Выбрать главу

Jego głowa była na całej ścianie…

Moist zamrugał.

— Przecież mamy dostarczać listy, człowieku! To nasza praca! Zapomniałeś?

— Doręczył pan list… — wyszeptał Groat. — Jaką miał datę?

— Nie pamiętam. Ponad czterdzieści lat temu?

— A jak wyglądał? Czy był w dobrym stanie? — nie ustępował staruszek.

Moist spojrzał na niego gniewnie. Wokół zaczynali zbierać się gapie, jak zwykle w Ankh-Morpork.

— To był czterdziestoletni list w taniej kopercie! — warknął. — I tak właśnie wyglądał! Nigdy nie został doręczony, co odmieniło życie dwojga ludzi. Doręczyłem go teraz i sprawiłem, że dwoje ludzi jest bardzo szczęśliwych! Gdzie pan widzi problem, panie Groat… Tak, o co chodzi?

Ostatnie zdanie skierował do kobiety, która szarpała go za rękaw.

— Pytałam, czy to prawda, że znowu otwieracie starą pocztę — powtórzyła. — Mój dziadek tam pracował.

— To ładnie…

— Mówił, że tu jest klątwa! — oświadczyła kobieta, jakby ta myśl wydawała się jej całkiem przyjemna.

— Naprawdę? Prawdę mówiąc, przydałaby mi się teraz porządna klątwa.

— Tkwi pod podłogą i doprowadza do obłęęędu! — ciągnęła, tak bardzo zachwycona tym słowem, że wyraźnie nie chciała go przerywać. — Obłęęędu!

— Doprawdy? — odpowiedział grzecznie Moist. — Ale my tutaj nie wierzymy w popadanie w obłęd przy pracy na poczcie, prawda, panie Gro…

Urwał. Pan Groat miał wyraz twarzy kogoś, kto wierzy w popadanie w obłęd.

— Głupia starucho! Po co mu o tym mówisz?

— Panie Groat! — warknął Moist. — Porozmawiamy w środku!

Chwycił staruszka za ramię, niemal przeniósł przez rozbawiony tłum, wciągnął do budynku i zatrzasnął drzwi.

— Mam już tego dosyć — oznajmił. — Dosyć tych mrocznych komentarzy i sugestii, zrozumiano? Żadnych więcej sekretów! Co się tutaj dzieje? Co się działo? Powie mi pan natychmiast, bo inaczej…

W oczach małego człowieczka pojawiło się przerażenie. To do mnie nie pasuje, uznał Moist. To nie jest sposób. Sztuki interpersonalne, tak?

— Powiedzcie mi natychmiast, starszy listonoszu Groat! — warknął.

Staruszek wytrzeszczył oczy.

— Starszy listonoszu?

— Ja jestem poczmistrzem w tej okolicy, zgadza się? To znaczy, że mogę was awansować, zgadza się? Starszy listonosz, istotnie. W okresie próbnym, oczywiście. A teraz niech mi pan powie…

— Proszę nie robić krzywdy panu Groatowi, sir! — zabrzmiał mocny głos za plecami Moista.

Groat spojrzał w półmrok za Moistem.

— Wszystko w porządku, Stanley — powiedział. — To niepotrzebne, nie chcemy żadnych Trudnych Chwil. — A do Moista szepnął: — Lepiej niech mnie pan teraz postawi, sir…

Moist uczynił to z demonstracyjną delikatnością. Odwrócił się. Chłopak stał za nim. Oczy miał zaszklone, a w uniesionej ręce trzymał kociołek. Ciężki kociołek.

— Nie wolno krzywdzić pana Groata — oświadczył chrapliwie.

Moist wyjął szpilkę z klapy.

— Oczywiście, że nie, Stanley. A przy okazji, czy to prawdziwa Średnioostra Clayfeathera?

Stanley upuścił kociołek, nagle zapominając o wszystkim prócz kawałeczka srebrzystej stali między palcami Moista. Jedną ręką wyjmował już szkło powiększające.

— Niech się przyjrzę, niech się przyjrzę — powtarzał spokojny, skupiony. — Ach tak. Ha! Nie, przykro mi. Łatwo popełnić ten błąd. Proszę spojrzeć na znaczki z boku, o tutaj. Widzi pan? A główka nie była nigdy skręcana. To maszynowa produkcja. Prawdopodobnie jeden z braci Happily. Krótka seria, jak podejrzewam. Ale nie ma ich pieczęci… Może to dzieło któregoś z kreatywnych uczniów. Niewiele warta, niestety, chyba że znajdzie pan kogoś, kto specjalizuje się w szczegółach działalności szpilkarni braci Happily.

— To ja… zaparzę herbatę, dobrze? — zaproponował Groat i podniósł kociołek przetaczający się tam i z powrotem po podłodze. — Brawo raz jeszcze, panie Lipwig. Eee… Starszy listonosz Groat, zgadza się?

