Выбрать главу

Półprzytomne oczy Teeli patrzyły prosto w Louisa Wu. Zrób coś, błagały. Zrób coś.

Jej głowa opadła bezwładnie na tablicę przyrządów.

Lotus czuł w ustach smak krwi. Nawet me zdawał sobie sprawy, że niemal odgryzł sobie dolną wargę. Spojrzał w dół, w oświetloną neonowym blaskiem gardziel komina, przypominającą powiększony do monstrualnych rozmiarów wir, powstający w wannie podczas spuszczania wody. Dostrzegł srebrną iskierkę, która musiała być skuterem Teeli…

… skręcającą nagle w bok i wbijającą się z ogromną siłą w wirującą ścianę komina.

Kilka sekund później daleko przed nim, już poza Okiem, pojawiła się przesuwającą się z olbrzymią prędkością smuga kondensacyjna. Ani przez chwilę nie miał wątpliwości, że jest to skuter Teeli.

— Co się stało? — doszedł go głos kzina.

Louis potrząsnął tylko głową, był jak ogłuszony. Miał wrażenie, jakby w jego obwodach logicznego myślenia nastąpiło nagle zwarcie, uniemożliwiając przeprowadzenie najprostszego nawet rozumowania.

Obraz nad jego tablicą przyrządów pokazywał jedynie opuszczoną głowę i czarne włosy Teeli. Była nieprzytomna w pędzącym na oślep z dwukrotną prędkością dźwięku skuterze. Coś trzeba zrobić, ale co?…

— Przecież ona miała umrzeć, Louis. Czyżby Nessus uruchomił jakieś ukryte urządzenie sterownicze?

— Nie. Chciałbym, żeby tak było, ale… Nie.

— A ja uważam, że właśnie tak się stało — oznajmił Mówiący-do-Zwierząt.

— Widziałeś, co się stało! Zemdlała, uderzyła głową w tablicę przyrządów i jej skuter wystrzelił w bok, jakby goniło go tysiąc diabłów! Po prostu odblokowała czołem stery, a jej ciało pchnęło drążek w odpowiednią stronę.

— Nonsens.

— Aha… — Louis marzył tylko o tym, żeby zasnąć i przestać myśleć…

— Zastanów się nad prawdopodobieństwem, Louis. — Kzin dopiero wtedy zrozumiał i szczęka opadła mu ze zdumienia. Dopiero po dłuższej chwili zdobył się na to, żeby wykrztusić — Nie. To niemożliwe.

— Aha… — powtórzył Louis.

— Przecież nie byłaby tu z nami. Nessusowi nigdy nie udałoby się jej odnaleźć. Zostałaby na Ziemi.

Uderzyła kolejna błyskawica, oświetlając długi, wirujący tunel. Cienka, prosta linia wskazywała ślad przelotu skutera Teeli. Sam skuter zniknął już w oddali…

— A przede wszystkim, nigdy nie spotkałaby nas ta katastrofa!

— Właśnie się nad tym zastanawiam.

— Może lepiej zacznij się zastanawiać nad tym, jak ocalić jej życie.

Louis skinął głową. Bez specjalnego pośpiechu wcisnął przycisk wzywający Nessusa — kzin nigdy by tego nie zrobił.

Lalecznik odpowiedział niemal od razu, jakby cały czas czekał na sygnał. Louis ze zdziwieniem zauważył, że kzin nie wyłączył swojego interkomu. W skrócie opowiedział Nessusowi, co się stało.

— Wygląda na to, że obydwaj nie mieliśmy racji co do Teeli — stwierdził lalecznik.

— Właśnie.

— Leci na dopalaczu. Niemożliwe, żeby włączyła go uderzeniem głową.

Właściwie, w ogóle nie można go przypadkowo włączyć.

— A gdzie go się włącza? — zapytał Louis. Kiedy lalecznik pokazał mu, mruknął — Mogła wsadzić tam palec po prostu z ciekawości, żeby zobaczyć, co się stanie.

— Naprawdę?

— Co możemy teraz zrobić? — wtrącił się Mówiący-do-Zwierząt.

— Dajcie mi znać, kiedy odzyska przytomność — powiedział Nessus. — Pokażę jej, jak ma zmniejszyć prędkość i wrócić do nas.

— A tymczasem?

— Tymczasem możemy tylko czekać. Istnieje niebezpieczeństwo, że może przeciążyć silnik. Dopóki jednak leci, skuter sam będzie omijał przeszkody, z pewnością nigdzie się nie rozbije. Oddala się od nas z prędkością około 4 Macha. Jedynym niebezpieczeństwem, jakiego można by się obawiać jest anoksja, ale ja jestem pewien, że nic jej nie grozi.

