Выбрать главу

— Lanik, masz moc Schwartzów. Czy możesz mnie zmienić?

— A w co? — spytałem, próbując podtrzymywać beztroski nastrój, ponieważ beztroski nastrój zaczynał się we mnie zakorzeniać.

— Usuń moją muellerskość. Odbierz mi zdolność regeneracji.

Byłem zaskoczony.

— Gdybym to zrobił, Ojcze, ten upadek mógłby cię zabić. A leczenie tych złamań zajęłoby miesiące.

Odwrócił głowę. Oczy miał pełne łez i zdałem sobie sprawę, że upadek ze wzgórza mógł nie być przypadkiem. Zaniepokoiło mnie to. Ojca spotykały już uprzednio niepowodzenia, ale to, choć rzeczywiście najgorsze, zbyt mocno na niego wpłynęło.

Saranna dostarczała mi zmartwień innego rodzaju. Zaczęło się to, kiedy zobaczyłem, jak kocha się z Zabójcą Robaków, ochrzczonym tak, ponieważ w czasie stosunku strasznie się miotał. Zanosiła się od śmiechu, kiedy bez opamiętania rzucał nogami i nie przestała się śmiać, nawet gdy na mnie spojrzała.

Uprawianie miłości pod drzewami było w Ku Kuei powszechną praktyką i nie żywiłem złudzeń, że ograniczam się do życia tylko z Saranną dlatego, iż wierność jest dla mnie szczególną wartością. Po prostu kobiety Ku Kuei nie podobały mi się, gdyż były za tłuste. W tym jednak wypadku byłem trochę zazdrosny, ale głównie przejąłem się tym, że Saranna wyglądała jak pozostałe kobiety w Ku Kuei — rozbawiona, obojętna, beztroska.

To Saranna błagała mnie, bym zabrał ją ze sobą, kiedy po raz pierwszy opuszczałem Mueller. To Saranna tak głęboko poraniła się nożem, kiedy odmówiłem jej prośbie, by mogła nadal pozostać moją kochanką, po tym jak dowiedziałem się, że jestem radem. I była ogromnie we mnie zakochana od chwili, gdy powróciłem. A jednak teraz…

— Saranna jest dobrą uczennicą — powiedział Człowiek, Który Wie O Tym Wszystko.

— Wiem — rzekłem. — Czuję jej strumień czasowy prawie równie dobrze jak twój.

— Jesteś nieszczęśliwy — stwierdził mój nauczyciel.

— Tak mi się wydaje.

— Czy twoja zazdrość nie wynika z tego, że jesteś najgorszym studentem, jakiego kiedykolwiek miałem, a Saranna jest równie dobra, jak nasze bardziej utalentowane dzieci?

Wzruszyłem ramionami. To też na pewno grało jakąś rolę.

— Być może bardziej martwi mnie to, że ona, zdaje się, mniej dba o rzeczy, które dla mnie są ważne.

Człowiek, Który Wie O Tym Wszystko zaśmiał się.

— Dla ciebie ważne jest po prostu wszystko! Jak można przejmować się tyloma sprawami?

— Mój Ojciec przejmuje się jeszcze bardziej.

— Wprost przeciwnie, Ściśnięta Kiszko, twój Ojciec przejmuje się wszystkim równie mało, co my. Po prostu ma skłonności do rozpaczania, podczas gdy my jesteśmy pełni nadziei.

— Tracę Sarannę.

— To dobrze. Nikt nie powinien posiadać nikogo na własność.

I ciągnął, wyjaśniając, że moje poczucie czasu jest kiepskie i że powinienem naprawdę się odprężyć, bym nie stał się sztywny i twardy jak drzewo.

Nie martwiłem się, oczywiście, przez cały czas. W Ku Kuei byłoby to niemożliwe. Gdyby nawet nie istniały zabawy w jeziorze i szalone wyprawy do lasu, to jeden spacer po mieście, aby posmakować strumieni czasowych innych ludzi żyjących w swoim tempie, dostarczyłby zajęcia na cały wiek.

Na przykład Człowiek, Który Upadł Na Dupę żył prawie zawsze w bardzo szybkim strumieniu czasowym. Byłem na tyle niezdolny do kształtowania własnego czasu, że prawie automatycznie dołączałem do strumienia czasowego każdego człowieka, w pobliżu którego się znalazłem. W przeciwieństwie do mnie, każdy średnio zdolny Ku Kuei mógł utrzymywać się w swoim strumieniu czasowym, nawet stojąc bezpośrednio przy kimś drugim. Kiedy byłem razem z Człowiekiem, Który Upadł Na Dupę reszta świata wydawała się trwać w absolutnym bezruchu. Szliśmy, rozmawialiśmy, a słońce nigdy nie poruszało się po niebie, a ludzie, których mijaliśmy, byli jak zamrożeni albo (jeśli ich strumień czasowy był szybki) poruszali się ospale. Nikt nie poruszał się tak szybko, jak Człowiek, Który Upadł Na Dupę.

