Выбрать главу

— Ludzkość — powtórzył gorzko Vickers — najwyraźniej nie zauważa waszych wspaniałomyślnych poczynań, które mają prowadzić do jej ocalenia. Na starej Ziemi niszczą wasze sklepy, polują na mutantów i wieszają ich na lampach ulicznych.

— I dlatego właśnie jesteś nam potrzebny — wtrącił Flanders.

Vickers skinął głową.

— Chcecie, żebym powstrzymał Crawforda.

— Powiedziałeś, że wiesz jak to zrobić.

— Mam przeczucie — odparł Vickers.

— Twoje przeczucie, przyjacielu, jest znacznie bliższe prawdy niż wynik logicznego rozmyślania wielu tęgich głów.

— Ale będzie mi potrzebna pomoc — zauważył Vickers.

— Nie ma sprawy.

— Potrzebuję paru pionierów, ludzi takich jak Asa Andrews, którzy zostaną wysłani z powrotem i będą prowadzić coś w rodzaju misji.

— Nie możemy tego zrobić — zaprotestował Flanders.

— Oni też są przecież zaangażowani w tę walkę — stwierdził Vickers. — Nie mogą oczekiwać, że damy im siedzieć z założonymi rękami.

— Misja? Chcesz, żeby wrócili i opowiadali o tym i innych światach?

— Właśnie.

— Ale nikt im przecież nie uwierzy. W sytuacji, jaka panuje obecnie na Ziemi, szybko ich wyłapią i zlinczują.

Vickers potrząsnął głową.

— Jest pewna grupa ludzi, którzy im uwierzą — wizjoniści. Robią przecież co mogą, żeby uciec od rzeczywistości. Udają, że cofają się w czasie i żyją na przykład w okresie Pepysa. Nawet tam jednak znajdują pewne ograniczenia, coś, co nie pozwala im w pełni rozwinąć skrzydeł. A tu mają dokładnie to, czego im potrzeba — wolność i bezpieczeństwo. Tu mogą powrócić do prostoty i nieskomplikowanego życia, jakiego poszukują. Niezależnie od tego, jak fantastycznie zabrzmi w ich uszach ten pomysł, wizjoniści powitają go z otwartymi ramionami.

— Jesteś pewien? — spytał Flanders.

— Całkowicie.

— I to wszystko, czego potrzebujesz?

— Jest jeszcze jedna sprawa. Czy jeśli pojawi się nagły wzrost zapotrzebowania na węglowodany, będziecie w stanie mu sprostać?

— Raczej tak. Możemy przystosować nasze fabryki do zwiększonej produkcji. Inne nasze produkty i tak już się nie sprzedają. Ale żeby je rozprowadzić, musielibyśmy stworzyć coś na podobieństwo czarnego rynku. Bo przecież jeśli ujawnimy się, Crawford i jego ludzie zrobią wszystko, żeby nas zniszczyć.

— Być może na początku — zgodził się Vickers — ale nie pociągną tak zbyt długo. Kiedy dziesiątki tysięcy ludzi wyjdą na ulice, żeby domagać się węglowodanów, Crawford będzie bezsilny.

— W takim razie możesz być pewien, że jeśli węglowodany okażą się potrzebne, dostarczymy każdą ich ilość — zapewnił go Flanders.

— Wizjoniści uwierzą, bo są żądni jakiejkolwiek wiary. Będzie to dla nich fantastyczna krucjata. Przeciwko normalnej populacji być może nie mielibyśmy szans, ale na szczęście istnieje duża część społeczeństwa nastawiona na ucieczkę od tego chorego świata. Potrzebuje ona tylko iskry, obietnicy, że naprawdę istnieje szansa prawdziwej, a nie tylko intelektualnej ucieczki. Wielu z nich z pewnością od razu będzie chciało się tu znaleźć. Jak szybko będziecie w stanie ich tutaj przetransportować?

— Natychmiast — odparł Flanders.

— Mogę na was polegać?

— Na pewno — przyrzekł Flanders. — Chociaż zupełnie nie mam pojęcia, co planujesz. Mam tylko nadzieję, że przeczucie cię nie myli.

— Wcześniej mówiłeś, że jest lepsze od rozumu wielu mędrców — przypomniał mu Vickers.

— Czy ty wiesz, w co się pakujesz? Znasz plany Crawforda? — Myślę, że szykuje wojnę. Powiedział, że dysponuje tajną bronią, ale jestem przekonany, że chodziło mu o wojnę.

