Выбрать главу

— Nie, sir. To nie będzie konieczne. W najbliższej przyszłości sam szerzej omówię to z pułkownikiem.

* * *

— A to jest…? — zapytał sierżant Duncan, trzymając w górze kartę z rysunkiem. — Sanborn?

— Mmm, minóg?

— Tak, a minóg to…? — zapytał o treść informacji po drugiej stronie karty.

— Lądownik. Mmm, uzbrojenie kosmiczne, na przykład… eee, działa plazmowe i inne gówno. Trochę broni przeciwpiechotnej, naprawdę straszne paskudztwo. Aha, potrafi namierzyć stanowiska artylerii, więc nie wolno wzywać wsparcia ogniowego, kiedy jakiś jest w pobliżu.

— Tak jest. Coś jeszcze, na przykład takie duperele jak liczba żołnierzy na pokładzie?

— Od czterystu do pięciuset? Tak, podobnie jak każda z ich kompanii. I jeszcze ze dwóch Wszechwładców.

— Zgadza się. Po czym można go rozpoznać?

— Jeśli coś wygląda jak drapacz chmur, ale się rusza, to jest to pieprzony minóg — zdefiniował lakonicznie sierżant Brecker.

— No i, kurwa, zgadłeś! — przytaknął Duncan i zgrabnie wrzucił kartę do pudełka. — Jeśli nie potraficie rozpoznać minoga, to idźcie lepiej do okulisty. Następny na liście posleeńskiego sprzętu, który mamy umieć identyfikować, jest ten wielki skurwiel — podniósł do góry kolejną kartę. — Bittan?

— Dodekaedr D, czyli dowodzenia. Najważniejsza część składowa dodekaedru B, czyli bojowego. Dwunastościenna bryła. Na jedenastu ścianach mieszanka broni międzygwiezdnej. Dodatkowo uzbrojenie przeciwpiechotne. Napęd międzygwiezdny. Mmm, zwykle tysiąc sześciuset żołnierzy na pokładzie, sporo Wszechwładców, trochę lekkich pojazdów pancernych. Po przyłączeniu dwunastu minogów tworzy dodekaedr B, który jest główną jednostką bojową Posleenów.

— Bardzo dobrze. Nawet wspaniale. Jak można go rozpoznać?

— Wygląda jak dodekaedr B, tylko że jest mniejszy, poza tym dodekaedry B mają zauważalne przerwy między przyłączonymi minogami.

— Blisko. Prawidłowa odpowiedź brzmi: jeśli chce się wam robić w portki ze strachu i zwiewać, to jest to albo dodekaedr B, albo D, przy czym zasadniczo nie ma znaczenia, który.

— Jak długo będziemy się jeszcze zajmować tymi duperelami? — zapytał retorycznie sierżant Brecker.

Harmonogram szkolenia, zgodnie z rozkazem dowódcy batalionu, przeczytano każdej kompanii na porannym apelu. Autoryzowane ćwiczenia z taktyki pancerzy, przewidziane na trzydzieści pięć godzin tylko w jednym tygodniu, polegały na „Identyfikacji Znanych Pojazdów i Sprzętu Posleenów”. Było dwadzieścia pięć jednostek.

W następnym tygodniu mieli się zająć punktem pod tytułem „Poznaj Swój Pancerz Wspomagany”. To też tylko na podstawie książki; nie było dostępnych pancerzy do obejrzenia.

Bittan wyłowił z pudełka kartę z minogiem.

— Naprawdę chciałbym to zatrzymać — powiedział nieśmiało.

Duncan wyglądał na zmartwionego.

— Przykro mi, stary, nie chciałem was w to wszystko wpieprzyć.

— Nie przejmuj się — powiedział sierżant Brecker. — Mimo że te pieprzone ćwiczenia z zewnątrz źle wyglądały, to jednak mieliśmy poczucie, że się czegoś uczymy. To nie twoja wina, że dowództwo ich zabroniło i zastąpiło właśnie czymś takim.

— U… M-O-CZ-Y… — zaczął intonować Stewart.

— Uwaga, żołnierze! — huknął specjalista stojący w połowie drogi do wyjścia z koszar.

— Spocznij, a nawet siadać — zawołał kapitan Brandon. — Wezwać żołnierzy z drugiego pomieszczenia i wszystkich obudzić. Mam nowinę!!!

— Co się dzieje, sir? — zapytał jeden ze specjalistów od moździerzy.

