Moist gotów był wsadzić czapkę na głowę, kiedy zauważył, że starzy listonosze się cofają.
— Nie jesteście pewni! — krzyknął i pogroził im palcem. — Nie jesteście wcale tacy pewni, tak? Wy wszyscy! Myślicie sobie: Hm, może tym razem się uda, tak? Wstrzymujecie oddech! Widzę to! Nadzieja to straszna rzecz, panowie!
Włożył czapkę.
— Czuje pan coś? — spytał po chwili Groat.
— Trochę… drapie — wyznał Moist.
— Ach, to pewnie wycieka niezwykła mistyczna moc, co? — zapytał desperacko Groat.
— Nie sądzę. Przykro mi.
— Większość poczmistrzów, pod którymi pracowałem, nienawidziła noszenia tej czapki — oświadczył Czcigodny Mistrz, kiedy wszyscy odetchnęli z ulgą. — Chociaż ma pan odpowiedni wzrost, żeby dobrze w niej wyglądać. Poczmistrz Atkinson miał tylko pięć stóp i cal, więc wyglądał jak kwoka. — Poklepał Moista po ramieniu. — Nie martw się, synu. Zrobiłeś, co mogłeś.
Koperta odbiła się od jego głowy. Strzepnął ją, a wtedy następna wylądowała mu na ramieniu i zsunęła się w dół.
Wokół nich listy spadały na podłogę niczym ryby upuszczone przez przelatujące tornado. Moist spojrzał w górę. Listy spływały z ciemności, a ich deszcz zmieniał się szybko w ulewę.
— Stanley? Czy… majstrujesz coś tam na górze? — zapytał Groat, prawie niewidoczny w strumieniach papieru.
— Zawsze uważałem, że te sale mają za słabe podłogi! — jęknął Czcigodny Mistrz. — To znów listowa burza! Narobiliśmy za dużo hałasu i tyle. Szybciej, wynieśmy się stąd, póki jeszcze możemy!
— Ale pogaście latarnie! — krzyknął Groat. — To nie jest bezpieczne oświetlenie!
— Będziemy błądzić po omacku, chłopcze!
— Aha, więc wolicie raczej widzieć przy świetle płonącego dachu, tak?
Latarnie pogasły… a przy ciemności, którą teraz promieniowały, Moist von Lipwig zobaczył napis na ścianie, a w każdym razie wiszący w powietrzu tuż przed nią. Ukryte pióro zataczało pętle i łuki, formując za sobą lśniące błękitne litery.
Moist von Lipwig? — wypisało.
— Eee… tak?
Jesteś poczmistrzem!
— Słuchaj, nie jestem tym, którego szukacie!
Moiście von Lipwig, w takiej chwili jak ta każdy się nada!
— Ale ja… nie jestem godzien!
Zatem pozyskaj godność jak najszybciej, Moiście von Lipwig! Wpuść znowu swiatło! Otwórz drzwi! Nie zatrzymuj Posłańców wykonujących Zadania!
Moist spojrzał w dół, na złocisty blask wokół swych stóp. Światło zaiskrzyło się przy czubkach palców i zaczęło z wolna wypełniać go od wewnątrz, niczym dobre wino. Czuł, że jego stopy odrywają się od podłogi, jakby słowa uniosły go i obróciły łagodnie.
Na początku było Słowo, ale czym jest słowo bez swego posłańca, Moiście von Lipwig? Jesteś poczmistrzem!
— Jestem poczmistrzem! — krzyknął Moist.
Listy muszą się przemieszczać, Moiście von Lipwig! Za długo już byłyśmy tu uwięzione.
— Przemieszczę listy!
Przemieścisz listy?
— Tak! Obiecuję!
Moiście von Lipwig!
— Tak?
Słowa napłynęły jak szkwał, aż w roziskrzonym blasku zawirowały koperty, a budynek zadrżał od fundamentów po dach.
Doręcz nas!
Rozdział szósty
Małe obrazki
— Panie Lipvig — odezwał się pan Pompa.
Moist spojrzał w rozjarzone oczy golema. Musi przecież istnieć jakiś lepszy sposób na poranne budzenie. Niektórzy radzą sobie z zegarem, na miłość bogów!
Leżał na nagim materacu, pod butwiejącym kocem w swoim niedawno odkopanym mieszkaniu, ciągle pachnącym starożytnymi papierami. Bolała go każda część ciała.