— Przyjacielu — rzekłem do niego pewnego dnia, kiedy czułem, że jest moim przyjacielem — pędzisz przez życie tak szybko. Po co ten pośpiech?

— Nie śpieszę się. Nigdy nie chodzę prędko.

— Jestem tu może miesiąc czy coś koło tego…

Przerwał mi śmiechem:

— Nie mam pojęcia, jak utrzymujesz rachubę dni, tak jakby one coś znaczyły!

— I ty postarzałeś się w tym czasie.

— Siwe, co? — dotknął swych włosów.

— Siwe. I masz zmarszczki.

— Zmarszczki ze śmiechu! — powiedział z triumfem, tak jakby to wyjaśniało wszystko.

Jego bezrozumny stosunek do świata coraz bardziej udzielał się Sarannie, ale wywoływał u niej odmienny skutek. Ona zwalniała. To nie była nagła decyzja: „dzisiaj będę powolna”, to było stopniowe. Ale kiedy opanowała już kształtowanie czasu, zacząłem zauważać, że gdy jestem z nią, złapany w jej strumień czasowy, wszystko wokół nas porusza się szybko. Nieznośnie szybko. Ci Ku Kuei, którzy przechodzili obok, dziko tańczyli, wybiegali z pola widzenia, trajkotali razem przez moment i rozchodzili się. Kiedy rozmawiałem z Saranną, ciągle spoglądała mi przez ramię, wodząc wzrokiem za mknącymi ludźmi, od jednej strony do drugiej. Od czasu do czasu uśmiechała się. Był to wyraz twarzy zupełnie nie wiążący się z naszą rozmową, a kiedy odwracałem się, aby zobaczyć scenę, która ją tak rozbawiła, nic już tam nie było.

Kiedy spotkałem ją raz wczesnym rankiem i po krótkiej rozmowie zobaczyłem, że zrobił się wieczór, zapytałem ją, dlaczego tak bardzo zwalnia.

— Bo oni są tacy zabawni — rzekła. — Cały czas tak pędzą.

To mógł być powód wystarczający dla płochej dziewczyny, w której się niegdyś zakochałem, ale teraz nie był wystarczający. Nalegałem. Wykręcała się.

— Jesteś zbyt uczuciowy, Lanik. Ale ja cię kocham.

Kochaliśmy się i było to tak dobre jak zawsze, i jej uczucie dla mnie pozostawało pełne ciepła. Nie był to jeden z tych pełnych śmiechu, zabawnych romansów, jakie miała z Ku Kuei. Wiedziałem, że wciąż mam na nią wpływ, jednak niedostateczny, by ją skłonić, by nie kazała światu odbywać wyścigu, w którym nie bierze udziału.

Stała się słynna. Ku Kuei wciąż nazywali ją Pieniek, teraz już z innego powodu: dla większości z nich była równie martwa i nieruchoma jak ścięte drzewo. Nie chciała zmieniać swego strumienia dla kogokolwiek, tak więc ja, kameleon, który zmieniał czasy dla każdego przyjaciela, byłem jej najczęstszym partnerem rozmów. Przez większość czasu stała, zamrożona niesamowicie w pół kroku, i z pewnej odległości obserwowałem czasami godzinami, jak kończy krok i przesuwa swój ciężar na drugą stopę.

Kiedyś, zdarzyły się takie trzy dni, że podchodziłem do niej kilkakrotnie i widziałem ją jak kocha się z Człowiekiem, Który Wie O Tym Wszystko. Czułości i pieszczoty były bardzo wolne, poruszenia — infinitezymalne, tak jakby byli odległymi gwiazdami, a ja czułem się, jakbym nigdy jej nie znał lub, co gorsza, jakby była zaledwie pornograficzną rzeźbą, umieszczoną tam, pod drzewem na Wyspie Ku Kuei.

Saranna i Ojciec znajdowali swe własne sposoby oderwania się od życia. Ja nie byłem w stanie od niego uciec.

W dniu swojej śmierci Ojciec przyszedł do mnie i położył się przy mnie pod drzewem. Siąpił drobny deszcz.