— Dlaczego? Przecież anoksja może doprowadzić do uszkodzenia mózgu.

— Teela ma na to zbyt wiele szczęścia — odparł lalecznik.

18. Przypadki Teeli Brown

Była głęboka noc, kiedy wreszcie znaleźli się po drugiej stronie Oka. Nie mogli dostrzec nawet jednej gwiazdy, ale przez nieliczne dziury w pokrywie chmur docierał do nich od czasu do czasu błękitny poblask Łuku Nieba.

— Zmieniłem zdanie — oznajmił Mówiący-do-Zwierząt. — Jeżeli chcesz, Nessus, możesz do nas wrócić.

— Chcę — powiedział lalecznik.

— Potrzebujemy twojego sposobu myślenia. Musisz jednak wiedzieć, że nigdy nie zapomnę tego, co twoja rasa uczyniła mojej.

— Nie mam najmniejszego zamiaru ingerować w twoją pamięć.

Louis ledwie zwrócił uwagę na to zwycięstwo praktycznego podejścia do życia nad poczuciem dumy, rozumu nad ksenofobią. Wypatrywał oczy w poszukiwaniu smugi kondensacyjnej pozostawionej przez skuter Teeli, ale nie mógł jej już nigdzie dostrzec.

Teela ciągle była nieprzytomna. Jej głowa poruszyła się lekko, ale Louisowi, mimo ponawianych ciągle prób, nie udało się uzyskać nic więcej.

— Myliliśmy się co do niej — powiedział Nessus. — Nie mogę tylko zrozumieć, dlaczego. Dlaczego nasza wyprawa zakończyła się katastrofą, jeżeli jej szczęście jest aż tak potężne?

— To samo mówiłem Louisowi!

— Gdyby jednak jej szczęście nie miało żadnej mocy — kontynuował lalecznik — to jak wyjaśnić włączenie dopalacza? Uważam, że od samego początku miałem rację: Teela Brown ma szczęście, które należy rozpatrywać w kategoriach dziedzicznych zdolności psychicznych.

— W takim razie, dlaczego udało ci się ją zwerbować? Dlaczego „Kłamca” uległ katastrofie? Odpowiedz!

— Uspokójcie się — spróbował przerwać im Louis. Nie zwrócili na jego słowa żadnej uwagi.

— Najwidoczniej jej szczęście nie jest całkowicie niezawodne — odparł Nessus.

— Gdyby zawiodło ją choć raz, byłaby już martwa.

— Gdyby była martwa lub ranna, nie wziąłbym jej na wyprawę. Musimy pozostawić trochę miejsca przypadkowi. Nie zapominaj, Mówiący, że rachunek prawdopodobieństwa uznaje istnienie czegoś takiego, jak przypadek.

— Ale nie czegoś takiego, jak czary. Nigdy nie uwierzę w dziedziczenie szczęścia.

— Będziesz musiał — stwierdził po prostu Louis. Tym razem usłyszeli, mógł więc mówić dalej — Powinienem był domyśleć się tego dużo wcześniej. Nie dlatego, że omijały ją wszelkie nieszczęścia. Chodzi o różne drobnostki w jej osobowości. Ona naprawdę ma szczęście, Mówiący. Uwierz w to.

— Louis, jak możesz opowiadać takie bzdury?

— Nigdy nie stała się jej żadna krzywda. Nigdy.

— Skąd wiesz?

— Wiem. Wiedziała wszystko o przyjemności, nic o bólu. Pamiętasz, co powiedziała, kiedy zaatakowały cię słoneczniki? Zapytała, czy widzisz. „Jestem ślepy”, odpowiedziałeś. A ona na to: „Tak, ale czy widzisz?” Nie uwierzyła ci.

Albo zaraz po katastrofie. Próbowała wejść na bosaka na zbocze dymiącej lawy.

— Po prostu nie jest zbyt inteligentna, Louis.

— Nieżas, właśnie, że jest! Po prostu nie wie, co to ból! Kiedy oparzyła sobie stopy, zbiegła na dół po powierzchni tysiąc razy bardziej śliskiej od lodu i nie upadła!

Zresztą, nie trzeba aż takich szczegółów. Wystarczy, że popatrzysz, jak chodzi. Niezgrabnie. Sprawia wrażenie, jakby lada moment miała upaść. Ale nie upada. Nie rozbija sobie łokci. Niczego nie upuszcza ani nie rozlewa. Nigdy tego nie robiła. Po prostu nie wiedziała, że tak można, rozumiesz? Nie potrzebuje więc wcale być zgrabna i delikatna.