Выбрать главу

— Dobra — powiedział bezgłośnie Mosovich przez sieć komunikacyjną zespołu, kiedy pozostali podoficerowie usiedli i zaczęli żuć mieszankę regeneracyjną. — Napotykamy coraz więcej Posleenów. Może uda nam się prześlizgnąć, ale na pewno dojdzie do konfliktu przynajmniej z jedną grupą. Czekam na sugestie, najpierw młodsi podoficerowie. Martine.

— Www… wyc… ccofujemy się. Ttt… to rekonesans, nie desant.

— Mueller?

— To nasza pierwsza penetracja. Zatrzymajmy się i przez jakiś czas poobserwujmy wroga. Potem chodźmy do drugiego celu misji. Ten teren najechano dopiero pięć tygodni temu. Może na dłużej zajmowanym terenie będzie mniej strzelców.

— Trapp?

Reprezentant Komanda Foki tylko kiwnął głową.

— Czy ktoś chce iść głębiej?

— Ja zawsze lubiłam pełną penetrację, sierżancie — szepnęła Ellsworthy ze swojej gałęzi.

Rozległ się stłumiony śmiech, a Mosovich potrząsnął głową.

— Ersin, cholera, mówiłem ci, że będą z nią kłopoty!

— Ja? To był twój pomysł! — zaprotestował sierżant zwiadowca.

— Tak, ale i tak mówiłem ci, że będą z nią kłopoty.

— Kłopoty to moja specjalność, sierżancie. A skoro już mowa o kłopotach, zbliżają się do nas właśnie jacyś Posleeni. — Wychyliła się do przodu. — Kolejna zgraja, około piętnastu.

— Dobra, wycofujemy się do miejsca naszego przechwytu. Trapp, zróbmy to powoli i ostrożnie. Martin, nadaj sygnał do lądownika, niech nas odbiorą za dwa dni, punkt A.

— T-t-taa… sam wiesz, co.

14

Okręg Habersham, Georgia, Sol III
20:25, 24 grudnia 2001

Mike i Sharon postanowili nie ruszać się z ich domu w Piedmont. Dzieciaki przyzwyczaiły się do regularnych wypadów z ojcem do okręgu Towns, a Sharon pracowała tutaj jako inżynier. Mimo ostatnich powołań do wojska większość byłych żołnierzy miała zostać wezwana do służby nie wcześniej niż przed upływem roku, kiedy na dobre rozpocznie się produkcja sprzętu. Mike zajmował aktualnie stanowisko, które dawało mu kontrolę nad pewnymi sprawami, o których chciał dzisiaj porozmawiać z Sharon. Po drodze do domu miał czas na uporządkowanie myśli; zapowiadał się dziwny tydzień.

Skręcił w drogę dojazdową do starego domu na farmie, zatrzymał się i spojrzał na zachodzące nad polami słońce.

Ostatni raport dostarczony przez Beltway Bandit, jedną z licznych firm consultingowych, która wykonywała specjalistyczne analizy dla rządu Stanów Zjednoczonych, dotyczył zmian klimatycznych. Mike wystarczająco znał się na klimatologii, żeby wątpić w dokładność jakichkolwiek prognoz klimatycznych, dopóki działania wroga nie były znane. Z pewnością należało się spodziewać bombardowania kinetycznego albo jądrowego, a zmiany pogody będą zależały od jego intensywności.

Gdyby bombardowanie przeprowadzono na małym obszarze, globalny spadek temperatury też byłby niewielki.

Minimalny atak, zrzucenie sześćdziesięciu do siedemdziesięciu bomb w różnych miejscach globu, skierowanych tylko przeciwko projektowanym Centrom Obrony Planetarnej, wywołałby co najwyżej efekt podobny do skutków erupcji wulkanu Pinatubo. Średnia temperatura powietrza na świecie spadła wtedy o blisko jeden stopień i miało miejsce kilka spektakularnych zachodów słońca, ale poza tym pogoda niewiele się zmieniła.

Jednak wraz ze wzrostem liczby zrzuconych bomb ich wpływ byłby coraz poważniejszy. Dwieście bomb kinetycznych rzędu pięciu do dziesięciu kiloton wywołałoby efekt odpowiadający wybuchowi wulkanu Krakatau, który w końcu dziewiętnastego wieku wprowadził świat w małą epokę lodowcową i wywołał całoroczne mrozy.

Przy ponad czterystu bombach przewidywano prawdziwą epokę lodowcową, zwłaszcza że emisja dwutlenku węgla miała spaść prawie do zera w ciągu następnych dwunastu lat.

Ta ostatnia informacja budziła największy sprzeciw. Raport dostarczał argumentów zwolennikom teorii, że Ziemia znajduje się obecnie w samym środku epoki lodowcowej, a zapobiega jej tylko emisja dwutlenku węgla, czyli że zaplanowaną na nasze czasy epokę lodowcową powstrzymuje „efekt cieplarniany”. Gdyby ta teoria była prawdziwa, a niektórzy klimatolodzy chętnie przyznawali, że mogło tak być, koniec ery stosowania paliw wywołałby również epokę lodowcową.

Gdyby tak się stało wskutek wojny, to niezależnie od jej wyniku większość zaludnionych regionów Ziemi nie nadawałaby się do użytku. A zniszczenia spowodowane samą wojną? Mike widział wstępne raporty, które nie przeciekły jeszcze do prasy. Ta wiedza uświadomiła mu, że był w położeniu, w jakim nigdy nie powinien się znaleźć żaden rodzic. Z umysłem zaprzątniętym takimi myślami wysiadł z samochodu w gęstniejącym mroku i poszedł do kuchni odświętnie wystrojonego domu. W powietrzu unosił się zapach cedrowej choinki ściętej na rodzinnej farmie, a Sharon piekła ciasteczka.

— Cześć, kochanie, wróciłem!

Wyrażenie było oklepane, ale kryły się za nim szczere uczucia.

Sharon weszła do pokoju z najmłodszą córką. Serce Mike’a zabiło mocniej, kiedy zdał sobie sprawę, że Michelle prawie wyrosła już ze swojej różowej piżamy.

W ciągu ostatnich długich miesięcy Mike spędzał od sześćdziesięciu do osiemdziesięciu godzin tygodniowo w kwaterze głównej GalInfu w Fort Banning albo jeździł od jednej bazy wojskowej do drugiej. Jako jeden z niewielu ekspertów od nowych systemów piechoty, za każdym razem musiał rozwiązywać jakieś problemy. W większości przypadków były to rzeczywiste kłopoty z dostosowaniem nowej technologii, ale czasami miał też do czynienia z technofobią dowódcy w zakresie pancerzy wspomaganych.

Osiem miesięcy prawie bez kontaktu z rodziną i bez jakichkolwiek spotkań towarzyskich bardzo go zmęczyło.

Teraz nadeszła krótka chwila odpoczynku.

— Wesołych świąt, skarbie — powiedział do córki i rozłożył ręce, żeby ją uścisnąć. — Przytulisz tatusia?

— Nie! — Objęła nogę mamusi i wtuliła twarz w jej opiekuńcze ciepło.

— Dlaczego?

— Nie tatusia.

— Na pewno?

— Nie!

— Myszko! Puchatku! — Dmuchnął jej we włosy, a ona zachichotała.

— …stań!

— Myszko! Puchatku!

Śmiech.

— …stań!

— Myszko!…

— Puchatku!

Śmiech.

— Ach! Masz mnie! Przytulisz?

Objęła go rękami i przez tę jedną chwilę wszystko na świecie było w porządku.

— Masz wolne święta? — zapytała Sharon.

Koniec wspaniałej chwili.

— Właściwie mam ponad tydzień wolnego. Ale są też i złe nowiny.

— Co?

To była kolejna niespodzianka, a niespodzianki zaczynały ją już męczyć. Zwłaszcza, że przez ostatnie osiem miesięcy musiała radzić sobie jako samotna matka.

— Włączono mnie jako doradcę do jednostki pancerzy wspomaganych, wysyłanej na Diess z wojskami ekspedycyjnymi — powiedział i wstał, nadal trzymając w ramionach zwiniętą w różowy kłębek córkę. — Robisz się coraz cięższa!

— Opuszczasz planetę? — zapytała oszołomiona Sharon.

— I to jak! — przytaknął Mike, bojąc się nadchodzącej kłótni.

— Kiedy?

— W przyszłym tygodniu. Jeszcze przed wysłaniem wojsk.

— Jak to się dzieje, że całą resztę zawiadamia się kilka miesięcy wcześniej? — spytała stanowczo Sharon.