Выбрать главу

Najbardziej radykalna zmiana polegała na tym, że Hibernaculum zostało przeniesione. Kiedy podeszła do małego okna, zobaczyła ogromną wyrwę w ziemi, pokryty pyłem kanion, w którego zasłanych rumowiskiem ścianach widać było poszczególne warstwy, niby strony książki olbrzymich rozmiarów. Dowiedziała się, że jest to Wielki Kanion, widok był zaiste oszołamiający. Pomyślała, że biorąc pod uwagę fakt, że przebywali tutaj ludzie pogrążeni we śnie, zakrawa to na marnotrawstwo.

Z perspektywy czasu uznała za niepokojące, że skomplikowana lodówka, w której spała snem bez snów, została odłączona i przetransportowana przez cały kontynent.

W okresie rekonwalescencji często siadywała przed oknem, patrząc na zastygły w czasie dramat kanionu. Przedtem odbyła tylko jedną wycieczkę turystyczną do kanionu. Sądząc po tym, jak Słońce wędrowało po wiosennym niebie, musiała się znajdować na południowej krawędzi kanionu, prawdopodobnie gdzieś w pobliżu Grand Canyon Village. Wydawało się, że miejscowa fauna i flora doszła do siebie po zniszczeniach spowodowanych przez burzę słoneczną; ziemia była porośnięta kaktusami, juką i czarnymi krzewami. Przyglądając się uważnie, dostrzegła małe stado owiec, mignęła jej smukła sylwetka kojota, a raz zobaczyła nawet grzechotnika.

Ale doszedł do siebie nie tylko kanion, zmieniło się o wiele więcej. Na wschodnim horyzoncie dostrzegła jakąś budowlę, płaską, metalową, wspartą na filarach konstrukcję, jak szkielet niedokończonego centrum handlowego. Czasami widziała pojazdy poruszające się wokół niej i pod nią. Nie miała pojęcia, co to mogło być.

I czasami widziała światła na niebie. Jednym z nich była jasna iskra przemierzająca południowe wieczorne niebo co mniej więcej czterdzieści minut — jakiś duży obiekt na orbicie. Ale widać było także dziwniejsze obiekty, znacznie większe: blade plamy widoczne w dzień, migotanie światła gwiazd w nocy. Dziwne niebo nowej ery. Myślała, że powinna być ciekawa albo może przestraszona, ale na początku nie odczuwała niczego takiego.

Wszystko to uległo zmianie, kiedy usłyszała ten ryk. Było to głuche dudnienie, pochodzenia raczej geologicznego niż zwierzęcego, od którego wydawała się drżeć ziemia.

— Co to było?

— Bisesa? Pytałaś o coś?

Głos był łagodny, męski, trochę zbyt doskonały i wydawał się dochodzić z powietrza.

— Arystoteles? — Ale wiedziała, że to niemożliwe, jeszcze zanim usłyszała odpowiedź.

Odpowiedź nadeszła z dziwnym opóźnieniem.

— Obawiam się, że nie. Jestem Tales.

— Oczywiście, Tales.

Przed burzą słoneczną w świecie zamieszkałym przez ludzi istniały trzy wielkie byty sztucznej inteligencji, dalecy potomkowie wyszukiwarek i innych inteligentnych programów z wcześniejszych epok; wszystkie one były przyjazne człowiekowi. Krążyły pogłoski, jakoby zachowano ich kopie w postaci strumieni bitów wysłanych w przestrzeń międzygwiezdną. Ale poza tym tylko Tales przetrwał burzę słoneczną, przechowany w pamięci prostszych sieci na Księżycu.

— Cieszę się, że znów słyszę twój głos.

Pauza.

— A ja twój, Biseso.

— Talesie, skąd to opóźnienie? Och. Nadal znajdujesz się na Księżycu?

— Tak, Biseso. I ogranicza mnie prędkość światła. Podobnie jak Neila Armstronga.

— Dlaczego nie sprowadzili cię na Ziemię? Czy tak nie byłoby wygodniej?

— Można z tym sobie poradzić. Miejscowe czynniki wspierają mnie, kiedy opóźnienie ma decydujące znaczenie, na przykład podczas zabiegów medycznych. Ale poza tym uznano, że sytuacja jest zadowalająca.

