Выбрать главу

– Mac, to był tylko jakiś zboczeniec dyszący do słuchawki. Klasyka. Nie zamierzam dać się zastraszyć jakiemuś gówniarzowi, któremu się zachciało kawałów, a tobie powinno być wstyd, że w ogóle coś takiego zasugerowałeś.

– Kimberly, czy ty nic nie rozumiesz?

– Co mam rozumieć? – odkrzyknęła, szczerze zdziwiona.

– Tu nie chodzi tylko o ciebie, ale o nasze dziecko, które nosisz w brzuchu. Które już teraz się rozwija i nawet stamtąd poznaje świat. Wiedziałaś, że ono ma uszy? Czytałem w tej cholernej książce, którą mi dałaś. Od dwudziestego tygodnia ciąży płód zaczyna słyszeć. A czego mu kazałaś słuchać wczoraj w nocy?

Chwilę jej to zajęło, lecz nagle wszystko zrozumiała i ręce automatycznie powędrowały w dół, obejmując brzuch w spóźnionym geście ochronnym. Nie pomyślała o tym, nie zdawała sobie sprawy…

To prawda, minął już dwudziesty tydzień ciąży. Wtedy u płodu rozwijają się uszy i co gorliwsze matki zaczynają mu puszczać Mozarta i Beethovena, żeby wychować przyszłego geniusza. Tyle że Kimberly nie miała czasu ani cierpliwości na takie bzdury. Nie, ona właśnie kazała swemu dziecku słuchać krzyków umierającej kobiety.

– Niemożliwe, na pewno… – Ale nie była w stanie dokończyć.

W końcu Mac zwiesił ramiona. Z daleka wydawało się, że cała złość z niego wyparowała. Teraz wyglądał po prostu na udręczonego człowieka. Czuła, że powinna do niego podejść, objąć go i przytulić mu głowę do piersi. Może gdyby poczuł ruchy dziecka, tak jak ona je czuje, przekonałby się, że jest zdrowe i bezpieczne, dzieci są przecież odporne, bla, bla, bla…

Ale nie mogła się ruszyć.

Stała w miejscu. Jej dziecko już słyszy. A czego mu kazała słuchać wczoraj w nocy?

Mac miał rację. Ich życie się zmieniło.

– Kimberly – powiedział już łagodniej zmęczonym głosem. – Jakoś przez to przejdziemy.

– Jeśli zrezygnuję z pracy? Przestanę być agentką, pracoholiczką, sobą?

– Wiesz, że nigdy bym cię o to nie poprosił.

– Ale to robisz.

– Wcale nie. – Znowu podniósł głos. – Nie proszę, żebyś całkiem rzuciła pracę, tylko abyś przestała się zajmować morderstwami. Nie proszę, żebyś siedziała w domu, tylko abyś skróciła swój tydzień pracy do czterdziestu godzin. Nie mówię: „Wycofaj się ze wszystkich śledztw”, tylko: „Kimberly, proszę, nie angażuj się w kolejną sprawę, która nawet nie podpada pod jurysdykcję FBI”. Nie widzisz różnicy? Nie żądam cudów, proszę tylko o odrobinę zdrowego rozsądku.

– Zdrowego rozsądku?!

– Może nie najlepiej się wyraziłem.

– Ale co się zmieniło, Mac? No, powiedz, co tak naprawdę się zmieniło?

Teraz dla odmiany on się zdziwił.

– Dziecko?

– Ciąża! Jeszcze nie mamy do czynienia z dzieckiem, na razie rozmawiamy o moim ciele. Tym samym, które przez ostatnie cztery lata zabierałam do pracy i bezpiecznie przywoziłam z powrotem do domu.

– To nie do końca prawda…

– Jak to nie! Mówiłeś o zaufaniu? Zdrowym rozsądku? No to mi zaufaj, że potrafię zadbać o siebie i o to ciało tak, jak dbałam przez cztery lata. Nie pcham się tam, gdzie mogę oberwać, nie biorę udziału w niebezpiecznych akcjach, przestałam nawet chodzić na strzelnicę, żeby nie mieć kontaktu z ołowiem. Spędziłam właśnie sześć dni na miejscu katastrofy i na wszelki wypadek nie wychylałam nosa poza taśmę. Zażywam witaminy, unikam alkoholu i pamiętam, żeby jeść ryby. Szczerze mówiąc, uważam, że świetnie dbam o siebie i dziecko, a mimo to ledwie zadzwoni telefon, ty od razu zaczynasz mnie traktować protekcjonalnie. „Hej, mała, to zbyt niebezpieczne, lepiej sobie odpuść”.

