Выбрать главу

Milczące dzieci pochylały się niczym olbrzymy nad tą sceną. Cassie cicho płakała; jej brat ją pocieszał. Philippa Duflot patrzyła spokojnie.

Nagranie przeskoczyło do przodu. Zabrzmiały trzy salwy i w górze przemknęła eskadra maleńkich, skrzących się samolotów odrzutowych; jeden z nich odłączył od reszty formacji.

— To pogrzeb taty — powiedział Toby.

— Tak. — Bella pochyliła się przed dziećmi. — Pochowano go w Arlington. To jest w stanie Virginia, w Ameryce, gdzie znajduje się amerykański cmentarz wojskowy.

— Tata szkolił się w Ameryce.

— Tak jest. Byłam tam, na pogrzebie, razem z waszą mamą. Hologram jest generowany przez ten element tarczy…

— Dlaczego jeden samolot odłączył od reszty?

— To się nazywa szyk osoby zaginionej. Te samoloty to T-38, wiesz, Toby? Szkolili się na nich pierwsi astronauci. Mają ponad sto lat, wyobrażasz sobie?

— Podobają mi się te małe koniki — powiedziała Candida.

Wujek położył im dłonie na ramionach.

— A teraz odsuńcie się.

Bella wyprostowała się z uczuciem ulgi.

* * *

Pojawiły się napoje: sherry, whisky oraz kawa i herbata, które podała przygnębiona ciotka. Bella wzięła kawę i stanęła obok Philippy.

— To miło z pani strony, że pani z nimi porozmawiała — powiedziała Philippa.

— Myślę, że to mój obowiązek — odparła zakłopotana Bella.

— Tak, ale można to zrobić dobrze albo źle. Jeszcze pani do tego nie przywykła, prawda?

Bella uśmiechnęła się. — To dopiero sześć miesięcy. To widać?

— Wcale nie.

— Wypadki śmiertelne w przestrzeni kosmicznej są rzadkie.

— Tak, dzięki Bogu — powiedziała Philippa. — Ale właśnie dlatego tak trudno się z tym pogodzić. Miałam nadzieję, że to nowe pokolenie będzie zabezpieczone przed — no, przed tym, przez co przeszliśmy my sami. Czytałam o pani. Pani naprawdę była na tarczy.

Bella uśmiechnęła się.

— Byłam podrzędnym technikiem ds. łączności.

Philippa potrząsnęła głową.

— Nie ma się czego wstydzić. Awansowano panią na dowódcę misji, nieprawdaż?

— Tylko dlatego, że nie było wówczas nikogo innego, kto by mógł objąć to stanowisko.

— Mimo to, wykonała pani zadanie. I zasłużyła na uznanie, jakim się pani cieszy.

Bella nie była tego pewna. Jej dalszej karierze jako członka kierownictwa w rozmaitych korporacjach telekomunikacyjnych i organach nadzorujących bez wątpienia dodał skrzydeł rozgłos i możliwość wykorzystania jako elementu public relations. Ale zawsze przykładała się do pracy, aż do przejścia na emeryturę w wieku pięćdziesięciu pięciu lat — krótką, jak się miało okazać, ponieważ zaproponowano jej to nowe stanowisko, którego nie mogła odrzucić.

Philippa powiedziała:

— Jeśli o mnie chodzi, podczas przygotowań do burzy pracowałam w Londynie. Byłam zatrudniona w biurze burmistrza i zajmowałam się planowaniem postępowania w przypadku awarii i podobnymi sprawami. Ale zanim zaatakowała burza, rodzice wywieźli mnie do punktu L2.

Tarcza unosiła się nad Ziemią w punkcie równowagi grawitacyjnej, w pierwszym punkcie Lagrange’a leżącym między Ziemią i Słońcem. Drugi punkt Lagrange’a także leżał na prostej łączącej Ziemię ze Słońcem, ale znajdował się po drugiej stronie planety. Kiedy więc pracownicy w punkcie L1 mozolili się, żeby osłonić świat przed burzą, w punkcie L2 znaleźli bezpieczne schronienie uchodźcy, do których należeli multimilionerzy, dyktatorzy oraz inni bogacze i członkowie elity władzy — w tym także, jak krążyły pogłoski, połowa brytyjskiej rodziny królewskiej. Historia punktu L2 stała się później szeroko komentowanym skandalem.

