Выбрать главу

Minęła chwila. Ludzie zeszli na bok drogi, aby przepuścić wojska Nkumai i powóz. Rzuciłem spojrzenie na powóz i zdumiałem się, widząc w nim nie mężczyznę w średnim wieku, lecz Mwabao Mawę.

Wyglądała niewiele starzej — minęło przecież zaledwie dwa i pół roku — i trzymała się w tym powozie bardzo dostojnie. Zastanawiałem się przez chwilę, dlaczego wcześniej nie zauważyłem jej w powozie i gdzie podział się łysy biały. Ale po chwili odłożyłem tę myśl, częściowo dlatego, że nie można było znaleźć natychmiast odpowiedzi na te pytania, ale głównie z tej przyczyny, że znów zacząłem wspominać dni spędzone w domu Mwabao Mawy. Obecnie wydawało mi się to niemożliwe, że kiedyś miałem piersi i uchodziłem za kobietę. Ściślej mówiąc, że naprawdę byłem kobietą. I w tamtej chwili, jakby nieświadomie, sięgnąłem ręką do tych piersi i zdziwiłem się, że ich nie ma.

Spojrzałem w dół, uświadomiłem sobie, że uległem dawnemu nawykowi i przekląłem się w myślach za głupotę. Potem podniosłem wzrok i zobaczyłem, że Mwabao Mawa patrzy na mnie, z początku tylko z łagodnym zainteresowaniem, ale potem, kiedy powóz oddalał się już ode mnie, najwidoczniej mnie rozpoznała. Wyraz jej twarzy świadczył o zaskoczeniu i, owszem, o strachu. Strach był satysfakcjonujący, ale rozpoznanie mnie mogło doprowadzić do katastrofy.

Obróciła się, aby wydać polecenia woźnicy. Wykorzystałem tę chwilę, żeby wejść z powrotem do stajni i zniknąć z jej pola widzenia. Wszedłem znowu w czas szybki — musiałem się zastanowić. W żaden sposób nie mogłem zabrać swego konia w czas szybki, gdyż Człowiek, Który Wie O Tym Wszystko, mimo wysiłków, nie zdołał mnie nauczyć, jak rozciągać bąbel czasu kontrolowanego poza moją osobę. W czasie szybkim mogłem maszerować prędzej w stosunku do otaczającego świata, niż poruszać się na galopującym koniu.

Podszedłem do konia. Olbrzymia, głupia bestia z instynktami knura — ale tylko na takiego było mnie stać. Wyładowałem juki, wybierając tyle, ile mogłem unieść, i biorąc wszystko, co mogłoby pomóc ustalić moją tożsamość. Było tego niewiele — nigdy nie byłem miłośnikiem chust z monogramami czy ozdobionych herbami skór. Potem, niosąc torby, wymknąłem się tylnymi drzwiami.

Jeśli Mwabao Mawie nie uda się mnie teraz znaleźć, zapomni o poszukiwaniach i pomyśli, że ujrzała tylko kogoś, kto mnie przypominał. Nie przypuszczałem, bym zwrócił czyjąś uwagę na tyle, że mnie zapamiętano. Z wyjątkiem może karczmarza, ale on miał swoje powody, by nie współpracować z Nkumai.

Przerzuciłem torby nad płotem, przelazłem przez niego i oddaliłem się boczną ulicą. Będę musiał przebywać kilka dni w czasie szybkim. Irytowało mnie to, ponieważ w czasie szybkim starzałem się, oczywiście, prędzej niż ludzie w czasie zwykłym. Nie skończę jak Człowiek, Który Upadł Na Dupę, ale perspektywa straty dni czy tygodni życia napełniała mnie odrazą. A propos, w jakim byłem wieku? Zyskiwałem dni i tygodnie, kiedy przebywałem z Saranną w czasie wolnym. Straciłem o wiele więcej dni i tygodni w czasie szybkim, wśród Ku Kuei. Czy byłem bliski osiemnastki zgodnie z moim wiekiem kalendarzowym? Chyba nie, chociaż ciało miałem młode i silne. Przeszedłem dostatecznie wiele, aby posiadać wspomnienia mężczyzny w średnim wieku. I kiedy maszerowałem bocznymi drogami na południe do Robles, doszedłem do wniosku, że szybki czas nie ma jednak znaczenia. Nie pragnąłem specjalnie dożyć starości.

Mimo to nie miałem zamiaru dopuścić do tego, by Nkumai mnie złapali i rozpoznali, kim jestem.

Najgorsza w czasie szybkim jest samotność. Nikt nie jest bezpieczniejszy od człowieka, który porusza się tak szybko, że nie można go dostrzec. Ale trochę trudno prowadzić rozmowę z kimś, kto nawet nie będzie wiedział, że jesteś obok, jeśli nie stoisz w tym samym miejscu przez pół godziny.

