Выбрать главу

— No to się naucz. Jest dość łatwe, nawet w tej barbarzyńskiej postaci. A teraz siedź cicho i słuchaj. Te istoty urodziły się i dorastały jako niewolnicy. Wiedzą tylko to i nic poza tym. Istnieją pomiędzy nimi pewne tarcia i gdy Ch'aka nie patrzy, silniejsi spychają robotę na słabszych. Naszym największym problemem jest Ch'aka i musimy się wiele dowiedzieć, zanim spróbujemy się z nim uporać. Jest władcą, obrońcą, ojcem, karmicielem oraz przeznaczeniem wszystkich tutaj i sprawia wrażenie faceta, który zna się na rzeczy. Spróbuj więc być przez jakiś czas dobrym niewolnikiem.

— Ja! Niewolnikiem? — Mikah usiłował się podnieść. Jason popchnął go z powrotem na ziemię — nieco mocniej, niż było to potrzebne.

— Tak, ty… i ja również. W obecnej sytuacji to jedyny sposób, by przeżyć. Rób to co wszyscy — słuchaj rozkazów, a będziesz miał zupełnie niezłą szansę pozostać przy życiu dopóty, dopóki nie uda się nam z tego wygrzebać.

Odpowiedź Mikaha utonęła w dobiegającym z wydm ryku. Ch'aka powrócił. Niewolnicy szybko zerwali się na nogi chwytając swe tobołki i zaczęli się ustawiać w pojedynczą, luźną tyralierę. Jason pomógł Mikahowi wstać i podtrzymywał go, kiedy potykając się brnęli na swoje miejsce w szyku. Gdy wszyscy byli gotowi, Ch'aka kopnął najbliższego i niewolnicy wolnym krokiem ruszyli przed siebie, wpatrując się uważnie w piasek pod nogami. Jason nie pojmował o co tu chodzi, ale dopóki nikt nie niepokoił ani jego, ani Mikaha, było to bez znaczenia — miał i tak dużo roboty z podtrzymywaniem rannego. Mikah na szczęście wykrzesał z siebie wystarczająco dużo sił, by chociaż poruszać nogami.

Jeden z niewolników wskazał coś na ziemi i krzyknął. Tyraliera się zatrzymała. Wszystko działo się zbyt detleko od Jasona, by mógł wiedzieć, co jest przyczyną tego podniecenia, ale dostrzegł, że człowiek ten pochylił się i wydłubał dziurkę kawałkiem zaostrzonego drewna. W ciągu kilku sekund wykopał coś okrągłego, niewiele mniejszego od dłoni. Uniósł zdobycz nad głową i kurcgalopkiem zaniósł ją do Ch'aki. Pan i władca odebrał tę rzecz i odgryzł kawałek, kiedy zaś niewolnik, który ją znalazł, odwrócił, się wymierzył mu solidnego kopniaka. Tyraliera znowu ruszyła naprzód.

Znaleziono jeszcze dwa tajemnicze przedmioty i Ch'aka zjadł je. Dopiero, po zaspokojeniu swojego głodu, zaczął myśleć o swoich obowiązkach karmicie-la. Gdy dokonano następnego znaleziska, przywołał niewolnika i wrzucił tę rzecz do prymitywnie plecionego koszyka na jego plecach. Od tej chwili człowiek ten szedł tuż przed Ch'aką, który pilnował, by wszystko, co zostało wykopane, trafiało do koszyka. Jason zastanawiał się, co to takiego. Wiedział już, że to coś jadalnego, a wściekłe burczenie w brzuchu przypomniało mu o niezaspokojonym głodzie. Niewolnik, który szedł obok Jasona, nagle krzyknął i wskazał na piasek. Gdy wszyscy stanęli, Jason posadził Mikaha i z zaciekawieniem patrzył, jak dzikus zaatakował piach swym kawałkiem drewna, rozdłubu-jąc ziemię wokół sterczących z niej maleńkich, zielonych pędów; W rezultacie wykopał coś szarego i pomarszczonego, jakiś korzeń czy bulwę z zielonymi liśćmi. Jasonowi wydawało się to równie jadalne jak kamień, ale niewolnik najwyraźniej był innego zdania. Głośno przełknął ślinę i w swej zuchwałości odważył się nawet powąchać ów korzeń. Ch'aka widząc to gniewnie ryknął i gdy niewolnik wrzucił korzeń do kosza, zafundował mu takiego kopa, że nieszczęśnik ledwo dokuśtykał na swoje miejsce.

Wkrótce potem Ch'aka krzyknął, by wszyscy się zatrzymali i cała grupa oberwańców skupiła się wokół niego. Grzebał w koszyku i wzywał ich pojedynczo, a następnie posługując się jakimś własnym systemem ocen, dawał każdemu jeden lub więcej korzeni. Koszyk v był już prawie pusty, gdy wskazał pałką Jasona.

— K'e nam h'vas vi? — zapytał.

— Mia mono estas Jason, mia amiko estas Mikah.