— Ale przecież wojna…

— Pomyślmy o wojnie, ale innej niż dotychczas, innej niż widzą ją historycy. Spójrzmy na wojnę jak na interes. Ponieważ pod pewnymi względami wojna nie jest niczym innym jak właśnie interesem. Gdy jakieś państwo decyduje się na rozpoczęcie wojny, oznacza to, iż jego siła, przemysł i zasoby są mobilizowane i kontrolowane przez rząd. Biznesmen odgrywa równie ważną rolę jak żołnierz. Bankier i przemysłowiec są równie potrzebni jak generałowie. Pójdźmy teraz o krok dalej i wyobraźmy sobie wojnę toczoną w biznesie, dla celów ściśle komercyjnych związanych z przejęciem i utrzymaniem kontroli nad obszarami naszego zainteresowania. Wojna oznaczałaby, że system popytu i podaży przestałby funkcjonować, a pewne towary cywilne przestałyby być chwilowo produkowane. Rząd byłby wtedy w stanie ukarać każdego, kto starałby się sprzedać takie artykuły…

— Jak na przykład samochody — wtrącił Flanders — zapalniczki i maszynki do golenia.

— Na przykład — przytaknął Vickers. — W ten sposób mogliby zyskać na czasie, a czasu potrzebują tak bardzo jak my. Pod pretekstem wojny osiągnęliby całkowitą kontrolę nad światowym przemysłem.

— Chcesz przez to powiedzieć, że dojdą do porozumienia w sprawie wojny? — zdziwił się Flanders.

— Jestem o tym przekonany — potwierdził Vickers. Oczywiście ograniczą ją do minimum. Może wystarczy jedna bomba zrzucona na Nowy Jork w zamian za jedną bombę na Moskwę, a potem jeszcze na przykład bombka na Chicago i Leningrad. Tak czy inaczej, będzie to wojna o ograniczonym zasięgu, polegająca tak naprawdę na „dżentelmeńskiej” umowie. Wystarczy, że ludzie uwierzą, iż wojna toczy się naprawdę. Niestety, niezależnie od tego, jak bardzo pozorowana będzie ta wojna, zginie wielu ludzi. Poza tym zawsze istnieć będzie niebezpieczeństwo, że ktoś potraktuje sprawę o wiele poważniej i na przykład zamiast jednej bomby na Moskwę spadną dwie albo jakiś generał za bardzo się przejmie swoją rolą i zatopi statek, który zgodnie z umową nie miał być zatopiony.

— To tylko przypuszczenia — przerwał mu Flanders.

— Zapominasz, że są zdesperowani. Zapominasz, że walczą, i to wszyscy: Rosjanie i Amerykanie, Francuzi, Polacy i Czesi. Wszyscy gotowi są walczyć o sposób życia, jaki panował dotąd na Ziemi. Im się wydaje, że jesteśmy najbardziej krwiożerczymi przeciwnikami, jacy kiedykolwiek zagrażali ludzkości. Jesteśmy dla nich wilkołakami, złośliwymi chochlikami i wszystkim co najgorsze. Są śmiertelnie przerażeni.

— W takim razie co zamierzasz? — spytał Flanders.

— Wróciłbym na Ziemię, ale zgubiłem swojego bąka.

— Nie potrzebujesz bąka. Bąki są dla żółtodziobów. Musisz tylko skupić się i zażyczyć sobie, znaleźć się w danym świecie. Dalej pójdzie już jak z płatka.

— A jeśli będę chciał się z tobą skontaktować?

— Znajdź Eba — odparł Flanders.

— Wyślecie Asę i innych?

— Wyślemy.

Vickers wstał i wyciągnął rękę.

— Nie musisz się aż tak spieszyć — powstrzymał go Flanders. — Usiądź i wypij jeszcze jedną filiżankę kawy.

Vickers potrząsnął głową.

— Wolę już wracać.

— Roboty mogą cię błyskawicznie przetransportować do miejsca odpowiadającego Nowemu Jorkowi. Mógłbyś stamtąd wrócić na Ziemię — zasugerował Flanders.

— Potrzebuję czasu na przemyślenie paru rzeczy. Zanim znajdę się w Nowym Jorku, wolałbym zacząć z tego miejsca.

— Kup sobie samochód — doradził Flanders. — Hezekiah zostawił ci wystarczającą ilość gotówki. Jeśli będziesz potrzebował więcej pieniędzy, dostaniesz je od Eba. Samochód jest najbezpieczniejszy. Pewnie zastawili już pułapki na mutantów.

— Będę ostrożny — zapewnił go Vickers.

43

Pokój był duszny i spowity pajęczynami. Pustka sprawiała, że wyglądał na znacznie większy niż w rzeczywistości. Ze ścian odpadała tapeta, a pęknięcia w betonie przebiegające od sufitu aż do podłogi przypominały rozgałęzioną błyskawicę.