Odpowiedzi te wydały się Bisesie wcześniej przygotowane. Umiejscowienie Talesa na Księżycu miało jakąś głębszą przyczynę, niż to by wynikało z jego odpowiedzi. Ale nie miała ochoty drążyć tego tematu.

Tales powiedział:

— Pytałaś mnie o ten ryk.

— Tak. To przypominało lwa. Afrykańskiego.

— To był lew.

— A co afrykański lew robi tutaj, w sercu Ameryki Północnej?

— Park Narodowy Wielkiego Kanionu to teraz Park Jeffersona, Biseso.

— Co takiego?

— Park Jeffersona. To wszystko stanowi teraz fragment odbudowy naturalnego środowiska. Jeżeli spojrzysz na prawo…

Na horyzoncie poza północną krawędzią kanionu ujrzała jakieś bryłowate kształty, potężne, niczym poruszające się głazy. Tales włączył powiększenie obrazu. Bisesa patrzyła na słonie, całe stado wraz z młodymi, widok nie pozostawiał żadnych wątpliwości.

— Mam wyczerpujące informacje na temat parku.

— Jestem tego pewna, Talesie. Mam jedno pytanie. Co to za konstrukcja? Wygląda jak rusztowanie.

Okazało się, że jest to mata zasilająca, stacja naziemna elektrowni orbitalnej, kolektor mikrofal przesyłanych z nieba.

— Całe urządzenie jest dość duże, ma dziesięć kilometrów kwadratowych.

— Jest bezpieczne? Widziałam pojazdy poruszające się wokół niego i pod nim.

— O tak, bezpieczne dla ludzi. I dla zwierząt. Ale istnieje strefa zakazana.

— A te światła na niebie, to migotanie…

— To zwierciadła i żagle. Poza Ziemią istnieje teraz cała architektura, Biseso. Naprawdę jest na co popatrzeć.

— Więc realizowane jest wielkie marzenie ludzkości. Bud Tooke byłby zadowolony.

— Obawiam się, że pułkownik Tooke zmarł w…

— Nieważne.

— Biseso, są tu doradcy, z którymi możesz porozmawiać o czym tylko zechcesz. Na przykład o szczegółach twojej hibernacji.

—  Wyjaśniono mi to, zanim znalazłam się w zamrażalniku…

Hibernacula były produktem burzy słonecznej. Pierwsze z nich powstały w Ameryce jeszcze przed burzą, kiedy bogacze starali się umknąć przed nadchodzącymi trudnymi latami, do chwili gdy wszystko wróci do normy. Bisesa znalazła się w hibernaculum dopiero w 2050 roku, osiem lat po burzy.

— Mogę cię zapoznać z postępami medycyny od czasu twego zamrożenia — powiedział Tales. — Na przykład okazało się, że skłonność twoich komórek do wchłaniania siarkowodoru to pozostałość bardzo wczesnego etapu ewolucji życia na Ziemi, gdy komórki bakterii tlenowych dzieliły środowisko z metanogenami.

— To brzmi dziwnie poetycznie.

Tales powiedział łagodnie:

— Jest także aspekt motywacyjny.

Poczuła się nieswojo.

— Jaki aspekt motywacyjny?…

Miała wtedy powody, aby się ukryć w zbiorniku. Myra, jej dwudziestojednoletnia córka, wyszła za mąż wbrew jej radom i postanowiła zamieszkać poza granicami Ziemi. A Bisesa chciała uniknąć złej sławy teorii spiskowej, która narosła wokół niej z powodu szczególnej roli, jaką odegrała podczas burzy słonecznej, chociaż wiele z tego, co wydarzyło się w ciągu tamtych dni, nawet prawdziwa przyczyna burzy słonecznej, podobno zostało utajnione.

— Tak czy owak — powiedziała — wejście do hibernaculum stanowiło element służby publicznej. Tak mi powiedziano, kiedy przepisałam swoje pieniądze. Mój fundusz powierniczy posunął naprzód zrozumienie technik, które pewnego dnia będą stosowane w każdej dziedzinie, od przechowywania organów do transplantacji do ochrony załóg statków międzygwiezdnych podczas trwającej setki lat podróży. A w świecie, który walczy, żeby dojść do siebie po burzy słonecznej, w zbiorniku zamroziłam znacznie mniej środków…

— Biseso, coraz większa część opinii publicznej uważa, że sen w hibernaculum to w rzeczywistości rodzaj wysublimowanego samobójstwa.