Выбрать главу

— Nie ma pośpiechu — uspokoił. — Mamy jeszcze dziesięć minut.

— A bylibyśmy gotowi dwadzieścia minut temu, gdyby ktoś nie zgubił młotka — mruknął Normalny Alex, naciągając linkę.

— Schowałem go przecież do skrzynki z narzędziami! — oburzył się Szalony Al.

— W szufladzie na klucze!

— I co?

— Kto przy zdrowych zmysłach szukałby młotka w miejscu na klucze?

W dole znów odezwały się sowy.

— Słuchajcie — powiedział szybko Moist. — To nieważne, prawda? Nie w tej chwili!

— Ten człowiek jest szalony! — oświadczył Normalny Alex, wskazując oskarżycielsko kluczem.

— Nie tak szalony jak ktoś, kto wszystkie swoje śrubki trzyma poukładane według rozmiarów w słoikach po dżemie! — odparł Szalony Al.

— To się zalicza do normalności — oświadczył wzburzony Alex.

— Wszyscy wiedzą, że grzebanie w nich to połowa zabawy! Poza tym…

— Gotowe — oznajmił Niezdecydowany Adrian.

Moist uniósł głowę. Maszyna sekarowa Gnu wznosiła się w noc, tak jak wcześniej na dachu Urzędu Pocztowego. Poza nią, od strony miasta, jeszcze wyżej wznosiła się konstrukcja w kształcie litery H. Była trochę podobna do okrętowego masztu, być może z powodu lin, które ją podtrzymywały. Grzechotały lekko w słabym wietrze.

— Musiałeś kogoś zdenerwować — ciągnął Adrian, gdy dwaj pozostali trochę się uspokoili. — Dwadzieścia minut temu przesłali wiadomość od samego Gilta. Mówił, że ta główna pójdzie po dupleksie, należy dołożyć wszelkich starań, by w niczym jej nie zmienić, że nie będzie żadnego ruchu, dopóki on nie wyda polecenia restartu. I że osobiście wyrzuci całą załogę każdej wieży, która nie będzie ściśle przestrzegać tych instrukcji.

— To tylko pokazuje, jak Wielki Pień dba o ludzi… — mruknął Moist.

Niezdecydowany Adrian i Szalony Al przeszli do wielkiej ramy i zaczęli odwiązywać liny z zaczepów.

No dobrze, uznał Moist. Do roboty…

— Jest jedna zmiana w planie — powiedział i nabrał tchu. — Nie posyłamy Dzięcioła.

— Jak to? — zdumiony Adrian wypuścił swoją linę. — Przecież taki był plan!

— To by zniszczyło Pień.

— No tak, to właśnie zaplanowaliśmy — przypomniał Al. — Gilt tak jakby wymalował sobie na portkach „kopnij mnie”! Przecież Pień się sypie sam z siebie. To od początku miał być tylko eksperyment. Możemy go odbudować lepszy i szybszy!

— Jak? — zapytał Moist. — Skąd się wezmą pieniądze? A ja znam sposób zniszczenia kompanii, ale pozostawienia wież. Ukradziono je Dearheartowi i jego partnerom. Mogę je zwrócić! Ale jedyny sposób, by zbudować lepszą linię wież, to zostawić stare nienaruszone. Pień musi zarabiać!

— Coś takiego powiedziałby Gilt! — warknął Al.

— Bo to prawda! Alex, ty jesteś normalny, wytłumacz mu! Trzeba utrzymać działający Pień, wymieniać po jednej wieży, nie stracić żadnego kodu! — Machnął ręką w stronę ciemności. — Ci ludzie w wieżach chcieliby być dumni z tego, co robią. Tak? To ciężka praca, za którą marnie im płacą, ale oni i tak żyją dla przerzucania kodu. Tak? Firma ich wykorzystuje, każe harować nad siły, a oni nadal przerzucają kod!

Adrian szarpnął za linę.

— Hej, płótno się zacięło! — oznajmił, zwracając się ogólnie do wieży. — Musiało o coś zaczepić, kiedy je zwijaliśmy…

— Och, jestem pewien, że Dzięcioł będzie skuteczny. — Moist brnął dalej. — Może nawet uszkodzić dostatecznie wiele wież na czas dostatecznie długi. Ale Gilt wykręci się ze wszystkiego! Nie rozumiecie? Będzie krzyczał o sabotażu!

