Выбрать главу

Sal i Kimberly wsadzili ją z powrotem do jej samochodu, ale to Kimberly usiadła za kierownicą. Wrócili na główną drogę, Sal jechał swoim autem. Zatrzymali się przy całodobowej drogerii i zaparkowali pomiędzy innymi pojazdami. Tam kobiety przesiadły się do samochodu Sala; Delilah z tyłu, Kimberly z przodu. Warunki gorsze niż w przeciętnym pokoju przesłuchań, za to skuteczność znacznie wyższa.

– Dlaczego nam powiedziałaś, że Ginny Jones zniknęła? – spytała Kimberly. – Jeśli nie chcesz, żebyśmy znali to nazwisko, po co je wymieniasz?

Delilah/Ginny nie chciała jej spojrzeć w twarz. Siedziała z opuszczoną głową i miętosiła rąbek płaszcza.

– Tylko ja jeszcze żyję. – wyszeptała. – Tak to wszyscy po kolei… – Podniosła głowę. – Ja wtedy nie kłamałam. Naprawdę chcę, żeby moje dziecko miało w życiu lepiej ode mnie. Chcę, żeby to… To się musi skończyć. Myślałam, że jeśli komuś o tym powiem, to się nami zainteresuje, zwróci uwagę… Ja już nie mam siły.

– O czym ty mówisz? – włączył się Sal. – Zacznij od początku, Delilo. Powiedz dokładnie, co się stało, a może będziemy w stanie pomóc.

– To moja wina – wyrzuciła z siebie. – On się zatrzymał, spytał, czy podwieźć, no i się zgodziłam. Niczego nie podejrzewałam. Czasem trafiają się narwańcy, lubią przyłożyć dziewczynie, żeby sobie ulżyć. Ale ten… On nie chce ich bić, on chce je posiąść na własność. Zniszczyć. A potem je zabija. To go uszczęśliwia. Kiedy kogoś złamie.

Sal i Kimberly spojrzeli po sobie. Sal włączył dyktafon. Kimberly przejęła pałeczkę.

– Kiedy to było?

– Oj, dawno.

– Zimą, wiosną, latem, jesienią?

– Zimą. W lutym. Późno wróciłam i matka za karę nie wpuściła mnie do domu. Tak przynajmniej myślałam, bo drzwi były zamknięte. Strasznie zmarzłam, a on akurat przejeżdżał tą swoją wypasioną furą. Pomyślałam, że mam szczęście.

– Który to był rok, Delilo?

Dziewczyna skupiła się na chwilę.

– Dawno. Zaraz… dwa lata temu, jeszcze w liceum. Po maturze chciałam iść do studium kosmetycznego. Wszyscy uważali, że do niczego się nie nadaję, a ja miałam swoje plany. Chciałam zostać fryzjerką.

– A więc mamy luty dwa tysiące szóstego – podpowiedziała Kimberly – jest późny wieczór…

– Po jedenastej.

– Znajdujesz się…

– Kilka przecznic od domu. Idę ulicą.

– Powiadasz, że matka cię nie wpuściła?

Dziewczyna skrzywiła usta.

– Byłam z Tommym. Wiedział, że muszę wrócić na czas. Osioł. – Wargi jej zadrżały, jakby miała się znowu rozpłakać. – Mama powiedziała, że jak znowu nawalę, to mi da nauczkę. Wróciłam i wszystko było zamknięte na klucz. Pomyślałam, że w końcu spełniła swoją groźbę, no i sobie poszłam…

– Czyli idziesz ulicą, jest zimno i nagle pojawia się samochód. Jaki to był samochód?

– Mówiłam, czarna toyota FourRunner z chromowanym wykończeniem. Wersja limitowana.

– A kierowca?

– No właśnie Dinchara. Czerwona bejsbolówka, markowe ciuchy, bajerancka bryka. Dlaczego wszyscy uważają, że skoro jestem dziwką, to nie mogę mówić prawdy?

Kimberly postanowiła na chwilę zignorować fakt, że Ginny jednak parę razy skłamała.

– Czyli poznałaś go dwa lata temu.

– Tak.

– Co było potem?

Jej oczy się zaszkliły. Zadrżała, patrząc na obrazy, które tylko ona widziała.

– Puścił mi kasetę.

– Kasetę?

– Tak, w samochodzie. Tam było nagrane, jak… jak umiera moja mama. Kazał mi w kółko słuchać jej krzyków i tego, jak na koniec podaje mu moje imię. Idiotka. Do końca życia nie potrafiła niczego zrobić dobrze. Cholerna, żałosna szmata.

Pociągnęła nosem i wytarła go wierzchem dłoni. Drugą rękę położyła na brzuchu i bezwiednie zaczęła zataczać kółka kciukiem. Czyżby składała swemu nienarodzonemu dziecku jakieś milczące obietnice? Zastanawiała się, czy będzie lepszą matką niż jej własna?

– Ginny, co się stało z twoją mamą?

Dziewczyna spojrzała gniewnie.

– Zabił ją. Przecież mówiłam.

– Widziałaś coś? Gdzie to się stało? Co zrobił z ciałem?

– Nie, tylko słyszałam nagranie. Ale wierzcie mi, to wystarczyło.

– A potem?

– Potem on się uśmiechnął i powiedział: „Będziesz następna”. I jeszcze: „Witaj w mojej kolekcji”.

– I co zrobiłaś?

– A co miałam zrobić? Zaczęłam go zagadywać. Obiecałam, że zrobię mu taką laskę, jakiej w życiu nikt mu nie zrobił, ale on mnie wyśmiał i powiedział: „Pewnie, że zrobisz, Ginny. Spełnisz moje wszystkie fantazje. A potem wykroję kawałek skóry z tej twojej chudej białej szyi i nakarmię nią moich pupili”. Wtedy wyjął nóż, normalnie pierwszy raz taki widziałam: długi, wąski i błyszczący. Mówił, że to do filetowania. Więc nie miałam wyjścia, zrobiłam wszystko, czego zażądał, a on w tym czasie ciachał mnie tym nożem po rękach, po nogach, miałam pełno takich małych krwawiących ran. Jezu, jak to bolało. Potem wyjął słoik. W środku siedział czarny pająk z czerwonymi plamkami. Podobno czarna wdowa. Dinchara powiedział: „Ma jad piętnaście razy silniejszy od grzechotnika. Samo ugryzienie nie boli, niektórzy nawet nic nie czują. Na początku. Potem dopada cię ostry ból brzucha. Takie skurcze, że aż się skręcasz. Zaczynasz się pocić, a jednocześnie zasycha ci w ustach. Puchną oczy, zaczynają piec stopy, mięśnie palą jak ogień. Całymi dniami wijesz się z bólu, wymiotujesz, modlisz się o śmierć. Antidotum istnieje, ale wtedy musiałbym zmienić zdanie i zawieźć cię do szpitala, a to raczej mało prawdopodobne, nie?”. Wyszczerzył zęby i zaczął się śmiać. „Zwykle samica czarnej wdowy zaspokaja swoje mordercze instynkty, pożerając samca, ale odkryłem, że zapach krwi strasznie ją podnieca. Może sprawdzimy?”. Zaczął odkręcać słoik, a ja… ja tylko błagałam, żeby przestał, że zrobię wszystko, co chce. Wszystko. I wtedy zdałam sobie sprawę, że już po mnie. Jestem trupem. Bo moja matka mówiła dokładnie to samo i spójrzcie, co z nią zrobił. Jak tylko zdjął zakrętkę, zrozumiałam. Błaganie o litość to właśnie to, co go najbardziej rajcuje. Jeśli będę krzyczeć, tylko przypieczętuję swój los. Więc się zamknęłam. I kiedy ta czarna wdowa zaczęła wyłazić ze słoika, powoli, najpierw jedna noga, potem druga, podsunęłam rękę i pozwoliłam jej wejść. Zaczęłam do niej mówić, potraktowałam ją jak zwykłe domowe zwierzątko i wiecie co? Zadziałało. Przeszła mi po ręce, musnęła wargi. Była bardzo delikatna, raczej zaciekawiona.

Ginny dotknęła ust, jakby na wspomnienie tamtej chwili.

– Potem spokojnie ją zdjęłam i włożyłam z powrotem do słoika. Spojrzałam facetowi w oczy i powiedziałam: „Piękna. Masz jeszcze inne?”. Wtedy przewrócił mnie na plecy i zaczął ostro posuwać. Myślałam, że mi połamie żebra. Jak skończył, usiadł za kierownicą, zapalił fajkę, a ja już wiedziałam, że przeżyję. Muszę tylko polubić pająki. Zawarliśmy układ: ja będę dalej zarabiała na ulicy, połowę forsy oddając jemu, a za to on daruje mi życie. – Wykrzywiła usta w kwaśnym uśmiechu. -I tak to jest od tej pory. Raz w miesiącu on się pojawia. Szybki numerek, forsa do kieszeni i znowu spokój na miesiąc.

– Jest twoim alfonsem? – spytała z niedowierzaniem Kimberly.

Ginny spojrzała na nią z politowaniem.

– Alfonsi zapewniają ochronę. Dinchara ma to gdzieś. Jak mnie któryś tłucze albo kantuje na kasie, myślicie, że Dincharę to cokolwiek obchodzi? On jest raczej jak gangster, który raz na miesiąc przychodzi odebrać haracz. Więc nieważne, jak ciężko będę harować, nigdy nie wyjdę na swoje. Spełnił pierwszą obietnicę, nie? Zostałam okazem w jego kolekcji. Wprawdzie moje terrarium jest trochę większe, ale to ciągle klatka i oboje dobrze wiemy, że nigdy się z niej nie uwolnię.