— Świetnie pan wygląda, sir — zapewnił Groat.
— Dziękuję, dziękuję… — Moist zmagał się z krawatem. — Pan tu teraz dowodzi, panie Groat. Wieczorem powinno być spokojnie. I proszę pamiętać, jutro od samego rana cała poczta do Pseudopolis po dziesięć pensów od sztuki. Jasne?
— Jak pan każe, sir. Czy mogę teraz nosić czapkę? — poprosił Groat.
— Co? Co? — Moist patrzył w lustro. — Proszę spojrzeć, czy nie mam szpinaku między zębami.
— A Czy Jadł Pan Dzisiaj Szpinak? — spytał pan Pompa.
— Nie jadłem szpinaku, odkąd byłem już dość duży, żeby pluć — odparł Moist. — Ale w takich chwilach ludzie zawsze się o to martwią. Myślałem, że zwyczajnie jakoś się pojawił. No wiesz… jak mech. O co pytałeś, Tolliverze?
— Czy mogę nosić czapkę, sir? — powtórzył cierpliwie Groat. — Jako że jestem pana zastępcą, a pan właśnie wychodzi, sir.
— Przecież urząd jest zamknięty!
— Tak, ale… No bo… po prostu chciałbym nosić tę czapkę. Na jakiś czas, sir. Tylko trochę, sir. Jeśli to panu nie przeszkadza. — Groat przestąpił z nogi na nogę. — Znaczy, przecież ja mam tutaj zarządzać…
Moist westchnął.
— Tak, oczywiście, panie Groat. Może pan nosić moją czapkę. Panie Pompa?
— Tak, Panie Lipvig?
— Wieczorem rządzi tutaj pan Groat. I nie chodź za mną, proszę.
— Nie, Nie Pójdę. Mój Wolny Dzień Zaczyna Się Teraz. Dla Nas Wszystkich. Powrócimy Jutro O Zachodzie Słońca — poinformował golem.
— Ach, tak. — Jeden dzień wolnego w tygodniu, mówiła panna Dearheart. To między innymi odróżnia golemy od młotków. — Wolałbym tylko, żebyście mnie wcześniej uprzedzili, wiesz… Trochę będzie nam brakowało personelu.
— Był Pan Powiadomiony, Panie Lipvig.
— Tak, tak. Takie są zasady. Chodzi tylko o to, że jutrzejszy dzień będzie…
— Proszę się o nic nie martwić, sir — uspokoił go Groat. — Niektórzy z tych chłopców, których przyjąłem dziś do pracy, sir, to synowie listonoszy, sir. I wnukowie. Nie ma problemu, sir. Wszyscy będą jutro doręczać.
— Aha. Dobrze. No to świetnie. — Moist znów poprawił krawat. Czarny krawat na czarnej koszuli pod czarną marynarką niełatwo jest choćby znaleźć. — Jak wyglądam, panie Pompa? Szpinak nadal nie zaatakował? Idę na spotkanie z damą.
— Tak, Panie Lipvig. Z Panną Dearheart — odparł spokojnie golem.
— Skąd wiesz?
— Wykrzyczał Pan To W Obecności Około Stu Osób, Panie Lipvig. My… To Znaczy, Panie Lipvig, Wszystkie Golemy… Chcielibyśmy, Żeby Panna Dearheart Była Osobą Bardziej Szczęśliwą. Miała Bardzo Wiele Zmartwień. Szuka Kogoś, Kto…
— …ma zapalniczkę? — przerwał mu szybko Moist. — Skończ w tym miejscu, panie Pompa, bardzo proszę. Kupidyny to takie… małe bobasy z nadwagą i w pieluchach. A nie wielkie gliniane osobniki.
— Anghammarad Mówi, Że Przypomina Mu Lelę, Boginię Wulkanów, Która Dymi Bez Przerwy, Ponieważ Bóg Deszczów Napadał Na Jej Lawę — ciągnął golem.
— Tak, ale kobiety zawsze się skarżą na takie rzeczy — odparł Moist. — Dobrze wyglądam, panie Groat, prawda?
— Och, sir — powiedział Groat. — Nie sądzę, żeby Moist von Lipwig kiedykolwiek musiał się denerwować, gdy idzie na spotkanie z młodą damą. Prawda?
Cóż, gdyby się chwilę zastanowić, właśnie tak, myślał Moist, idąc przez zatłoczone ulice. Przecież nigdy jeszcze nie szedł na spotkanie z młodą damą. Ani razu, przez wszystkie te lata. Pewnie, Albert i cała reszta spotykali ich setki i mieli z tego wiele zabawy, w tym raz także zwichnięcie szczęki, co jest zabawą w stylu zupełnie niezabawnym. A on — nigdy. Zawsze ukrywał się za fałszywym wąsikiem, okularami czy po prostu fałszywą tożsamością. Teraz znowu czuł się jak nagi i zaczynał żałować, że zostawił swój złocisty strój.