— Co z tego? — spytał Szalony Al. — W ciągu godziny zapakujemy to wszystko na wóz i nikt się nie dowie, że tu byliśmy.

— Wejdę tam i spróbuję je uwolnić, co? — zaproponował Niezdecydowany Adrian, szarpiąc za płótno.

— Powiedziałem, że to się nie uda. — Moist machnął na niego ręką. — Słuchaj pan, panie Al, tej sprawy nie da się załatwić ogniem. Trzeba ją załatwić słowami. Powiemy światu, co się stało z Pniem.

— Rozmawiałeś o tym z Zabójcą? — spytał Alex.

— Tak — odarł Moist.

— Niczego nie udowodnisz — ciągnął Alex. — Słyszeliśmy, że wszystko było legalne.

— Wątpię. Ale to nie ma znaczenia. Niczego nie muszę udowadniać. Powiedziałem, tu chodzi o słowa. Można je zniekształcić, można tkać je w ludzkich głowach, żeby myśleli tak, jak chcemy, żeby myśleli. Poślemy własną wiadomość i wiecie co? Chłopcy w wieżach będą chcieli ją przekazać, a kiedy ludzie ją poznają, będą chcieli w nią uwierzyć, ponieważ będą chcieli żyć w świecie, w którym to jest prawdą. To moje słowa przeciwko słowom Gilta, ale ja jestem w tym lepszy od niego. Mogę go załatwić jednym zdaniem, panie Szalony, i zostawić wszystkie wieże na miejscu. I nikt nigdy się nie dowie, jak to się stało…

Za nimi zabrzmiał krótki krzyk i szelest rozwijającej się szybko tkaniny.

— Zaufajcie mi — poprosił Moist.

— Nigdy nie będziemy mieli takiej szansy — odparł Szalony Al.

— No właśnie!

— Na każde trzy działające wieże zginął jeden człowiek — powiedział Szalony Al. — Wiedziałeś o tym?

— Wiesz, że nie umrą naprawdę, dopóki żyje Pień — stwierdził Moist. Strzelił na ślepo, ale chyba trafił. Czuł to. Nie zwalniał więc. — On żyje, dopóki przerzucany jest kod, a oni żyją razem z nim, zawsze Wracając do Domu. Chcesz to zatrzymać? Nie możesz! A ja nie chcę! Ale mogę zatrzymać Gilta! Zaufajcie mi!

Płótno wisiało jak wielki żagiel, całkiem jakby ktoś zamierzał odpłynąć wieżą. Miało osiemdziesiąt stóp wysokości i trzydzieści szerokości. Poruszało się lekko na wietrze.

— Gdzie Adrian? — spytał Moist.

Popatrzyli na żagiel. Podbiegli do krawędzi wieży. Spojrzeli w ciemność na dole.

— Adrian? — odezwał się niepewnie Szalony Al.

— Tak? — odpowiedział mu głos z dołu.

— Co tam robisz?

— Wiecie, no… Tak się obijam… A sowa wylądowała mi na głowie.

Coś się rozdarło obok Moista — to Normalny Alex wyciął w płótnie otwór.

— Idzie! — wykrzyknął.

— Co idzie? — zapytał Moist.

— Wiadomość! Nadają z wieży 2! Popatrz!

Alex się odsunął, a Moist wyjrzał przez szczelinę na miasto. W oddali migotała wieża.

Szalony Al podszedł do zmniejszonej o połowę tablicy przesłon i chwycił dźwignie.

— No dobrze, panie Lipwig, posłuchajmy pańskiego planu — rzekł. — Alex, pomóż mi, co? Adrian ty… no, trzymaj się, dobra?

— Próbuje wcisnąć mi martwą mysz do ucha — poskarżył się głos z dołu.

Moist zamknął oczy, uporządkował myśli, które od wielu godzin brzęczały mu w głowie, i zaczął mówić.

Z tyłu i nad nim wielka płachta materiału akurat wystarczała, by zablokować wzajemną obserwację dwóch odległych wież. O połowę mniejsza wieża Dymiącego Gnu miała akurat właściwy rozmiar, by z następnej w linii wyglądać jak normalna, lecz stojąca o wiele dalej. A nocą widać tylko światła…

Sekary przed nim dygotały w rytmie grzechotu przesłon. W niebo pomknęła nowa wiadomość.