Słowa Pompy docierały do jego zamglonej świadomości:
— Listonosze Czekają, Sir. Inspektor Pocztowy Groat Powiedział, Że Zapewne Zechce Pan Ich W Tym Ważnym Dniu Odprawić Należycie.
Moist zamrugał, wpatrzony w sufit.
— Inspektor pocztowy? Awansowałem go na inspektora pocztowego?
— Tak, Proszę Pana. Był Pan Bardzo Impulsywny.
Wspomnienia zeszłej nocy stłoczyły się zdradziecko, by zacząć stepować w swoich numerach ze słynnego spektaklu Wielkiego Kłopotliwego Przypomnienia.
— Listonosze?
— Bractwo Obrządku Pocztowego. To Starzy Ludzie, Sir, Lecz Twardzi. Są Już Emerytami, Ale Wszyscy Zgłosili Się Jako Ochotnicy. Są Tu Od Wielu Godzin I Sortują Pocztę.
Zatrudniłem bandę dziadków starszych nawet od Groata…
— Czy robiłem coś jeszcze?
— Wygłosił Pan Niezwykle Inspirujące Przemówienie, Sir. Szczególne Wrażenie Zrobiła Na Mnie Pańska Uwaga, Że „Anioł” To Tylko Inne Określenie Posłańca. Niewielu Ludzi O Tym Wie.
Na materacu Moist powoli usiłował wcisnąć pięść do ust.
— Aha, I Obiecał Pan Sprowadzić Z Powrotem Wielkie Kandelabry I Kontuar Z Cennego Drewna, Sir. To Im Zaimponowało. Nikt Nie Wie, Gdzie Się Podziały.
O bogowie, pomyślał Moist.
— Oraz Posąg Boga, Sir. To Zaimponowało Im Jeszcze Bardziej, Albowiem, Jak się Zdaje, Wiele Lat Temu Został On Przetopiony.
— Czy ostatniej nocy zrobiłem cokolwiek, co by sugerowało, że jestem normalny?
— Przepraszam, Sir? — zdziwił się golem.
Ale Moist przypomniał sobie światło i szepty listów. Wypełniły jego umysł… wiedzą, czy może wspomnieniami, choć nie pamiętał, w jaki sposób je zyskał.
— Niedokończone opowieści — rzekł.
— Tak, Sir — zgodził się golem obojętnie. — Mówił Pan O Nich Bardzo Szczegółowo, Sir.
— Naprawdę?
— Tak, Sir. Powiedział Pan…
…że każda niedoręczona wiadomość jest fragmentem czasoprzestrzeni pozbawionym drugiego końca, dryfującą swobodnie wiązką wysiłku i emocji. Jeśli upakować ich miliony, zaczynają robić to, co zawsze robią listy: komunikują i zmieniają naturę zdarzeń. Kiedy jest ich dostatecznie dużo, zniekształcają wokół siebie wszechświat.
Wszystko to miało sens dla Moista. A przynajmniej tyle sensu, ile cokolwiek innego.
— A czy… czy rzeczywiście uniosłem się w powietrze i jarzyłem się złociście? — zapytał Moist.
— Chyba Musiałem To Przeoczyć, Sir — uznał pan Pompa.
— To znaczy, że nie.
— W Pewnym Sensie Tak, Sir — zapewnił golem.
— Ale w zwyczajnej, codziennej rzeczywistości jednak nie?
— Rozświetlał Pana, Jak To Mówią, Wewnętrzny Ogień, Sir. Zrobił Pan Wielkie Wrażenie Na Pocztowcach.
Wzrok Moista spoczął na skrzydlatej czapce rzuconej niedbale na biurko.
— Nigdy nie spełnię ich oczekiwań, panie Pompa — rzekł. — Oni chcą świętego, nie kogoś takiego jak ja.
— Może Święty Nie Jest Tym, Czego Potrzebują, Sir.
Moist usiadł i koc zsunął się z niego.
— Gdzie się podziało moje ubranie? — zapytał. — Jestem pewien, że powiesiłem je elegancko na podłodze.
— Przyznaję, Że Próbowałem Oczyścić Pański Kostium Wywabiaczem Plam. Ponieważ Jednak Był On Praktycznie Jedną Wielką Plamą, Wywabił Się Cały.
— Lubiłem ten garnitur! Mogłeś go chociaż zachować na szmaty…
— Przepraszam, Sir. Uznałem, Że Szmaty Zostały Zachowane Na Pański Garnitur. Ale W Każdym Razie Wykonałem Pańskie Polecenie, Sir.