— Jeszcze będziesz miał okazję. Posłuchaj, Barton, byłem w pałacu. Widziałem twego syna. To jest kobieta, w twoim wieku, czy nawet starsza, i jest otoczona przez siewców złudzeń, wśród nich znajduje się twój dawny sługa. Ale nie udało się z nich nic wycisnąć. W gruncie rzeczy są trochę zaniepokojeni. Wiedzą, że ich znam. Mieli przedsmak tego, co mogę zrobić. W ciągu tygodnia zawiadomią pozostałych i nigdy nie będę już miał przewagi zaskoczenia. Rozumiesz sytuację?
— Spieprzyłeś sprawę.
— Skorzystałem z okazji i nie udało się. Tak więc teraz, skoro byłeś na tyle głupi, żeby tu przybyć, choć obiecałeś pozostać w Humping…
— Humping… — powiedział w rozmarzeniu.
— Możesz przy okazji zrobić coś użytecznego. Muszę wiedzieć, skąd oni pochodzą. Jeśli bowiem tam nie uderzymy, mocno i jako pierwsi, nigdy nie uda nam się ich powstrzymać.
Natychmiast zaczął się zastanawiać.
— Cóż, Laniku, jest dosyć jasne, że nie możemy wyciągać numerów z kapelusza w nadziei, że trafimy na właściwy. Jest osiemdziesiąt Rodzin — może to być każda z nich.
— Są sposoby ograniczenia tej liczby. Mam teorię, chyba dobrą, na temat tego, co robią poszczególne Rodziny. W Nkumai znalazłem rodzaj kroniki. Wyliczała ona zagadnienia, w których specjalizowali się założyciele poszczególnych Rodzin. Na przykład Nkumai została założona przez fizyka. Ich produktem eksportowym są teorie fizyczne i astronomiczne. Z Mueller eksportujemy produkt badań genetycznych — pierwszy Mueller był genetykiem. Rozumiesz?
— W ilu przypadkach to się sprawdza?
— Nie odwiedzałem wielu krajów i nie informowali mnie na ogół, co eksportują. Ale zgadza się to dla Ku Kuei i Schwartzów.
— Filozof i geolog.
Musiałem mieć zaskoczoną minę.
— Nie wiem, dlaczego ta informacja miałaby cię dziwić. Britton zostało założone przez historyka. Mało prawdopodobne, żeby ta dziedzina wytworzyła produkt eksportowy, ale fanatycznie gromadzimy różne zapiski. Dzieci uczą się na pamięć listy oryginalnych osiemdziesięciu zdrajców od Andersona do Wynna, łącznie z ich krótkimi biografiami, w których jest mowa o ich zawodach. Jesteśmy bardzo staranni. Mogę wyrecytować swą własną genealogię od samego Brittona aż do mnie. Nie zrobiłem tego dotychczas, ponieważ mnie o to nie prosiłeś.
— Nigdy o to nie poproszę. Jesteś człowiekiem z żelaza, Barton.
— Powstaje pytanie, jakie zajęcie mogło spowodować, że Rodzina stała się Rodziną siewców złudzeń? Najbardziej oczywistymi kandydatami byliby psychologowie, prawda? Kto był psychologiem? Oczywiście Drew, ale oni żyją w swoich budach na północy i mają sny o zabijaniu własnych ojców oraz spaniu z własnymi matkami.
— To może być złudzenie — zauważyłem.
— Nie dawniej niż w zeszłym roku zaatakowali swoich sąsiadów zza gór, Arvenów, i zostali upokarzająco pokonani. Czy to pasuje do obrazu naszego wroga?
Wzruszyłem ramionami. Jak można było twierdzić coś pewnego o siewcach złudzeń?
— Prócz tego, nie starali się specjalnie ukrywać, nad czym pracują od setek lat. Ludzie, których szukamy, gdzieś w czasie swej historii powinni byli stać się skryci. Nie sądzisz? Drugim psychologiem, już ostatnim, był Hanks. Nic o nich nie wiem, z wyjątkiem tego, że dwa lata temu zbuntowali się przeciw Sojuszowi Wschodniemu i mój kochający syn wszedł tam z armią i spalił wszystko do cna. Mówi się, że tylko jeden człowiek na trzech przeżył. Obecnie ludzie ci żyją z tego, że przechodzą granicę i korzystają z dobroczynności w Leishman i Parker. W Gill nie istnieje dobroczynność. Więc nie wygląda to na ojczyznę siewców złudzeń. Znowu miał rację.
— Nie ma więcej psychologów?
— Nie.
— Jakie mamy inne zawody?
— Może są oni wyjątkiem od twojej teorii, Laniku. Może wymyślili coś nowego.
— Przejrzyjmy listę. Musimy, tak czy inaczej, znaleźć najbardziej prawdopodobnego kandydata.