– Nigdy tak nie mówiłem!

– Nie dosłownie!

– Co ci odbiło? – Znów zaczął krzyczeć. – Jak można być tak upartą? Przecież to nasze dziecko. Jak możesz go nie kochać tak bardzo jak ja?

Od razu pożałował tych słów, ale było za późno. Stało się, w końcu je wypowiedział. Wisiały w powietrzu od chwili, gdy Kimberly się dowiedziała, że jest w ciąży. Jego lęk. Jej lęk. Wiedziała, że zabolą. I zabolały.

– Kimberly…

– Późno już, trzeba iść spać.

– Wiesz, że wcale tak nie myślę.

– Ależ owszem, Mac. Twoja matka nie pracowała, siostry też siedzą w domu przy dzieciach. Możesz mówić, co chcesz, ale w duszy jesteś tradycjonalistą. Mąż chodzi do pracy, żona zostaje w domu. I jeszcze powinna być z tego powodu szczęśliwa, zakładając oczywiście, że kocha swoją rodzinę.

– Masz rację, chodźmy spać.

– Właśnie mam zamiar.

Odwróciła się i ruszyła w stronę sypialni.

Spodziewała się, że Mac za nią pójdzie. Tak to się zwykle odbywało. Ona, zawzięta aż do przesady, unosiła się honorem, lecz on w końcu zawsze potrafił ją jakoś udobruchać, skraść całusa, rozweselić.

Bardzo tego potrzebowała. Pragnęła, żeby ją objął i zapewnił, że będzie cudowną matką i wcale nie jest tak okropną lekkomyślną egoistką, jaką się nagle poczuła.

Lecz Mac się nie ruszył. Po chwili rozległ się odgłos zamykanych drzwi i Kimberly została sama.

15

Pan Hamburger odebrał mi urodziny. Powiedział, że nie będą mi już potrzebne. Obchodziliśmy za to co innego: dzień, w którym z nim zamieszkałem. Dzień, w którym stałem się jego własnością.

W czwartą rocznicę dał mi w prezencie skrzynkę piwa i przyprowadził do domu prostytutkę.

–  No, nie wiem – skrzywiła się. – Nie jest trochę za młody?

– Co cię to, kurwa, obchodzi? Jestem jego ojcem i jeśli mam ochotę, żeby się zabawił, tobie nic do tego. Powinnaś się cieszyć, że masz wreszcie młodego kutasa, zamiast tych starych, zwiędłych. No co, nie podoba ci się? Do roboty.

To dziwne, ale rzeczywiście wyglądałem całkiem nieźle. Moje życie się skończyło, ale ciało chyba nie zdawało sobie z tego sprawy. Dalej rosłem, zrobiłem się szerszy w barkach, pod skórą zarysowały się mięśnie. Nawet zaczął mi się sypać zarost.

Byłem coraz starszy. Wydoroślałem na tyle, że Pan Hamburger rzadziej się do mnie dobierał.

Wykorzystywał mnie teraz do innych rzeczy.

Prostytutka posłusznie podeszła do mnie. Pan Hamburger wyjął kamerę.

– Nie denerwuj się – powiedziała dziewczyna i pogładziła mnie po policzku. Cofnąłem się. – Wiesz co, skarbie, po prostu nie zwracaj na niego uwagi. Udawaj, że go tu nie ma. Jesteśmy tylko ty i ja. Przystojny chłopak i ładna dziewczyna. – Zaśmiała się, brakowało jej dwóch zębów. – Taka fajna para jak my chyba nie powinna mieć problemów, żeby się troszkę zabawić.

Chwyciła moją rękę i wsunęła ją sobie pod bluzkę.

– Przyjemnie? Podoba ci się, co? Nie chwaląc się, mam powodzenie. Zwłaszcza u takich co lubią, kiedy jest za co złapać.

Jej piersi były w dotyku miękkie i galaretowate. Nie wiedziałem, co robić z palcami. Byłem czerwony jak burak. Odwracałem wzrok, ale i tak nie przestawałem się rumienić.

Przysunęła się bliżej, oblizując wargi i mocniej przyciskając moją dłoń do piersi.

– No, pobaw się sutkiem. Popieść, pougniataj, to nie boli. Ooo, tak. One po to są. Wyobraź sobie, że jestem twoją mamusią, a ty się chcesz napić mleczka.

Przerażony wyrwałem rękę. Dziewczyna cały czas oblizywała usta, wypinając zalotnie biodra opięte czarną skórzaną spódniczką, z której wylewały się fałdy tłuszczu.