Jason odpowiedział w poprawnym esperanto, które Ch'aka wydawał się rozumieć bez specjalnego trudu, mruknął bowiem i przez chwilę grzebał w koszyku. Jego zamaskowana twarz była obrócona w stronę Jasona, który czuł nieomal wwiercające się w niego spojrzenie. Pałka znowu skierowała się w jego stronę.

— Skąd jesteście? To wasz statek palił się, zatonął?

— To był nasz statek. Jesteśmy z daleka.

— Z drugiej strony oceanu? — Była to zapewne największa odległość, jaką Ch'aka mógł sobie wyobrazić.

— Tak jest, z drugiej strony oceanu. — Jason nie był w nastroju do dawania lekcji astronomii. — Kiedy dostaniemy jeść?

— Ty bogaty człowiek w twoim kraju. Ty miałeś statek, miałeś buty. Teraz ja mam twoje buty. Ty jesteś tu niewolnik. Mój niewolnik. Wy dwaj moi niewolnicy.

— Dobrze, dobrze — odparł z rezygnacją Jason. — Jestem twoim niewolnikiem. Ale nawet niewolnicy muszą coś jeść. Gdzie jest jedzenie?

Ch'aka pogmerał w koszu i wreszcie wyciągnął maleńki, pomarszczony korzonek. Przełamał go na pół i cisnął Jasonowi pod nogi.

— Pracuj pilnie, dostaniesz więcej.

Jason podniósł kawałki z ziemi i oczyścił je z piasku, jak mógł najlepiej. Podał jedną część Mikahowi i ostrożnie nadgryzł drugą. Piasek zazgrzytał mu w zębach, a korzeń smakował jak lekko zjełczały wosk. Jedzenie tego obrzydlistwa przychodziło mu z dużym wysiłkiem, ostatecznie jednak udało mu się. Niewątpliwie było to jakieś pożywienie, mniejsza o to do jakiego stopnia niestrawne. Musiało mu wystarczyć dopóki nie znajdzie czegoś lepszego.

— O czym rozmawialiście — spytał Mikah, przeżuwając ze zgrzytem swą porcję.

— Po prostu wymieniliśmy kłamstwa. On myśli, że jesteśmy jego niewolnikami, ja zaś się z nim zgodziłem. Ale to tylko chwilowe! — dodał szybko, widząc jak Mikah z pociemniałą z gniewu twarzą zaczyna podnosić się z ziemi i silnie pociągnął go w dół.

— To obca planeta, jesteś ranny, nie mamy ani krzty żywności, ani zielonego pojęcia jak tu można przetrwać. Jedyne, co możemy zrobić, by utrzymać się przy życiu, 19 robić to, co nam ten Stary Brzydal rozkaże. Jeżeli ma ochotę nazywać nas niewolnikami — dobra, możemy nimi być.

— Lepiej umrzeć, niż żyć w łańcuchach.

— Daj spokój tym bzdurom! Lepiej żyć w łańcuchach i zorientować się, jak można się ich pozbyć. W ten sposób wyjdziesz z tego żywy i wolny, a nie martwy i wolny. To pierwsze rozwiązanie jest chyba o wiele sympatyczniejsze. A teraz zamknij się i jedz. Nie możemy nic zrobić, dopóki nie wykaraskasz się z tej kategorii chodzącego rannego.

Przez całą resztę dnia tyraliera piechurów brnęła po piasku i Jason, poza pomaganiem Mikahowi, znalazł dwa krenoj — jadalne korzenie. Zatrzymali się przed zmierzchem i z ulgą opadli na piasek. Podczas rozdziału żywności otrzymali nieco większe porcje, być może w nagrodę za przykładną pracę Jasona.

Następnego ranka nastąpiła przerwa w ich monotonnym marszu. Poszukiwanie żywności odbywało się równolegle do linii wybrzeża niewidocznego oceanu, a jeden z niewolników zawsze szedł po grani wydm, które zakrywały przed nimi wodę. W pewnym momencie musiał zobaczyć coś ważnego, zeskoczył bowiem z pagórka i zaczął dziko wymachiwać rękami. Ch'aka podbiegł do wydmy, porozmawiał przez chwilę z wywiadowcą i wreszcie przepędził go kopniakiem.

Jason z zaciekawieniem się przyglądał, jak Ch'aka rozwinął niesiony na plecach pokaźny tobołek i wyjął z niego solidnie wyglądającą kuszę, napinaną za pomocą specjalnej korby. Ta skomplikowana i śmiercionośna machina wyglądała tu, w tej prymitywnej, opartej na niewolnictwie społeczności, bardzo nie na miejscu i Jason żałował, że nie mógł się przyjrzeć jej z bliska. Ch'aka z jednej z sakw wyciągnął bełt i założył go na cięciwę.

Niewolnicy w milczeniu siedzieli na piasku, podczas gdy ich pan podkradł się ostrożnie wzdłuż podstawy wydm, a potem bezszelestnie podczołgał się na ich szczyt i zniknął po drugiej stronie. Parę minut później zza wydm rozległo się wycie pełne bólu. Wszyscy zerwali się i pobiegli, by zaspokoić ciekawość. Jason zostawił Mikaha leżącego na piasku i był w pierwszych szeregach gapiów, którzy pokonali wydmy i znaleźli się na brzegu oceanu.