Groat milczał.
— Powiedziałem… — zaczął Moist.
— Musiałem się zastanowić, sir. Niech pomyślę… Tak, sir. Najgorsze, co może się zdarzyć, to że straci pan palce jednej ręki, zostanie kaleką na całe życie i połamie sobie połowę kości. Aha, i wtedy pana nie przyjmą… Ale nie ma powodów do niepokoju, sir, najmniejszych…
W górze zahuczał potężny głos:
— Kto sprowadza Człowieka Nieofrankowanego?
Obok Moista Groat odchrząknął, a kiedy przemówił, głos mu wyraźnie drżał.
— Ja, starszy listonosz w okresie próbnym Tolliver Groat, przyprowadzam Człowieka Nieofrankowanego.
— Mówił pan o tych kościach, żeby mnie wystraszyć, tak? — syknął Moist.
— A czy stanie on w Mroku Nocy? — zapytał głos.
— Właśnie stoi, Czcigodny Mistrzu! — wykrzyknął radośnie Groat, po czym dodał szeptem: — Niektórzy z chłopców byli naprawdę zachwyceni, kiedy odzyskał pan litery z napisu.
— Dobrze. A wracając do tych połamanych kości…
— Niech zatem drogę przez Tor utoruje! — nakazał niewidoczny właściciel głosu.
— Przejdziemy teraz do przodu, sir. Spokojnie — szeptał gorączkowo Groat. — O, tutaj. Niech się pan zatrzyma.
— Zaraz! — rzekł Moist. — Wszystko to… ma mnie tylko przestraszyć, tak?
— Proszę zostawić to mnie, sir.
— Ale przecież… — zaczął Moist i poczuł w ustach kaptur.
— Niech włoży Buty! — ciągnął głos.
Zabawne, jak można usłyszeć wielkie litery, pomyślał Moist, próbując nie udusić się tkaniną.
— Stoi przed panem para butów, sir — napłynął chrapliwy szept Groata. — Proszę je włożyć. Żaden kłopot, sir.
— Pff! To jasne, ale…
— Buty, sir! Proszę!
Moist niezręcznie zdjął swoje i wsunął stopy w niewidzialne buty. Okazały się ciężkie jak z ołowiu.
— Ciężki jest marsz Człowieka Nieofrankowanego — zaintonował grzmiący głos. — Niech idzie dalej!
Moist zrobił następny krok, nadepnął na coś, co się potoczyło, zachwiał się i upadł. Poczuł agonalne cierpienie, kiedy goleniem uderzył o metal.
— Pocztowcy! — zahuczał znowu potężny głos. — Jaka jest Pierwsza Klątwa?
Z ciemności odpowiedziały chórem liczne głosy:
— Szlag, no uwierzyłbyś? Zabawki, wózki, narzędzia ogrodowe… Nic ich nie obchodzi, co zostawiają na ścieżce w te ciemne poranki!
— Czy Człowiek Nieofrankowany zakrzyknął?
Chyba złamałem sobie szczękę, myślał Moist, kiedy Groat pomógł mu wstać na nogi. Chyba złamałem sobie szczękę!
— Brawo, sir! — wyszeptał staruszek i podniósł głos, przemawiając do niewidocznych patrzących. — Nie zakrzyknął, Czcigodny Mistrzu, ale był nieugięty!
— A zatem podajcie mu Torbę! — zahuczał znowu głos.
Moist powoli zaczynał go nienawidzić.
Niewidzialne ręce przełożyły pas przez ramię Moista. Kiedy puściły, ciężar zgiął go wpół.
— Torba Listonosza ciężka jest, jednakże wkrótce będzie lekka! — odbiło się echem od ścian.
Nikt nic nie mówił o bólu. No nie, właściwie mówili, ale nie uprzedzili, że to na poważnie…
— Dalej, sir — ponaglił go niewidoczny u boku Groat. — To jest Tor Listonosza, proszę o tym pamiętać.
Moist przesunął się naprzód bardzo ostrożnie i poczuł, jak stopa odpycha coś turkoczącego.
— Nie nadepnął na Wrotkę, Czcigodny Mistrzu! — zameldował Groat niewidzialnym widzom.
Moist, obolały, ale pełen nadziei, z wahaniem zrobił jeszcze dwa kroki. Znów zabrzęczało i coś odbiło się od jego buta.
— Niedbale Porzucona Butelka po Piwie też go nie zatrzymała! — krzyknął Groat tryumfalnie.
Ośmielony Moist zaryzykował następny krok, nadepnął na coś śliskiego i poczuł, że jego noga oddala się naprzód i do góry, ale bez niego. Wylądował ciężko na plecach, głową uderzył o podłogę. Był pewien, że słyszy trzask pękającej czaszki.