Kiedy dotarł do Załatanego Bębna, przypomniał sobie, czemu to zrobił.
Ludzie często mu powtarzali, że Ankh-Morpork jest teraz o wiele bardziej cywilizowane. Że gildie i straż wspólnie panują nad sytuacją w stopniu dostatecznym, by zagwarantować, że napad podczas załatwiania swoich zwyczajnych spraw w Ankh-Morpork stał się jedynie możliwością, a nie czymś oczywistym, jak kiedyś. A ulice były teraz tak czyste, że czasem dało się nawet zobaczyć ulicę.
Ale Załatany Bęben pozostał niezawodny. Jeśli ktoś nie wypadł akurat tyłem przez drzwi i nie runął na bruk, kiedy człowiek tamtędy przechodził, to znaczyło, że coś niedobrego dzieje się ze światem.
Wewnątrz trwała bójka. Mniej więcej. Ale i tutaj nastąpił rozwój, przynajmniej w pewnym sensie. Dzisiaj nie można już było tak po prostu kogoś wyciągnąć i przyłożyć mu toporem. Ludzie mieli pewne oczekiwania wobec barowych bójek. Wchodząc, Moist minął sporą grupę mężczyzn złamanonosej i jednouchej proweniencji, którzy pochyleni ku sobie, naradzali się nerwowo.
— Jeszcze raz, Bob, którego kawałka nie zrozumiałeś? To kwestia stylu, jasne? Porządna bójka nie zdarza się sama. Nie możecie się wszyscy rzucać razem, już nie. No więc Dave Ostryga… włóż z powrotem hełm, Dave… będzie nieprzyjacielem z przodu, a Bazalt, który nie potrzebuje hełmu, jak wiemy, będzie nieprzyjacielem podchodzącym z tyłu. W porządku, przeszliśmy już poza pięści, powiedzmy, że ten oto Polewa wykonał już swój numer z Wymachem Ławą, było trochę tańca z nożami, odrobiliśmy całą scenę Huśtania na Żyrandolu, bla, bla, bla. I wtedy Drugi Stołek… to właśnie ty, Bob… wchodzisz szybko między Numer Piąty i Butelkarza, bierzesz stołkiem zamach nad głową o tak… przepraszam, Szpicu… a potem walisz nim prosto w Numer Piąty, trach, łup i masz w kieszeni tłuściutkie sześć punktów. Jeśli na Numer Piąty zagrają krasnoluda, stołek nawet go nie spowolni, ale nie łam się, trzymaj oba kawałki, które ci jeszcze zostały w rękach, odczekaj chwilę, aż podejdzie bliżej, a potem walnij go z obu stron po uszach. Nie znoszą tego, jak może potwierdzić obecny tu Wręcemocny. Następne trzy punkty. Potem przejdziemy pewnie do stylu dowolnego, ale chciałbym, kiedy już zacznie się znowu na pięści, żebyście wszyscy, nie wyłączając Paskudy Micka i Chrupa, spróbowali Podwójnego Andrew. Pamiętacie? Wpadacie na siebie plecami, odwracacie się, żeby przyłożyć temu drugiemu, moment przerwy na humorystyczne rozpoznanie, potem łapiecie się lewymi rękami, robicie młynek i trafiacie w atakującego tego drugiego, ręką czy nogą, to wasz wybór. Piętnaście punktów od razu, jeśli tylko uda się wam to płynnie rozegrać. Aha, i pamiętajcie, że mamy dyżurnego Igora, więc jeśli odrąbią wam rękę, spróbujcie ją podnieść i przywalcie nią komuś. To zawsze budzi wesołość i daje dwadzieścia punktów. A skoro już o tym mowa, pamiętajcie, co mówiłem, żeby wytatuować na niej swoje imię, jasne? Igory robią, co mogą, ale szybciej staniecie na nogach, jeśli ułatwicie im życie, a co ważniejsze, to będą wasze własne nogi. W porządku, wszyscy na miejsca, powtórzymy to jeszcze raz…
Moist przesunął się bokiem obok grupy i rozejrzał po wielkiej sali. Najważniejsze, żeby nie zwalniać. Zwalnianie przyciąga uwagę.
Zobaczył nad tłumem cienką smużkę dymu i zaczął przeciskać się w tamtą stronę.
Panna Dearheart siedziała sama przy malutkim stoliku, z malutkim drinkiem przed sobą. Nie mogła tu czekać zbyt długo — jedyne stojące obok krzesło było jeszcze niezajęte.
— Często pani tu przychodzi? — zapytał Moist, siadając na nim szybko.
Panna Dearheart uniosła brwi na jego widok.