Выбрать главу

Czy już nie żyję? — pomyślał.

„Czy to Nessus?” Ale przecież lalecznik przerwał połączenie. —

To była Teela. Teela, która jeszcze nigdy w życiu niczego się nie bała. Zakryła sobie twarz rękami, chowając się przed tym monstrualnym, błękitnym spojrzeniem.

Oko znajdowało się dokładnie przed nimi. Wydawało się, że przyciąga ich z jakąś nieprawdopodobną siłą.

„Czy ja umarłem? Czy to Stwórca, który ma mnie sądzić? Który Stwórca?”

Nadeszła chwila, w której Louis Wu miał zadecydować, w jakiego Stwórcę wierzy, o ile w ogóle wierzy.

Oko było błękitno-białe; biała brew i ciemna źrenica. Białe dzięki chmurom, błękitne dzięki odległości. Tak, jakby było częścią nieba.

— Louis, zrób coś! — krzyczała Teela.

To nie może być prawda, powtarzał sobie Louis. Wszechświat jest naprawdę ogromny, ale niektóre rzeczy są po prostu niemożliwe, i już.

— Louis!

Louis odzyskał głos.

— To ty, Mówiący? Co widzisz?

Kzin zamilkł na chwilę. Kiedy się znowu odezwał, jego głos był dziwnie bezbarwny.

— Prosto przed nami widzę ogromne, ludzkie oko.

— Ludzkie?

— Tak. Ty też je widzisz?

To jedno słowo, którego Louis nigdy by nie użył, wszystko zmieniało. Ludzkie. Ludzkie oko. Gdyby była to halucynacja lub jakieś nadnaturalne zjawisko, kzin powinien widzieć oko kzina albo nic.

— A więc to coś prawdziwego — powiedział Louis. — Coś zupełnie prawdziwego.

Teela wpatrywała się w niego z nadzieją.

Ale dlaczego przyciągało ich do siebie?

Louis pociągnął drążek sterowy w prawo. Skutery posłusznie skręciły w tę samą stronę.

— Zbaczasz z kursu — zareagował od razu Mówiący-do-Zwierząt. — Wracaj , albo oddaj mi sterowanie.

— Chyba nie masz zamiaru przelecieć przez to?

— Jest zbyt duże, by to omijać.

— Nie większe niż krater Platona. Za godzinę będziemy z powrotem na kursie. Po co ryzykować?

— Jeżeli się boisz, leć sam. Ty też, Teela. Spotkamy się po drugiej stronie.

— Ale dlaczego? — zapytał chrapliwie Louis. — Czy uważasz, że to… że ten przypadkowy układ chmur stanowi wyzwanie dla twojej męskości?

— Dla czego? Louis, tutaj nie chodzi o moje zdolności prokreacyjne, tylko a moją odwagę.

Skutery pędziły przed siebie z prędkością tysiąca dwustu mil na godzinę.

— Co tu ma do rzeczy twoja odwaga? Musisz mi odpowiedzieć.

— Nie muszę. Jeśli chcecie, możecie okrążyć Oko.

— A niby jak mamy cię później znaleźć?

— To rzeczywiście problem — przyznał po chwili, zastanowienia kzin. — Louis, czy słyszałeś kiedyś o herezji Kdapta-kaznodziei?

— Nie.

— W ponurym okresie, który nastąpił po Czwartym Pokoju z Ludźmi Kdapt — kaznodzieja zaczął głosić nową religię. Został rozszarpany w pojedynku przez samego Patriarchę, ale jego religia egzystuje w ukryciu do dnia dzisiejszego. Kdapt-kaznodzieja uważał, że Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo.

— Człowieka? Ale… Przecież Kdapt był kzinem?

— Tak. Ciągle wygrywaliście, Louis. W ciągu trzystu lat wygraliście cztery wojny. Naśladowcy Kdapta nosili w czasie nabożeństw maski przedstawiające ludzkie twarze. Mieli nadzieję oszukać Stwórcę i zwyciężyć w wojnie.

— Więc kiedy zobaczyłeś to oko, spoglądające na nas zza horyzontu…

— Właśnie.

— A niech to.

— Wydaje mi się, że moja teoria jest znacznie bardziej prawdopodobna od twojej. Pzypadkowy układ chmur! No wiesz, Louis!

Mózg Louisa powoli zaczynał znowu funkcjonować.

— Wykreśl słowo „przypadkowy”. Może budowniczowie Pierścienia umieścili je tutaj celowo, na przykład dla ozdoby albo jako jakąś wskazówkę?