— Listonosze! Jaka jest Druga Klątwa? — zapytał dźwięczny głos.
— Psy! Powiadam ci, nie istnieje coś takiego jak dobry pies! Jak już nie gryzą, to paskudzą! A to jak stanąć na oleju maszynowym!
Moist ukląkł z wysiłkiem. W głowie mu się kręciło.
— Już dobrze, nic się nie stało, niech pan idzie dalej! — syczał Groat, chwytając go za łokieć. — Przejdzie pan, w śniegu czy deszczu! — Zniżył głos jeszcze bardziej. — Proszę pamiętać, co jest napisane na budynku!
— Pani Cake? — wymamrotał Moist, a potem pomyślał: To był deszcz czy śnieg? A może deszcz ze śniegiem?
Usłyszał jakiś ruch i zgarbił się nad ciężką torbą, gdy woda przemoczyła go do suchej nitki, a użyte z nadmiernym entuzjazmem wiadro odbiło się od głowy.
Czyli deszcz… Wyprostował się, poczuł lodowate zimno spływające mu po plecach i niemal krzyknął.
— To były kostki lodu — szepnął Groat. — Dostałem je z kostnicy, ale proszę się nie martwić, sir, prawie nieużywane. To najlepsze, czego o tej porze roku mogliśmy użyć zamiast śniegu. Przepraszamy. I proszę się o nic nie martwić, sir.
— Niech będą sprawdzone Listy! — zagrzmiał rozkazujący głos.
Dłoń Groata sięgnęła do torby i tryumfalnie podniosła list. Moist chwiał się na wszystkie strony.
— Ja, starszy listonosz w okresie… Och, przepraszam na momencik, Czcigodny Mistrzu… — Moist poczuł, że jego głowa ściągana jest do poziomu ust Groata. Staruszek szepnął: — Zostałem starszym listonoszem na okres próbny czy już na stałe, sir?
— Co? Na stałe, tak, na stałe! — zapewnił Moist. Lodowata woda napełniała mu buty. — Stanowczo.
— Ja, starszy listonosz Groat, oznajmiam niniejszym, że list ten suchy jest jak pieprz, Czcigodny Mistrzu! — zawołał tryumfalnie Groat.
Tym razem w głosie władzy zabrzmiała nuta złośliwej uciechy.
— A więc niech… go doręczy!
W dusznym mroku pod workiem poczucie zagrożenia Moista zaryglowało drzwi i ukryło się w piwnicy. W tym miejscu niewidzialni chórzyści pochylili się z ciekawością. W tym miejscu to już nie była zabawa.
— Właściwie to niczego nie zapisałem, chcę zauważyć — zaczął, kołysząc się na nogach.
— Ostrożnie teraz, ostrożnie — syknął Groat, nie zwracając uwagi na jego słowa. — Już prawie koniec! Tuż przed panem są drzwi, a w drzwiach szczelina na listy… Czy mógłby chwilę odetchnąć, Czcigodny Mistrzu? Paskudnie przywalił głową…
— Odetchnąć, bracie Groat? Może po to, żebyś mógł mu udzielić jednej czy drugiej wskazówki? — zapytał z pogardą rządzący głos.
— Czcigodny Mistrzu, rytuał mówi, że Człowiek Nieofrankowany ma prawo do…
— Ten Człowiek Nieofrankowany musi iść sam! Bez pomocy, Tolliverze Groat! On nie chce zostać młodszym listonoszem, o nie, ani nawet starszym listonoszem! To nie dla niego! On chce jednym skokiem dotrzeć do rangi poczmistrza! Więc nie bawimy się tu w listonosza Stuka, młodszy listonoszu Groat! Ty nas do tego namówiłeś! I nie będziemy tracić czasu! Ma nam pokazać, ile jest wart!
— Proszę do mnie mówić starszy listonoszu Groat, bardzo byłbym wdzięczny! — wrzasnął Groat.
— Nie będziesz prawdziwym starszym listonoszem, Tolliverze Groat, jeśli on nie przejdzie tej próby!
— Tak? A niby kto powiedział, że jesteś Czcigodnym Mistrzem, George’u Aggy? Zostałeś Czcigodnym Mistrzem, bo pierwszy wybierałeś sobie szatę!
Głos Czcigodnego Mistrza stał się trochę mniej władczy.
— Porządny z ciebie gość, Tolliverze Groat, przyznaję. Ale te bajki, które opowiadasz, o tym, że pewnego dnia zjawi się prawdziwy poczmistrz i wszystko naprawi, są po prostu… głupie. Rozejrzyj się może, co? Ten gmach miał swoje piękne dni, jak my wszyscy. Ale skoro zamierzasz się tak upierać, załatwimy to zgodnie z regulaminem.