— To nie było przyjemne miejsce — mruknęła Philippa. — Próbowałam pracować. Stanowiliśmy rzekomo stację kontrolną. Utrzymywałam łączność ze stacjami naziemnymi. Ale niektórzy z tych bogaczy wydawali wystawne przyjęcia.

— Wygląda na to, że nie miałaś wyboru — powiedziała Bella. — Nie powinnaś się obwiniać.

— Miło, że pani to mówi. Mimo wszystko trzeba dalej żyć.

Z wahaniem zbliżyła się do nich Cassie, wdowa po Jamesie Duflot.

— Dziękuję, że pani przyjechała — powiedziała z zakłopotaniem. Wyglądała na zmęczoną.

— Nie musisz…

— Była pani taka miła dla dzieci. Będą pamiętać ten dzień.

— Uśmiechnęła się. — Widziały pani zdjęcie w wiadomościach. Jednak myślę, że schowam ten hologram.

— Tak chyba będzie najlepiej. — Bella zawahała się. — Nie potrafię powiedzieć zbyt wiele o tym, czym zajmował się James. Ale chcę, żebyś wiedziała, że twój mąż oddał życie za najważniejszą sprawę.

Cassie kiwnęła głową.

— Wie pani, w pewnym sensie byłam na to przygotowana. Ludzie pytają mnie, jak to jest mieć męża, który poleciał w kosmos. Mówię im, że powinni starać się zostać na Ziemi.

Bella uśmiechnęła się z przymusem.

— Prawdę mówiąc, przeżyliśmy trudne chwile. Jesteśmy — naziemni. James poleciał w kosmos, żeby tam pracować, nie żyć. Nasz dom jest tutaj. W Londynie. A ja codziennie jeździłam do pracy w Thule. — Bella wcześniej zebrała potrzebne informacje; Thule Inc. było wielką, międzynarodową agencją odbudowy ziemskiej ekologii. — Rozmawialiśmy trochę o rozstaniu się na pewien czas. — Cassie zaśmiała się z goryczą. — No cóż, nigdy się nie dowiem, jak skończyłaby się ta historia, prawda?

— Tak mi przykro…

— Wie pani, czego mi brakuje? Jego maili. Rozmów wideo. Widzi pani, nie miałam jego, ale miałam maile. Więc w pewnym sensie brakuje mi nie tyle jego, co tych maili. — Spojrzała surowo na Bellę. — To było tego warte, prawda?

Bella nie była w stanie powtórzyć frazesów, jakiej od niej oczekiwano.

— Dopiero od niedawna w tym tkwię. Ale dopilnuję, aby było.

To było za mało. Wszystko byłoby za mało. Poczuła ulgę, gdy tłumacząc się obowiązkiem kolejnej wizyty, opuściła ten podobny do bunkra dom.

8. Euroigła

Ażeby spotkać się z Billem Paxtonem, Bella musiała pojechać do Wieży Livingstone’a albo „Euroigły”, jak nazywali ją nadal wszyscy mieszkańcy Londynu. Lokalna centrala administracyjna Unii Euroazjatyckiej, a kiedyś siedziba premiera Unii, była budowlą, w której mieściły się przestronne i widne biura z wielkimi oknami z hartowanego szkła, z których roztaczał się wspaniały widok na Londyn. Podczas burzy słonecznej Euroigła była osłonięta Kopułą, a na jej dachu, który był zrośnięty z konstrukcją samej Kopuły, znajdowało się małe muzeum poświęcone tym pełnym niebezpieczeństw czasom.

Paxton czekał na Bellę w sali konferencyjnej na czterdziestym pierwszym piętrze. Chodząc po pokoju, wielkimi łykami popijał kawę. Przywitał Bellę sztywnym wojskowym ukłonem.

— Pani przewodnicząca Fingal.

— Dziękuję, że przyjechał pan aż do Londynu na to spotkanie ze mną…

Zbył to machnięciem ręki.

— Miałem tu inną sprawę do załatwienia. Musimy porozmawiać.

Usiadła. Wciąż wstrząśnięta spotkaniem z Duflotami, poczuła, że to będzie bardzo długi dzień.

Paxton nie usiadł. Robił wrażenie niespokojnego. Nalał Belli kawy z wielkiego dzbanka stojącego w rogu pokoju; nalał także kawy członkom jej obstawy, którzy usiedli po drugiej stronie stołu.