— Co miałaby, według ciebie, wskazywać?

— Nie wiem. Coś dużego. Wesołe miasteczko, albo archikatedrę. Może kwaterę Głównego Okulisty. Biorąc pod uwagę technikę, jaką dysponowali, no i przestrzeń, to może być cokolwiek.

— Na przykład więzienie dla podglądaczy! — wtrąciła Teela, niespodziewanie przychodząc Louisowi z pomocą. — Uniwersytet dla prywatnych detektywów! Obraz kontrolny największego odbiornika-stereowizji we Wszechświecie! Bałam się przynajmniej tak samo, jak ty, Mówiący — powiedziała już normalnym tonem. — Myślałam, ie to… Sama nie wiem, co myślałam. Ale nie zostawię cię. Przelecimy przez to razem.

— Znakomicie, Teelo.

— Jeżeli akurat wtedy mrugnie, zginiemy.

— Normę ustala zawsze większość — zacytował niezbyt dokładnie Louis.

— Wezwę Nessusa.

— Na finagla, oczywiście! Przecież on już przez to przeleciał, albo dokoła tego.

Louis roześmiał się nieco głośniej niż zwykle. Bał się jak diabli.

— Chyba nie myślisz, że Nessus przeciera nam szlak?

— Hę?

— Przecież to lalecznik. Zatoczył olbrzymi łuk, zachodząc nas od tyłu, po czym prawdopodobnie przełączył sterowanie na skuter Mówiącego. W ten sposób Mówiący z pewnością go nie złapie, a jednocześnie ze wszystkimi niebezpieczeństwami, jakie mogłyby go spotkać, najpierw m y musimy dać sobie radę.

— Zdumiewa mnie twoja zdolność myślenia jak tchórz — powiedział kzin.

— Nie lekceważ tego. Znajdujemy się na obcym terenie. Nigdy nie wiadomo, kto ostatecznie będzie miał rację.

— W porządku. Porozmawiaj z nim, skoro łączy was takie pokrewieństwo charakterów: Ja w każdym razie lecę prosto w Oko. Muszę wiedzieć, co jest za nim. Albo w nim.

Louis połączył się z lalecznikiem…

Lalecznik znowu spał.

— Nessus — powiedział Louis. — Nessus! — powtórzył głośniej . .

Skóra na grzbiecie lalecznika zadrżała nerwowo i pobawiła się zdziwiona, trójkątna głowa.

— Już myślałem, że będę musiał włączyć syrenę.

— Czy coś się stało? — Do pierwszej dołączyła druga głowa i obie rozejrzały się niespokojnie dookoła.

Louis nie był w stanie patrzeć w przyglądające mu się spokojnie błękitne oko. Odwrócił wzrok.

— Jeszcze nie, ale się stanie. Moi szaleni kompani mają zamiar popełnić samobójstwo. Nie jestem pewien, czy możemy im na to pozwolić.

— Wyjaśnij, proszę.

— Spójrz prosto przed siebie i powiedz mi, czy widzisz skupisko chmur w kształcie ludzkiego oka.

— Widzę.

— Czy wiesz, co to może być?

— Najprawdopodobniej jakaś burza. Coś w rodzaju cyklonu. Chyba domyślasz się, że na Pierścieniu nie mogą występować spiralne wiatry.

— Hę? — Loms nawet się nad tym nie zastanawiał.

— Wiatry spiralne, takie jak cyklony, powstają dzięki działaniu siły Coriolisa i różnicom w prędkości przemieszczania się mas powietrza na różnych wysokościach. Każda planeta jest obracającym się sferoidem. Kiedy dwie masy powietrza dążą do miejsca, w którym powstała częściowa próżnia, ich siły cząstkowe nanoszą je niejako na siebie i powstaje zjawisko wiru.

— Nessus, ja wiem, jak powstają cyklony.

— A więc musisz też wiedzieć, że na Pierścieniu wszystkie masy powietrza poruszają się z dokładnie takimi samymi prędkościami. Żadnych wirów.

Louis spojrzał w kierunku przypominającej oko burzy.

— No, a wiatr? W ten sposób nie powstanie nawet najlżejszy podmuch. Nie będzie żadnego przepływu mas powietrza.

— Nieprawda. Ciepłe powietrze będzie wznosić się w górę, a zimne opady na dół. Ale takie zjawiska nie mogą być powodem tego, co widać przed nami.