— Chce pan powiedzieć, że pańskim zdaniem będę żył?
Drumknott odchylił głowę i przez chwilę w zamyśleniu wpatrywał się w sufit.
— Hm… Tak. Tak, uważam, że to możliwe.
— Znaczy, na świeżym powietrzu? Ze wszystkimi fragmentami na miejscach?
— Bardzo prawdopodobne, drogi panie. Może pan już wejść.
Moist na palcach wsunął się do gabinetu Patrycjusza.
Tylko dłonie lorda Vetinariego były widoczne po obu stronach rozłożonego „Pulsu”. Moist z tępą zgrozą ponownie przeczytał nagłówki.
My się nie psujemy,
Zapewnia Poczmistrz
Zaskakujący atak na Sekary
Obietnica: Doręczymy wszędzie
Niezwykłe nowe „znaczki”
To był główny artykuł. Obok zamieszczono mniej ważny tekst, który jednak zwrócił jego uwagę. Tytuł brzmiał:
Wielki Pień znowu nie działa.
Kontynent odcięty!
…a u dołu strony, grubszą czcionką, co miało sugerować, że chodzi o lżejsze treści, i pod tytułem
Nie można odrzucić Historii
znalazło się kilkanaście opowieści o tym, co się stało, kiedy dotarła poczta z dawnych lat. Było tu o zamęcie, który przerodził się w burdę, o panu Parkerze i jego wkrótce pannie młodej oraz inne. Listy w niewielkim zakresie zmieniały nieciekawe żywoty. To jakby wyciąć okno w Historię i sprawdzić, jaka mogłaby być.
To wszystkie niemal całkowicie wypełniało pierwszą stronę, jeśli nie liczyć informacji, że strażnicy miejscy poszukują „tajemniczego zabójcy”, który rozszarpał jakiegoś bankiera w jego własnym domu. Byli zagubieni, stwierdzał tekst. To nieco pocieszyło Moista — jeśli ten ich osławiony funkcjonariusz wilkołak nie potrafi wywęszyć krwawego mordercy, to może nie znajdzie i Moista, kiedy nadejdzie czas. Mózg z pewnością może wygrać z nosem.
Vetinari wydawał się nieświadomy obecności Moista, a Moist zaczął rozważać, jaki skutek miałoby lekkie chrząknięcie.
Wtedy właśnie azeta zaszeleściła.
— Piszą tu w dziale Listów — odezwał się Patrycjusz — że fraza „wpaść z deszczu pod rynnę” opiera się na starożytnym powiedzonku efebiańskim, mającym co najmniej dwa tysiące lat, a zatem wcześniejszym od rynien, choć nie od samego aktu wpadania. — Opuścił azetę i spojrzał na Moista ponad jej krawędzią. — Nie wiem, czy śledził pan tę interesującą etymologiczną dyskusję.
— Nie, wasza lordowska mość — odparł Moist. — Jeśli wasza lordowska mość pamięta, ostatnie sześć tygodni spędziłem w celi śmierci.
Jego lordowska mość zamknął azetę, złożył palce w piramidkę i popatrzył na Moista z uwagą.
— A tak. W samej rzeczy, panie Lipwig. No, no, no…
— Proszę mnie wysłuchać. Naprawdę mi przy…
— W dowolne miejsce na świecie? Nawet bogom? Nasi listonosze nie psują się tak łatwo? Nie można odrzucić historii? Imponujące, panie Lipwig. Wzbudził pan falę… — Vetinari się uśmiechnął — …jak powiedziała ryba do człowieka z ołowianymi ciężarkami u nóg.
— Nie mówiłem tak całkiem…
— Według moich doświadczeń panna Cripslock ma skłonność do notowania dokładnie tego, co się jej mówi. To straszne, kiedy codziennikarze tak postępują. Psują całą zabawę. Człowiek instynktownie wyczuwa, że to jakieś oszustwo. Jak zrozumiałem, sprzedaje pan także rodzaj skryptów dłużnych.
— Co takiego?
— Znaczki, panie Lipwig. Zobowiązanie dostarczenia poczty o wartości jednego pensa. Obietnica, która musi być dotrzymana. Niech pan na to spojrzy… — Wstał i podszedł do okna, skąd skinął na Moista. — Proszę podejść, panie Lipwig.
