Выбрать главу

Plan był dobry, ale się rozsypał, kiedy w korytarzu Moist zauważył kota. Kot przyglądał mu się z zaciekawieniem.

— Pieszczoch! — ryknął Moist.

I pożałował tego. To takie głupie imię do wykrzykiwania w płonącym budynku…

Kot obejrzał się na niego i odszedł. Moist zaklął i pobiegł za nim; zobaczył, jak Pieszczoch znika w piwnicach.

Koty są inteligentne, prawda? Tam jest pewnie inne wyjście… Musi być…

Nie podniósł nawet głowy, gdy usłyszał nad sobą trzask drewna, ale pognał naprzód i zbiegł na dół po pięć stopni naraz. Sądząc po huku, spora część budynku uderzyła o posadzkę tuż za nim, a iskry zahuczały w piwnicznym korytarzu i sparzyły mu kark.

No, teraz już nie zdoła się cofnąć, to pewne. Ale piwnice… Piwnice mają różne klapy czy zsypy na węgiel, prawda? Są chłodne, bezpieczne i…

…i świetnie się nadają, by lizać tu rany po oberwaniu w twarz workiem szpilek. Zgadza się?

Wyobraźnia to straszna rzecz, kiedy zabiera się ją w takie miejsca.

Wampir, powiedziała. A Stanley workiem pełnym szpilek uderzył wielkiego ptaka. Stanley, postrach wampirów, z torbą szpilek… Nikt by nie uwierzył, jeśli nie widział go podczas jednej z tych — jak nazwał je pan Groat — „Trudnych Chwil”.

Prawdopodobnie nie da się zabić wampira szpilkami.

A kiedy człowiek już o czymś takim pomyśli, uświadamia sobie, że choćby nie wiem jak starał się nie oglądać, zawsze istnieje za nim to miejsce, gdzie się nie ogląda… Moist przylgnął plecami do chłodnej kamiennej ściany i przesuwał się wzdłuż niej do chwili, gdy ściana mu się skończyła, a za to trafił na futrynę.

W ciemności widoczne było słabe niebieskie lśnienie machiny sortującej.

I kiedy tylko Moist zajrzał do pokoju, widoczny stał się również kot. Kulił się pod machiną.

— To naprawdę bardzo kocie zachowanie, Pieszczoch — rzekł Moist, wpatrując się w mrok. — Chodź do wujka Moista. Proszę…

Westchnął, powiesił strój na dawnej półce na listy i przykucnął. Jak właściwie należy podnosić kota? Nigdy tego nie robił. Koty nigdy nie trafiały do dziadkowych klatek lipwigzerów, chyba że jako przypadkowa przekąska.

Sięgnął po Pieszczocha ręką. Kot położył uszy po sobie i zasyczał.

— Chcesz się tu ugotować? — spytał Moist. — Tylko bez pazurów, jeśli można prosić.

Kot zaczął warczeć, a Moist uświadomił sobie, że nie na niego.

— Grzeczny Pieszczoch — powiedział, czując, jak wzbiera w nim groza.

Jedna z podstawowych zasad badania nieprzyjaznego środowiska brzmiała: Zostaw kota. Bo nagle środowisko stanie się o wiele bardziej nieprzyjazne.

Druga ważna zasada: Nie odwracaj się powoli, żeby sprawdzić. To już tam jest. Nie kot. Niech licho porwie kota. To coś innego.

Wyprostował się i oburącz ścisnął drewniany kołek. Stoi tuż za mną, pomyślał. Tak? Pewne jak demon, że stoi za mną jak demon blisko jak demon! Oczywiście, że tak! Przecież nie może być inaczej!

Uczucie trwogi było niemal takie samo jak to, które go ogarniało, gdy — powiedzmy — cel oglądał szklany brylant. W ustach miał posmak miedzi, wszystkie zmysły wyczulone, czas trochę zwalniał…

Nie odwracać się powoli. Odwracać się szybko.

Odwrócił się szybko, wrzasnął i pchnął. Kołek trafił na opór, który poddał się tylko trochę.

Wąska blada twarz uśmiechnęła się do niego w błękitnym blasku. Ukazała rzędy ostrych zębów.

— Ominąłeś oba moje serca — stwierdził pan Gryle, plując krwią.

