Выбрать главу

— Myślę — zaczęła ochryple — że mój głos znów będzie funkcjonować.

— Och, nie! — zawołał jeden z Ku Kuei. — Kobieta mówi i cisza została na zawsze wypędzona z lasu!

Ta uwaga wywołała gwałtowne wybuchy śmiechu i kilku Ku Kuei leżało na ziemi, nie mogąc usiąść, ponieważ albo śmiech, albo spożyty posiłek uniemożliwiał im przyjęcie pozycji wyprostowanej.

— Saranno — powiedziałem, a ona uśmiechnęła się.

— Dosyć szybko wróciłeś, Lanik.

— Wydaje się, że nie dość szybko — powiedziałem.

— Oszczędzili mnie, bym ci powiedziała, o co im chodziło.

— Jedyna dobra rzecz, którą zrobiono w ostatnim miesiącu.

— Byli pewni, że wyruszyłeś, by zabić Muellera. Wiedzieli, że planowałeś wezwanie upiorów Ku Kuei, aby ich zniszczyć. Nienawidzili cię. Więc sobie poszli.

— Zabijając po drodze.

— Homarnoch chciał im przeszkodzić i groził, że zabije pierwszego, który odejdzie. Było bardzo wielu tych, którzy chcieli być pierwszymi, tak więc Homarnoch nie zabił nikogo. Kilku ludzi próbowało go bronić. Oni również zostali zabici.

— I ty.

— Zrobili to szybko. Chcieli mieć pewność, że nie będę mogła łatwo podróżować. Myśleli, że powstrzyma to ciebie i te potwory od pościgu za nimi.

Spojrzałem na trzydziestu kilku Ku Kuei, siedzących jak małe pagórki lub chrapiących w trawie.

— Potwory — powiedziałem, a Saranna zaśmiała się, lecz jej śmiech szybko przeszedł w płacz. Łkała ochryple.

— To tak dobrze mieć głos, którym można płakać — wymamrotała, kiedy potok łez ustał.

— Co z twoimi stopami?

— Lepiej. Ale kości są jeszcze miękkie. Jutro będę mogła trochę chodzić.

Odwinąłem zaimprowizowane bandaże, w które Ku Kuei zawinęli jej nogi.

— Kłamczucha — powiedziałem. — Jeszcze nie dotarłaś nawet do połowy łydki.

— Och, myślałam, że czuję już swoje palce u nóg — odparła.

— To regeneruje się nerw. Czy nigdy poprzednio nie straciłaś nogi?

— Moi przyjaciele nie robili takich kawałów. I zawsze byłam grzeczną uczennicą.

Uśmiechnęła się.

— Dobrze, idziemy, hop, hop, dalej, nie mamy wiele czasu! — krzyknął przywódca, a inni głośno się zaśmiali, gdy wyruszyliśmy ponownie. W duszy czułem ochotę, by zabić tego, kto zaśmieje się następny.

Miasto Ku Kuei znajdowało się pośrodku jeziora, na wyspie, którą widzieliśmy z brzegu. Jeśli w ogóle dałoby się to nazwać miastem. Nie było budynków ani żadnych urządzeń. Po prostu las i trawa, w wielu miejscach dość stratowana.

To, co było tam godne uwagi, to ludzie. Dzieci, na szczęście, były szczupłe, ale wygląd dorosłych kazał mi podejrzewać, że, licząc w kilogramach, Ku Kuei stanowili przeszło połowę ludności na Spisku. Odniosłem wrażenie — nigdy nic nie wpłynęło na jego zmianę — że byli niewiarygodnie leniwi. Wydawało się, że nikt nie robi tego, czego robienia może uniknąć.

— Chodź z nami polować — proponowano mi wiele razy i raz poszedłem.

Przechodzili w szybki czas, podchodzili do zwierzyny i zabijali ją, kiedy stała nieruchomo, wciąż w zwykłym czasie. Kiedy zauważyłem, że to niesportowo, dziwnie na mnie popatrzyli.

— Czy kiedy się ścigasz, odcinasz sobie stopę? — zapytał jeden z nich.

A inny rzekł:

— Jeśli odetnę swą stopę, czy oznacza to, że nigdy nie będę mógł się ścigać?

I znowu — paroksyzmy śmiechu. Powróciłem więc do miasta.

A jednak, mimo całego ich lenistwa, mimo ich zdecydowania, żeby bawić się wszystkim, i ich niechęci przyjmowania na siebie jakichkolwiek zobowiązań, w końcu pokochałem Ku Kuei. Nie tak jak Schwartzów, ponieważ tamtych podziwiałem. Pokochałem Ku Kuei jako wielkie, samopędne zabawki. A oni, z jakichś niezrozumiałych powodów, również mnie pokochali. Może dlatego, że znalazłem nowy sposób wywracania kogoś na pośladki.