W strachu, że może zostać wypchnięty na bruk, Moist jednak podszedł.
— Widzi pan tę wielką wieżę sekarową na Tumpie? — Vetinari wyciągnął rękę. — Niewiele dzieje się dziś rano w Wielkim Pniu. Problemy z wieżą gdzieś na równinach, jak rozumiem. Nic nie przedostaje się do Sto Lat i dalej. A teraz, jeśli spojrzy pan niżej…
Chwilę trwało, nim Moist zrozumiał, co widzi.
— Przed Urzędem Pocztowym stoi kolejka?
— Tak, panie Lipwig — przyznał Vetinari z posępną satysfakcją. — Po znaczki, zgodnie z informacją w azecie. Obywatele Ankh-Morpork mają instynkt… można powiedzieć… włączania się do zabawy. Niech pan działa, panie Lipwig, z pewnością ma pan mnóstwo pomysłów. Niech mi pan nie pozwoli się zatrzymywać.
Vetinari wrócił do biurka i sięgnął po azetę. Jest przecież na pierwszej stronie, pomyślał Moist. Nie mógł nie zauważyć…
— Eee… W tej drugiej sprawie… — zaczął niepewnie, patrząc na rysunek.
— A jakaż to może być sprawa? — zdziwił się lord Vetinari.
Przez moment trwała cisza.
— No… nic właściwie — rzekł Moist. — To ja już pójdę.
— Rzeczywiście, niech pan idzie, poczmistrzu. Poczta musi trafić do celu, czyż nie?
Vetinari nasłuchiwał trzaśnięcia dalekich drzwi, a potem podszedł do okna i stał tam, dopóki nie zobaczył złocistej postaci idącej szybko przez dziedziniec.
Wszedł Drumknott i wyjął zawartość tacy dokumentów wychodzących.
— Doskonale rozegrane, wasza lordowska mość — stwierdził cicho.
— Dziękuję ci, Drumknott.
— Widzę, że pan Horsefry nas opuścił…
— Tak zrozumiałem, Drumknott.
Kiedy Moist przeszedł przez ulicę, w tłumie zaczęło się niewielkie poruszenie. Ku swej niewypowiedzianej uldze zobaczył pana Spoolsa stojącego obok jednego z tych poważnych ludzi z drukarni. Spools podszedł do niego pospiesznie.
— Mam po kilka tysięcy obu zamówień — szepnął i wyjął pakiet spod płaszcza. — Pensowe i dwupensowe. Nie są najlepszym produktem, na jaki nas stać, ale pomyślałem, że pewnie będzie ich pan potrzebował. Słyszeliśmy, że sekary znowu nie działają.
— Życie mi pan ratuje, panie Spools. Niech je pan wniesie do środka. A przy okazji, ile kosztuje sekarowa wiadomość do Sto Lat?
— Nawet kilka słów wyjdzie co najmniej trzydzieści pensów. Tak mi się wydaje.
— Dziękuję. — Moist uniósł dłonie do ust. — Panie i panowie! — zawołał. — Urząd Pocztowy zostanie za chwilę otwarty i rozpocznie sprzedaż pensowych i dwupensowych znaczków! Dodatkowo przyjmujemy też przesyłki do Sto Lat. Pierwsza ekspresowa poczta do Sto Lat rusza za godzinę i dotrze jeszcze dziś przed południem! Koszt to dziesięć pensów za standardową kopertę! Powtarzam, dziesięć pensów! Królewska Poczta, panie i panowie! Nie zgadzajcie się na nic innego!
Powstało lekkie zamieszanie i kilka osób odeszło szybkim krokiem.
Moist wprowadził Spoolsa do budynku i uprzejmie zamknął drzwi przed czekającymi. Poczuł dreszcz, jak zawsze, kiedy rozpoczynała się gra. Życie powinno składać się właśnie z takich chwil… Serce śpiewało mu radośnie, gdy wydawał polecenia.
— Stanley!
— Tak, panie Lipwig? — zapytał chłopak w głębi sali.
— Pobiegnij do stajni Hobsona i powiedz, że potrzebny mi dobry szybki koń. Taki, któremu krew trochę buzuje. Nie jakaś podkręcona chabeta, a znam się na tym! Chcę go tu mieć za pół godziny! Ruszaj zaraz. Panie Groat!
— Tak jest!
Groat naprawdę zasalutował…