* * *

Moist odskoczył, gdy wąska, zbrojna w pazury dłoń rozcięła powietrze. Wciąż jednak wysuwał przed siebie kołek, kłuł, trzymał stwora na dystans…

Banshee, pomyślał. Niech to demony…

Dopiero kiedy Gryle się poruszył, jego skórzasta czarna peleryna rozsunęła się na chwilę, ukazując podobny do szkieletu korpus. Pomagało, jeśli człowiek pamiętał, że czarna skóra to skrzydła. Pomagało, jeśli myślał o banshee jako jedynej humanoidalnej rasie, która ewolucyjnie zyskała umiejętność lotu — w jakiejś dżungli, gdzie polowała na latające wiewiórki. Nie pomagało specjalnie, jeśli człowiek wiedział, skąd się wzięła legenda o tym, że krzyk banshee zwiastuje śmierć.

Krzyk oznacza, że banshee cię ściga. Nie warto nawet oglądać się za siebie. Banshee jest nad twoją głową.

Niewiele ich pozostało dzikich, nawet w Überwaldzie, ale Moist zapamiętał rady udzielane przez tych, którzy przeżyli spotkanie. Trzymaj się z dała od paszczy — te zęby są zabójcze. Nie atakuj piersi, mięśnie lotne są jak pancerz. Banshee nie są silne, ale mają ścięgna jak stalowe liny, a długie kości rąk dają im zasięg, przy którym mogą strącić ci z ramion ten głupi łeb…

Pieszczoch zamiauczał i cofnął się głębiej pod machinę sortującą. Gryle znów uderzył szponami i ruszył naprzód za cofającym się Moistem.

…ale karki pękają im łatwo, jeśli tylko uda się doprowadzić do zwarcia, no i muszą zamykać oczy, kiedy tak wrzeszczą.

Gryle był coraz bliżej. Głowa mu podskakiwała w rytm kroków. Moist nie miał już gdzie uciekać, więc odrzucił drewno i podniósł ręce.

— Dobra, poddaję się — rzekł. — Tylko załatw to szybko, zgoda?

Stwór wciąż zerkał na złoty strój; banshee reagują na błysk jak sroki.

— Potem się gdzieś wybieram — dodał Moist.

Gryle zawahał się. Był ranny, zdezorientowany, najadł się gołębi, tego ścieku ze skrzydłami. Chciał się stąd wydostać i wzlecieć w chłodne niebo. Tutaj było zbyt wiele celów, zbyt wiele zapachów…

Dla banshee wszystko kumulowało się w skoku, kiedy zęby, pazury i ciężar ciała uderzały jednocześnie. Teraz, zagubiony, przesuwał się w przód i w tył, usiłując znaleźć rozwiązanie w tej sytuacji. Nie było tu miejsca na lot, nie było drogi ucieczki, ofiara stała nieruchomo… Instynkt, emocje i słaba próba racjonalnego myślenia walczyły ze sobą w przegrzanej głowie Gryle’a.

Instynkt zwyciężył. Skakanie na innych z wysuniętymi pazurami działało przez miliony lat, więc niby czemu rezygnować akurat teraz?

Odchylił głowę, wrzasnął i skoczył.

Podobnie jak skoczył Moist, który zanurkował pod długimi ramionami. To nie było zaprogramowane w reakcjach banshee — ofiara powinna kulić się przerażona albo uciekać. Tymczasem Moist trafił go barkiem w pierś.

Stwór był lekki jak dziecko.

Moist poczuł, że szpon rozrywa mu rękę. Cisnął stwora na machinę sortującą, a sam rzucił się na podłogę. Przez jedną straszną chwilę myślał już, że banshee się podniesie, że nie trafił w kółko, ale kiedy rozwścieczony Gryle zmienił pozycję, zabrzmiał dźwięk jak „glup!”…

…a po nim cisza.

Moist leżał na chłodnych kamieniach, dopóki jego serce nie zwolniło tak, że zaczął odróżniać pojedyncze uderzenia. I leżąc, usłyszał, że coś lepkiego skapuje z boku machiny.

Wstał powoli, na chwiejnych nogach, i spojrzał na to, co zostało z banshee. Gdyby był bohaterem, wykorzystałby okazję, by powiedzieć „No to mamy wszystko posortowane”. Ale nie był, więc zwymiotował. Organizm nie funkcjonuje należycie, kiedy istotne jego elementy nie dzielą tej samej ramy czasoprzestrzennej co reszta. Ale za to wygląda o wiele barwniej.