— Jak się nazywasz? — spytałem mężczyznę, który prowadził naszą niedoszłą wyprawę ratunkową.

— Jak ci się wydaje, Jeziorny Pijaku?

— Skąd mam wiedzieć? A nawiasem mówiąc, nazywam się Lanik Mueller.

Zaśmiał się.

— To nie jest żadne imię. Wypiłeś jezioro, jesteś Jeziornym Pijakiem.

— Tylko ty mnie tak nazywasz.

— Tylko ja cię w ogóle jakoś nazywam — odpowiedział. — Jak się ma Pieniek?

Kiedy zorientowałem się, że tak określał Sarannę, odszedłem bez słowa. Nie mógł zrozumieć, dlaczego się gniewam. Uważał, że imię jest odpowiednie.

Przypuszczam, że miesiące spędzone w Ku Kuei były rodzajem idylli, podobnie jak okres w Schwartz. Ale w Schwartz wciąż snułem plany na przyszłość. W Ku Kuei przyszłość miałem już za sobą. A Ojciec próbował umrzeć.

Zdałem sobie z tego sprawę w drugim dniu naszych lekcji z Człowiekiem, Który Wie O Tym Wszystko. Saranna i ja leżeliśmy w trawie, z zamkniętymi oczami, i pilnie słuchaliśmy nauczyciela, który przemawiał łagodnie, od czasu do czasu podśpiewując, i próbował nam pomóc wyczuwać jego własny strumień czasu, kiedy ów nas otulał. Nie wiem, co sprawiło, że wyszedłem z transu (a wyszedłem z pewnością niechętnie, ponieważ Człowiek, Który Wie O Tym Wszystko miał najmilszy strumień czasu, jaki kiedykolwiek z kimś dzieliłem), ale spojrzałem na Ojca. Jego otwarte oczy patrzyły prosto w niebo; od oczu do włosów przebiegał Ojcu po twarzy ślad łzy.

W tamtej chwili nie przejąłem się tym. Z pewnością Ojciec miał wiele powodów, by się źle czuć. Nie miało sensu zmuszanie go, by udawał radosny nastrój, jeśli takiego nie podzielał.

Jednak z powodu Ojca było mi coraz trudniej poddać się radosnej i beztroskiej atmosferze, która tak bez żadnych oporów udzielała się Ku Kuei. Bez żadnych oporów? Ja miałem opory. Chociaż czasami czułem się odprężony, czułem się kochany, czułem się naprawdę dobrze — nigdy nie byłem zupełnie spokojny. Głównie z tego powodu, że martwił mnie Ojciec. Ale częściowo dlatego, że w czasie całego mego okresu dorastania nikt nigdy mnie nie uczył, jak dać się całkowicie ponieść emocjom i zachowywać beztroskę. Właśnie udało mi się przeżyć bardzo ciężki rok i jego skutki trudno było zatrzeć. Poza tym, nie sposób jest zachować beztroskę, kiedy usłyszało się już muzykę ziemi.

— Jesteś zbyt wrażliwy — mawiał Człowiek, Który Upadł Na Dupę (tak ochrzciłem przywódcę, którego kilka razy przewróciłem dla kawału — podobało mu się to imię i kilku jego przyjaciół podchwyciło je). — Człowiek, Który Wie O Tym Wszystko powiada, że nie robisz zbyt wielkich postępów. Musisz nauczyć się śmiać.

— Wiem, jak się śmiać.

— Wiesz, jak wydawać głupie dźwięki ze ściśniętym brzuchem. Nikt nie może śmiać się ze ściśniętym brzuchem. I jesteś za chudy. To oznaka zmartwienia, Jeziorny Pijaku. Mówię ci o tym, ponieważ myślę, że chcesz nauczyć się kierować czasem. Zbyt się starasz.

Po raz pierwszy Człowiek, Który Upadł Na Dupę wyglądał śmiertelnie poważnie i był bardzo zatroskany. Ten wyraz twarzy tak do niego nie pasował, że musiałem się zaśmiać, a on zaśmiał się w odpowiedzi, sądząc, że coś osiągnął. Ale nie osiągnął.

Ojciec nie zwracał na nic uwagi. Nawet wśród niefrasobliwych Ku Kuei trzeba było być uważnym, by przeżyć, a Ojcu było wszystko jedno. Często spadał, raz nawet z bardzo wysokiego wzgórza. Skończyło się to wówczas złamaniem obu rąk. Zrosły się w ciągu kilku dni, ale kiedy leżał podczas ulewy pod drzewem, a ja ćwiczyłem podstawy sterowania czasem, spowalniając nas trochę (bardzo niewiele), by krople uderzały z mniejszą względną siłą, nagle ścisnął mocno moją dłoń, co z pewnością powodowało, że ręka zabolała go mocniej, i spytał: