Tego wieczora Mwabao zapaliła latarnię na zewnątrz głównego wejścia i powiadomiła mnie, że przyjdą goście. Dowiedziałem się później, że latarnia oznacza, iż dana osoba ma ochotę przyjmować gości i jest to otwarte zaproszenie dla wszystkich, którzy zobaczą nocne światło. O władzy Mwabao Mawy nad ludźmi (albo, mówiąc mniej cynicznie, o oddaniu innych ludzi i o radości, jaką czerpali z jej towarzystwa) świadczyło to, że ilekroć zapaliła latarnię na zewnątrz, nie mijała godzina, a jej dom wypełniał się całkowicie i była zmuszona gasić to światło.
Większość gości stanowili mężczyźni. Nie było to dziwne w Nkumai, ponieważ kobiety, na ogół obarczone opieką nad dziećmi, rzadko wychodziły wieczorami; dzieci nie miały jeszcze na tyle wyrobionego poczucia równowagi, by nocą bezpiecznie spacerować po gałęziach. Rozmawiano głównie o drobnostkach, lecz starannie przysłuchiwałem się wszystkiemu i dowiedziałem się wiele. Niestety, grzeczność Nkumai wymagała, aby gość tyle samo czasu poświęcał rozmowie ze mną, co rozmowie z innymi. Myślałem wtedy, że byłoby milej, gdyby przejęli zwyczaj Muelleru. U nas gość może siedzieć cicho, dopóki nie zapragnie włączyć się do rozmowy. Zwyczaj Nkumai utrudnia gościom poznanie zbyt wielu rzeczy. Mnie z pewnością tamtego wieczoru utrudniono zapoznanie się z czymkolwiek ważnym.
Zorientowałem się, że wszyscy goście byli ludźmi wykształconymi — uczonymi w takiej czy innej dziedzinie. Ze sposobu, w jaki rozmawiali i dyskutowali, wywnioskowałem, że ludzie ci nie traktowali nauki tak, jak traktowano ją w Muellerze — jako środka do osiągnięcia celu. Dla tych ludzi nauka była celem samym w sobie.
— Dobry wieczór, pani — powiedział niski człowiek łagodnym głosem. — Jestem Nauczycielem i chętnie będę do pani dyspozycji.
Było to standardowe powitanie, ale poddałem się swej ciekawości i zapytałem:
— Jak może pan dzielić imię „Nauczyciel” razem z trzema innymi mężczyznami w tym pokoju? Człowiek, który mnie tu przyprowadził, też tak się nazywał. Jak odróżniacie się nawzajem?
Zaśmiał się tym pełnym wyższości śmiechem, który już mnie zdążył zirytować i który, jak dowiedziałam się niebawem, był ich zwyczajem narodowym.
— Ponieważ ja jestem mną, a oni nie — rzekł.
— Ale kiedy rozmawia się na temat innych?
— Cóż — wyjaśnił cierpliwie. — Mam nadzieję, że kiedy ludzie o mnie mówią, nazywają mnie „Nauczyciel, Który Nauczył Gwiazdy Tańczyć”, ponieważ właśnie to zrobiłem. Człowiek, który przywiódł panią tu dzisiaj, jest „Nauczycielem Prawdziwego Widzenia”. Tak się nazywa, ponieważ dokonał tego właśnie odkrycia.
— „Prawdziwego Widzenia”?
— Nie zrozumiałaby pani tego — odrzekł. — To bardzo skomplikowane. Ale kiedy ktoś chce o nas mówić, odwołuje się do naszych największych dokonań i wtedy każdy, dla kogo ma to znaczenie, wie, o kim się mówi.
— A ci, którzy nie dokonali jeszcze żadnego wielkiego odkrycia?
Znowu się zaśmiał.
— Któżby mówił o takiej osobie?
— Ale gdy mówicie o kobietach, wszystkie mają imiona.
— Tak jak również psy i małe dzieci — powiedział to wesoło i prawie uwierzyłem, że nie miał zamiaru mnie obrazić. — Ale nikt nie oczekuje wielkich dokonań od kobiet, przynajmniej w czasie, kiedy poświęcają się poczęciu, rodzeniu i wychowywaniu dzieci. Nie uważa pani, że byłoby prostackie mówić o kobiecie, nawiązując do jej największych talentów? Niech sobie pani wyobrazi nazwanie kogoś: „Tancerka Na Kocu Mająca Olbrzymie Pośladki” lub „Kucharka, Która Wciąż Przypala Zupę”. Zaśmiał się ze swego dowcipu, a paru innych, którzy akurat słyszeli naszą rozmowę, włączyło się, proponując inne tytuły. Uważałem, że były bardzo śmieszne, ale jako kobieta musiałem udawać, że są dla mnie obraźliwe, i rzeczywiście, byłem trochę urażony, kiedy jeden z nich zasugerował, że mógłbym się nazywać: „Poseł z Piegowatymi Piersiami”.
— Skąd wiedzielibyście, że to by do mnie pasowało? — spytałem wyniośle.
Odkrycie, że tak łatwo przychodzi mi wyniosły ton, było irytujące. Musiałem jedynie naśladować sposób mówienia Kupy, a potem unosić jedną brew. Umiałem to robić od dzieciństwa, ku rozbawieniu rodziców i przerażeniu żołnierzy, którymi dowodziłem.
— Tego nie wiem — odpowiedział mężczyzna o imieniu Obserwator Gwiazd; takie samo imię miało dwu innych w pokoju. — Ale miałbym ochotę się o tym przekonać.
Na coś takiego nie byłem przygotowany. Z gwałcicielami na drodze mogłem sobie poradzić, zabijając ich. Ale jak ma kobieta powiedzieć „nie” w uprzejmym towarzystwie, nie obrażając nikogo? Jako syn króla nie nawykłem do kobiet mówiących „nie”. Ostatnio zresztą, od czasu, kiedy moją dziewczyną została Saranna, nie flirtowałem z wieloma kobietami.
Na szczęście wcale nie musiałem na to odpowiadać.
— Pani z Bird nie przyjechała tutaj po to, by dowiedzieć się, co kryje się pod twą szatą — rzekła Mwabao Mawa. — Tym bardziej, że większość z nas wie, jak mało tego tam jest.
Roześmieli się, a najgłośniej obrażony mężczyzna. Potem wszyscy odeszli na bok, miałem więc kilka minut dla siebie i mogłem obserwować.
Wśród trajkotania o nauce i dworskich plotek — tych ostatnich było znacznie więcej — zauważyłem coś, co mnie rozbawiło. Widziałem, jak pojedynczo mężczyźni odprowadzali Mwabao Mawę na stronę, na krótką chwilę spokojnej, cichej rozmowy. Podsłuchałem jedną z nich.
— W południe — powiedział mężczyzna, a Mwabao skinęła głową.
Nie można było z tego wyciągnąć żadnych wniosków, ale podejrzewałem, że umawiają się na spotkania. Po co? Przyszło mi na myśl kilka oczywistych powodów. Mogła być dziwką. Wątpiłem w to jednak, gdyż po pierwsze nie była zbyt ładna, a po drugie mężczyźni traktowali jej intelekt z wyraźnym respektem. Nigdy nie wykluczali jej ze swoich rozmów, nie ignorowali żadnej z jej uwag. Być może rzeczywiście była kochanką króla. W takim razie mogła sprzedawać swoje wpływy. Ale to również wydawało mi się nieprawdopodobne, ponieważ nie umieszczono by chyba posła razem z kobietą, która miała wpływy tego rodzaju.
Trzecią możliwością było to, że jest jakoś powiązana z buntownikami lub przynajmniej z jakąś tajną partią. Nie stało to w sprzeczności z faktami ani logiką i zacząłem się zastanawiać, czy jakoś nie można by tego wykorzystać.
Ale jeszcze nie tego wieczoru. Byłem zmęczony. Chociaż me ciało już dawno wypoczęło po napięciach związanych ze wspinaczką do domu Mwabao Mawy oraz zaleczyło skutki wcześniejszego pobicia przez żołnierzy Nkumai, wciąż jednak byłem wyczerpany psychicznie. Potrzebowałem snu. Zdrzemnąłem się na chwilę. Kiedy się zbudziłem, zobaczyłem, jak wychodzi ostatni z mężczyzn.
— Aż tak długo spałam? — spytałem z przestrachem.
— Tylko kilka chwil — odpowiedziała Mwabao Mawa. — Goście uświadomili sobie, że jest późno, i wyszli. Tak więc mogłaś spać.
Poszła w róg pokoju, zanurzyła dłoń w beczce i napiła się.
Zrobiłbym to samo, ale gdy pomyślałem o wodzie, uświadomiłem sobie straszną rzecz. W więzieniu mogłem znaleźć odosobnienie, żeby się załatwić. Kiedy podróżowałem z Nauczycielem, delikatnie umożliwiał mi on zaspokajanie mych potrzeb po drugiej stronie powozu i zakazywał wszystkim patrzenia. Ale tutaj, kiedy w domu byłem sam z drugą — drugą? — kobietą, żądanie odosobnienia mogłoby być sprzeczne z panującymi zwyczajami.