Zanim powróciłem do czasu rzeczywistego, zdążyłem przekroczyć Rio de Janeiro i wejść do Cummings. Bez względu na to, jak zaniepokoiła się Mwabao Mawa, nie wyśle ona żołnierzy dalej niż na tysiąc kilometrów, by szukali kogoś, kogo widziała tego samego dnia w odległości zaledwie paru metrów.

Dlaczego poszedłem na południe? Nie miałem określonego celu. W ciągu ostatniego półrocza mieszkałem w kilkunastu miastach kontrolowanych przez Nkumai w Jones oraz Bird i pragnąłem jedynie dotrzeć do miejsca, gdzie nie rozciągało się oświecone imperium fizyków. Nie chciałem mieć nic wspólnego z powstańcami zbierającymi się w Huss, więc ruszyłem na południowy wschód, ku przełęczy da Silva.

Tam przekonałem się, że od imperialnych komitetów nie ma ucieczki. Kilkudziesięciu uczonych w Gill rządziło od Tellerman do Britton i nikt nie był wolny.

Mógłbym wtedy dać spokój i powrócić do Schwartz. Lub, gdyby moja rozpacz była mocniejsza, mógłbym powrócić do Mueller i stanąć twarzą w twarz z Dintem. Ale jeszcze nie byłem na tyle znużony, by odsuwać się od świata ani nie miałem dosyć pasji, by dramatycznie umrzeć, zarówno więc Schwartz, jak i Mueller zostawiłem na przyszłość. I powędrowałem od da Silvy do Wood, od Wood do Hanks, od Hanks przez morze do Holt i w końcu do Britton, gdzie znalazłem swój prawdziwy dom, mój prawdziwy lud i nauczyłem się, co robić, by być z nimi.

10. Britton

Okręg Humping był dziką krainą nad zimnym morzem. W czasie ładnej pogody urwisty brzeg oraz wystające tu i ówdzie skały omywane były nie przez spienione bałwany, ale przez drobne fale, które ocierały się o głazy, jak stary pies witający swego pana. Na stromych wzgórzach i w wąskich dolinach Humpingu skały jakby kiełkowały z ziemi. Rzeka goniła do morza i wpadała doń piętnastometrowym wodospadem. Owce niespokojnie wyszukiwały bezpieczną drogę na świeże pastwiska. I właśnie w takim krajobrazie kilka tysięcy Humpersów wypasało swe owce i wydrapywało warzywa z kamienistego gruntu. Wiedli życie na tyle niezależne, na ile jest to możliwe, gdy człowiekowi potrzebne jest jedzenie i towarzystwo innych ludzi.

Ja sarn jedzenia nie potrzebowałem, ale ludzkie towarzystwo było rzeczą miłą, gdyż Humpersi nie stawiali pytań i nie dawali odpowiedzi. W tej najbardziej odosobnionej części Britton trudno było nawet znaleźć jakieś miasto, ponieważ ludzie łączyli się w grupy rodzinne: po dwa czy trzy proste domy z darni kryte strzechą. Nigdy nie napotkałem skupiska ludzkiego większego niż dwadzieścia rodzin, jeśli uznać za skupisko te rodziny, które mieszkały od siebie bliżej niż o kilometr.

Odosobnienie zostało wymuszone przez przyrodę, gdyż nędzna ziemia nie mogła wyżywić wielu. Jedynie powszechność niedostatku sprawiała, że nie uważali się za biednych. Chociaż dzieliły tych ludzi odległości, łączyło ich surowe przywiązanie. Wszyscy bez słowa przychodzili z pomocą rodzinie, której dom został zniszczony przez wichurę, anonimowo podrzucano młodego kozła do stada, którego przewodnik zdechł poprzedniego dnia. Od czasu do czasu zbierano się w jednym z domów na wieczornice wypełnione nieprawdopodobnymi i strasznymi historiami lub pieśniami o samotności i niemej tęsknocie.

Miałem również inne wrażenie, subtelne, acz silne: kiedy przybyłem do Humping, tak jak przybywałem ostatniego roku do tylu innych miejsc, natychmiast poczułem się tam wygodnie. A jeśli nawet nie wygodnie, to przynajmniej gotów byłem znosić niewygody, ponieważ pozwalały mi zapomnieć o tym, co mi najbardziej doskwierało.

Ludzie patrzyli na mnie podejrzliwie. Mogłem się tego spodziewać, ponieważ przyszedłem od strony zachodnich wzgórz, gdzie lud bardziej cywilizowany, mieszkający w wygodniejszych farmach, żywił do Humpersów tylko pogardę, używając ich imienia jako drwiny z nierozgarniętych dzieci.