— A ty, Stanley, ruszaj z… tak, ze starszym listonoszem Groatem w okresie próbnym — powiedział Moist tak łagodnie, jak tylko potrafił. — Ja chcę jeszcze porozmawiać z panem Pompą.

Stanley obejrzał się na golema, który stał tuż za nim. Zadziwiające, jak cicho potrafił się poruszać — przesunął się po podłodze niczym cień i teraz stał z nieruchomą pięścią uniesioną niczym gniew bogów.

— Och, nie zauważyłem pana, panie Pompa! — zawołał radośnie Stanley. — Dlaczego podnosi pan rękę?

Otwory w twarzy golema zalewały chłopca czerwonym blaskiem.

— Ja… Chciałem Zadać Poczmistrzowi Pytanie — odpowiedział powoli.

— Aha. To dobrze — uznał Stanley, jak gdyby jeszcze przed chwilą nie zamierzał rozbić Moistowi czaszki. — Czy chce pan tę szpilkę z powrotem, panie Lipwig? — dodał, a kiedy Moist machnął ręką, kontynuował. — Dobrze. W przyszłym miesiącu wystawię ją na dobroczynną aukcję szpilek.

Kiedy wyszli, Moist spojrzał na nieruchomą twarz golema.

— Okłamałeś go. Wolno wam kłamać, panie Pompa? — zapytał. — A przy okazji, możesz już opuścić rękę.

— Zostałem Poinstruowany Co Do Natury Nieprawd Społecznych. Owszem.

— Miałeś zamiar roztrzaskać mu głowę!

— Postarałbym Się Tego Nie Uczynić — zahuczał golem. — Jednakże Nie Mogę Pozwolić, By Spotkała Pana Niestosowna Krzywda. To Był Ciężki Kociołek.

— Nie możesz tak robić, ty idioto! — wykrzyknął Moist, który zauważył użycie słowa „niestosowna”.

— Czy Powinienem Mu Pozwolić Pana Zabić? To Nie Byłaby Jego Wina. Jego Głowa Nie Jest Sprawna.

— Byłaby jeszcze mniej sprawna, gdybyś w nią przywalił. Ale przecież sam to załatwiłem!

— Tak — zgodził się Pompa. — Ma Pan Talent. Szkoda, Że Używa Go Pan Niewłaściwie.

— Czy ty rozumiesz coś z tego, co mówię?! — wrzasnął Moist. — Nie możesz tak sobie zabijać ludzi!

— Dlaczego Nie? Pan To Robi. — Golem opuścił rękę.

— Co? — warknął Moist. — Wcale nie! Kto ci to powiedział?

— Sam Do Tego Doszedłem. Zabił Pan Dwa Przecinek Trzy Trzy Osiem Osób.

— Nigdy w życiu nie tknąłem nikogo nawet palcem, panie Pompa. Mogę być… tym wszystkim, o czym wiesz, że jestem, ale nie zabójcą! Nigdy nawet nie dobyłem miecza.

— Nie, Istotnie. Ale Kradł Pan, Sprzeniewierzał, Defraudował I Oszukiwał Bez Żadnych Zahamowań, Panie Lipvig. Rujnował Pan Firmy I Niszczył Miejsca Pracy. Kiedy Padają Banki, Rzadko Głodują Bankierzy. Pańskie Działania Odebrały Pieniądze Tym, Którzy Od Samego Początku Mieli Mało. Na Miriady Skromnych Sposobów Przyspieszył Pan Śmierć Wielu. Nie Zna Ich Pan. Nie Wiedział Pan, Jak Krwawią. Ale Odjął Pan Im Chleb Od Ust, Zdarł Ubrania Z Grzbietów. Dla Sportu, Panie Lipvig. Dla Zabawy. Dla Radości Gry.

Moist rozdziawił usta. Zamknął je. Znowu otworzył. I znowu zamknął. Nigdy nie można znaleźć dobrej riposty, kiedy jest człowiekowi potrzebna.

— Jesteś tylko chodzącą doniczką, panie Pompa — burknął. — Skąd ci się to wzięło?

— Czytałem O Szczegółach Wielu Pańskich Przestępstw, Panie Lipvig. A Pompowanie Wody Uczy Pompującego Wartości Racjonalnego Myślenia. Zabierał Pan Innym, Ponieważ Pan Był Sprytny, A Oni Głupi.

— Czekaj no, w większości byli przekonani, że to oni mnie oszukują.

— Zastawiał Pan Na Nich Pułapki, Panie Lipvig.

Moist chciał podejść i znacząco dźgnąć golema palcem, ale zrezygnował w ostatniej chwili. Mógłby sobie złamać palec.