Tak więc przeglądaliśmy listę. Było to żmudne, ale Barton spisał ją pięknym pismem — co napełniło mnie jeszcze większym respektem dla jego wykształcenia, chociaż ledwo mogłem ją przeczytać. Nasze typy były wątpliwe. Tellerman był aktorem, ale tę Rodzinę znano z jej pretensji literackich. Ambasador odrzucił wszystkie powieści, dramaty i wiersze, które napisali w ciągu trzech tysięcy lat. Ich upór był zadziwiający. Przedstawicieli iluzjonistów i magików w grupie zesłańców nie było. To oczywiste — ten zawód był zbyt prostacki. Przecież rewoltę zorganizowały elity przeciwko wyzyskowi przez demokratyczną tyranię mas. Z kilkoma wyjątkami, wygnańcy na Spisku to była śmietanka śmietanki, pierwsze umysły Republiki. Znaczyło to, że z wyjątkiem psychologów i kilku innych marginesowych osobników, biorących prawdopodobnie udział w finansowaniu rebelii, większość buntowników była ekspertami w naukach przyrodniczych.
Spędziliśmy ponad godzinę, wyczerpawszy, jak nam się wydawało, każdą możliwość i wtedy odpowiedź wydała się nagle tak oczywista, że nie chciało się wierzyć, iż ją przeoczyliśmy.
— Anderson — powiedziałem.
— Nie wiemy nawet, co on robił — rzekł Barton.
— Nie wiemy, jaki miał zawód. Ale przecież był przywódcą rebelii.
— „Ze zdrajców, zdrajca najohydniejszy” — zaintonował Barton.
— Przywódca intelektualistów, a jednak sam nie intelektualista.
— Tak. To jeden z nie wyjaśnionych faktów w historii.
— Polityk — ciągnąłem. — Demagog, który załatwił sobie wybór do Rady Republiki, a jednocześnie potrafił zdobyć zaufanie najsubtelniejszych umysłów Republiki. Czy to nie sprzeczność?
Barton uśmiechnął się.
— Coś w tym jest. Oczywiście nie dysponował żadną taką zdolnością, jaką mają nasi obecni wrogowie. Ale był w stanie sprawić, żeby ludzie widzieli go takim, jakim on chciał być widziany. Czyż siewcy złudzeń nie czynią dokładnie tego samego, tylko że lepiej?
Odchyliłem się na krześle.
— Więc przynajmniej przyznajesz, że jest to do przyjęcia?
— Do przyjęcia. Choć mało prawdopodobne. Ale żadna z pozostałych Rodzin nawet nie wchodzi w rachubę, takie jest moje zdanie. Co czyni Andersonów najlepszymi kandydatami, przynajmniej w pierwszym podejściu.
Podniosłem się z krzesła i ruszyłem ku drzwiom.
— Czy to nie jest trochę niegrzeczne z twojej strony? Nie zabierzesz mnie?
— Nie będzie mnie tylko dwa dni.
— Dostanie się nad morze przez niespokojne ziemie Izraela wymaga co najmniej tygodnia jazdy. Potem musisz zdobyć łódź i przedostać się przez najwredniejszy kawał wody na świecie, Trzęsące Morze — chyba że będziesz na tyle głupi, by próbować przebyć Lejek. Daje to razem przynajmniej dwa tygodnie nieobecności i prawdopodobnie, śpiesząc się, zajeździsz kilka koni.
— Nie będzie to tak długo trwało. Uwierz mi. Czy cię już kiedyś zawiodłem?
— Jedynie wtedy, gdy odesłałeś z pokoju tamtą młodą damę. Ale nie martw się. Nie będę próbował cię gonić. Jeśli mówisz „dwa dni”, będę czekał dwa dni, a nawet więcej. Człowiek, który może sprawić, że strzały odwracają się w locie, może, jeśli zechce, pofrunąć na księżyc.
Przyszła mi do głowy pewna myśl.
— Może powinieneś czekać gdzie indziej — zaproponowałem.
— Nonsens. Wychodzenie na ulicę jest bardziej ryzykowne. Prócz tego nie skończyłem tu jeszcze. Chcę pobić własny rekord. Trzy razy w ciągu godziny. Przyślij ją tu znowu.
Posłałem ją tam znowu, kiedy wychodziłem.
Było denerwujące, że dotrę na miejsce prędzej, kiedy będę szedł piechotą w czasie szybkim, niż w czasie normalnym jadąc konno — wszystko dlatego, że w Ku Kuei nie nauczyłem się rozciągać swojego bąbla. Dotarcie na wybrzeża Izraela zajęło mi dziewięć długich dni marszu. Maszerowałem w najszybszym czasie szybkim, w jaki kiedykolwiek wchodziłem po opuszczeniu Ku Kuei. Miałem w życiu okresy, kiedy samotność i wysiłek fizyczny dodawały mi energii. Teraz samotność nużyła. Bardziej męczący, niż nie kończący się marsz, był widok porozrzucanych jak rzeźby po polach ludzi, nieświadomych faktu, że podporządkowali ich sobie siewcy złudzeń. Wyruszyłem, żeby ich wyzwolić, a oni nawet nie wiedzieli, że trzeba ich wyzwalać.