— Zaczekajcie, aż wszyscy tu będą. Nie chciałbym się powtarzać. — Uśmiechnął się. — Jak wam się podoba szkolenie, żołnierzu?

Specjalista od moździerzy przestąpił z nogi na nogę i po chwili odpowiedział.

— Jest do dupy, sir.

— Miło mi słyszeć, że pierwszy sierżant i ja nie jesteśmy jedynymi, którzy tak sądzą.

Reszta zebranych parsknęła śmiechem.

Wchodzący żołnierze ustawili się wzdłuż ścian koszar. Kiedy wojskowych przestało przybywać i zrobiło się tłoczno, kapitan Brandon usadowił się na jednej z piętrowych pryczy. Rozejrzał się po białych, czarnych i brązowych twarzach, żeby upewnić się, że większość była obecna.

— Dobra, słuchajcie. Otrzymaliśmy rozkaz wylotu pojutrze. — Rozległy się zaniepokojone pomruki. — Właśnie, to dobrze czy źle? Cóż, wydostaniemy się stąd, ale będziemy w jeszcze większym więzieniu. Dowództwo stwierdziło jednak, że uzyskamy dostęp do sprzętu, kiedy wsiądziemy na pokład statku. Tymczasem chcę, żebyście nauczyli się możliwie najwięcej o pancerzach wspomaganych. Nie będziemy mieli wiele pracy ze sprzętem, dopóki nas nie zaatakują, więc macie przeczytać pieprzony podręcznik! Jak rozumiem, jest tylko jeden na drużynę, więc czytajcie na głos. Czytajcie w czasie wolnym, między ćwiczeniami! To jest jedyna cholerna karta, którą możemy zagrać!

Więc uczcie się, jak nigdy dotąd w szkole. Williams — wskazał na drugiego plutonowego — maksymalny efektywny zasięg granatnika pancerza wspomaganego?

— Eee, jakaś wskazówka, sir?

— Dwieście metrów, sierżancie. Skoro wy tego nie wiecie, to wasza drużyna na pewno też nie. Duncan, maksymalny efektywny zasięg karabinu grawitacyjnego M-300?

— Równy maksymalnemu efektywnemu zasięgowi systemu naprowadzającego, sir.

— Wyjaśnijcie.

— Pociski z karabinu grawitacyjnego mogą opuścić orbitę okołoziemską, sir. Trafią we wszystko, co da się namierzyć.

— Zgadza się. Szeregowy Bittan, co to jest minóg i jak go rozpoznać?

Bittan zerknął na sierżanta Breckera i dostrzegł kiwnięcie głową.

— Hmm, to jest lądownicza część dodekaedru B, zewnętrzna warstwa, która go otacza. I… jeśli coś wygląda jak drapacz chmur, ale lata, to jest to minóg, sir.

Kapitan Brandon zaśmiał się.

— Dobra odpowiedź, żołnierzu…

— Załoga składa się z czterystu wojowników i jednego albo dwóch Wszechwładców. Pojedyncza broń kosmiczna w osi pionowej. Zwykłe silniki startowe i napęd kosmiczny…

— Dzięki, Bittan, o to chodziło. Wszyscy macie się zapoznać z materiałami. Broń, taktyka, wyposażenie wroga.

Miejmy nadzieję, że dostaniemy nasz sprzęt do ręki, kiedy już będziemy na statku, ale do tego czasu uczyć się, uczyć i jeszcze raz uczyć. Wchodzimy na pokład pojutrze o dziesiątej trzydzieści. To wszystko.

— Sir — zagadnął Schrenker — będziemy mogli zadzwonić do rodziny?

— Nie. — Kapitan Brandon nie wyglądał na zadowolonego, kiedy musiał przekazać tę informację. — Kazano nam się nie ujawniać i niech tak zostanie. Dopiero z pokładu będzie można wysłać wiadomość do rodziny, ale nie wcześniej, niż znajdziemy się w kosmosie.

Rozległ się pomruk niezadowolenia, ale na tym się skończyło.

— Tak jest, sir.

— Dobra, chłopaki, wracajcie do swoich zajęć. Co macie robić?

— Uczyć się — odpowiedzieli chórem.

Machnął ręką i wyszedł, a kompania podzieliła się na rozmawiające ze sobą grupki.

13

Prowincja Ttckpt, Barwhon V
02:05 czasu uniwersalnego Greenwich, 27 czerwca 2001

— Rany — rzucił Richards przez sieć komunikacyjną. — Czy tu kiedykolwiek przestaje padać?