się od sypialni pozostałych żołnierzy: stało w niej metalowe łóżko z materacem bez pościeli. Na posłanie dowódcy składała się starannie ułożona podszewka płaszcza przeciwdeszczowego i gortexowy śpiwór. Kiedy Duncan wszedł do pokoju, sierżant Green ślęczał właśnie nad nowymi instrukcjami postępowania, walcząc z ogarniającą go powoli gorączką. Inny dowódca drużyny zdążył mu już donieść o utarczce słownej między Duncanem i Breckerem i ich nagłym wyjściu, więc sierżant spodziewał się, że doszło do oczekiwanej przez pozostałych podoficerów walki. Niespodziewana prośba Duncana absolutnie go zdezorientowała.
— Niczego, sierżancie — odpowiedział zszokowany Duncan.
Nie, żeby w ogóle nie używano narkotyków w wojsku, ale przypadki takie ścigano i tępiono tak rygorystycznie, jak homoseksualizm i komunizm w latach czterdziestych i pięćdziesiątych. Było zupełnie nieprawdopodobne, żeby od czasu rozpoczęcia służby dziesięć lat temu Duncan wąchał, palił, żuł, wkładał pod język albo wstrzykiwał sobie cokolwiek, czego nie zapisał mu lekarz, bo inaczej nie utrzymałby się w wojsku przez dziesięć lat.
— Po prostu wydaje mi się, że tracimy wspaniałą okazję.
— Więc co chcesz zrobić?
— Chcę zabrać drużynę na musztrę na placu apelowym. Metody ćwiczeń opisane w instrukcji są całkowicie różne od tych, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Podobają mi się systemy, które opracowali, sposób, w jaki jednostki się przemieszczają i koordynują działania. No i żołnierze ruszyliby wreszcie tyłki, a poza tym, do diabła, ja też miałbym co robić.
— Tak — powiedział sierżant Green po chwili zastanowienia.
Przejrzał te same rozdziały instrukcji i zastanawiał się, kiedy mogliby zacząć trening. Poza tym nie zauważył propozycji ćwiczeń bez pancerzy wspomaganych.
— Dobra, omówię szczegóły z górą, ale już teraz chcę, żebyś coś zrobił. Weź drużynę i zacznij trening. Mają być możliwie dobrze wyćwiczeni. Jeżeli zostaniemy tu jeszcze przez trzy dni, spróbuję włączyć do ćwiczeń resztę kompanii, a twoja drużyna będzie je demonstrować. Pasuje?
— Świetnie! — Twarz Duncana rozjaśnił na chwilę pierwszy uśmiech, jaki sierżant Green widział u niego od czasu zastosowania Artykułu 15. — Zaraz się do tego zabieramy!
— Tylko tak trzymać, sierżancie — kiwnął głową Green.
Duncan wyszedł dziarsko na zewnątrz i miał wrażenie, jakby zdjęto mu z barków część jakiegoś przytłaczającego ciężaru.
Drużyna stała w formacji klinowej z sierżantem Duncanem na czele. Sierżant odwrócił się, żeby spojrzeć na ośmiu przygnębionych żołnierzy w szarych mundurach do ćwiczeń fizycznych.
— Dobra — powiedział, kiedy znów zaniosło się na lekki deszcz. — Różnica między taktyką działań w pancerzach wspomaganych a taktyką zwykłej piechoty polega na tym, że w przypadku pancerzy trzeba położyć większy nacisk na akcje szturmowe i przyspieszenie. Wojska powietrznodesantowe są zbyt powolne w porównaniu z nami; jednostki pancerzy wspomaganych są raczej jak kawaleria pancerna. Na początek poćwiczymy kilka prostych manewrów.
Myślcie o tym jak o grze w piłkę nożną: klin, napastnik z prawej, napastnik z lewej, obrońca z prawej, obrońca z lewej i linia autu. I jedynym sposobem trenowania walki w pancerzach na otwartej przestrzeni jest bieganie.
Zaczniemy pomału, a potem zwiększymy tempo. Bez obaw, za chwilę w ogóle nie będziecie już czuli deszczu.
— Kapitanie Brandon, dzwoni major — zawołał urzędnik kompanii przed otwarte drzwi biura dowódcy.
Bob Brandon spodziewał się tego telefonu, odkąd jego kompania zaczęła na placu apelowym intensywne ćwiczenia taktyki jednostek pancerzy wspomaganych. Niechętnie podniósł słuchawkę interkomu.
— Kapitan Brandon.
— Bob, mówi major Norton.
— Słucham, sir.
— Dlaczego pańskie oddziały odbywają ćwiczenia z taktyki pancerzy?
— Wydawało mi się to właściwe, sir. Jesteśmy jednostką pancerzy wspomaganych.
Jeśli nawet major Norton wyczuł sarkazm, nie dał tego po sobie poznać.
— Problem polega na tym, że zbyt wiele metod ćwiczeniowych wymaga rewizji. Pułkownik i ja czytamy instrukcje i kiedy będziemy gotowi, a mam tu na myśli gotowość operacyjną, sporządzimy harmonogram ćwiczeń z uwzględnieniem wszystkiego, co ma się naszym zdaniem w nim znaleźć. W tej cholernej taktyce jest za dużo broni pancernej, a za mało piechoty. Pozabijają nas, jeśli zastosujemy połowę przewidzianych tu manewrów! Tymczasem proszę się trzymać ustalonego harmonogramu, rozumie pan, kapitanie?
— Tak jest, sir. Pragnę jednak zaznaczyć, że harmonogram przewiduje konserwację sprzętu. Do sprzętu mają dostęp kapitanowie.
— Wiem co przewiduje harmonogram, do cholery, sam go pisałem, zapomniał pan? W następnym tygodniu zajmiemy się tymi pancerzami wspomaganymi. Będą to manewry, które pułkownik i ja sprawdziliśmy i na które się zgadzamy. Do tego czasu ma się pan trzymać ustalonej rozpiski! Wyrażam się jasno, kapitanie, czy może życzy pan sobie, żeby pułkownik wyjaśnił to panu bardziej szczegółowo?