Выбрать главу

– Czy ktokolwiek był świadkiem waszych transakcji? – zapytał Sal. – Widział, jak mu płaciłaś?

– Skąd! Dinchara nie jest głupi.

– A czy ktoś widział was razem?

Ginny wzruszyła ramionami.

– On chodzi po klubach, tam mnie znajduje. Jak wszyscy klienci. Nie kryje się specjalnie, ale też nie rzuca się w oczy. Wątpię, żeby ktoś go zapamiętał.

– Ma więcej dziewczyn? – spytała Kimberly.

Ginny się zawahała, znowu spuściła wzrok.

– Nie wiem.

– Nie wiesz czy nie chcesz powiedzieć? Ginny, tak daleko już zaszliśmy. Jak się powiedziało A, trzeba powiedzieć i B.

– Pamiętajcie o warunkach umowy. Chcesz żyć, trzymaj gębę na kłódkę.

– Za późno. Już zaczęłaś mówić. Teraz w twoim interesie leży, żeby nam jak najbardziej pomóc.

– Dziewczyny się tym nie chwalą! One po prostu… znikają. – Nagle podniosła oczy. – Jak to się stało, że policja nic nie wie? Jak mogliście się nie domyślić, że coś tu się dzieje nie tak? Co miesiąc ginie dziewczyna i nikt nawet okiem nie mrugnie! Jakbyśmy były tylko owadami, które on może zjadać w dowolnych ilościach, a wszyscy mają to w dupie. Milion much ginie, następnego dnia wylęga się drugi milion. Powinniście wiedzieć o takich rzeczach, zainteresować się nami, chronić nas!

– Ile było tych dziewczyn? – naciskał Sal.

– Mnóstwo!

– Możesz podać nazwiska? Daty? Muszę znać konkrety.

– To niech pan popyta ludzi! Nie mam zamiaru odwalać za was roboty, już i tak nadstawiam karku!

– Co się dzieje z tymi dziewczynami? – z drugiej strony dobiegł głos Kimberly. Nie dawali jej spokoju, chcieli ją wytrącić z równowagi.

– Nie wiem.

– Wywozi je gdzieś?

– Pewnie tak.

– Do siebie do domu?

– Nie wiem, ja nigdy u niego nie byłam. Wszystkie nasze transakcje odbywają się w jego aucie. Już i tak za dużo wiem.

– Ginny, ale co z ciałami? Jeżeli twierdzisz, że ten człowiek zabił te kobiety, gdzie są zwłoki?

– Nie wiem! – krzyknęła, ale jej wzrok gdzieś uciekał. – To chyba wasza działka. Czemu ja mam wszystko wiedzieć?

– To nie ma sensu. – Kimberly siadła w fotelu, krzyżując ręce na piersiach. – Ty rzeczywiście nic nie wiesz. Puśćmy ją, Sal. Odwieziemy ją do klubu, wysadzimy przed wejściem, może nikt się nie zorientuje.

– Nie zrobicie tego!

– Przecież ona nawet kłamać dobrze nie potrafi.

– Hej! – oburzyła się Ginny. – Właśnie, że potrafię. W końcu jeszcze żyję, nie?

Kimberly odwróciła się gwałtownie i spojrzała dziewczynie prosto w twarz.

– A więc to wszystko to tylko jedno wielkie oszustwo? Tak, Ginny? Sama przyznałaś, że tylko grasz, kombinując, jak się z tego wyplątać. Dlaczego mielibyśmy ci wierzyć? Znikające prostytutki? Pająki? Daruj sobie. Naczytałaś się za dużo Stephena Kinga. O co ci w ogóle chodzi? Zawracasz mi głowę telefonami, a jak przyjdzie co do czego, nie chcesz nic mówić.

Ginny potrząsnęła głową.

– Nie dzwoniłam do pani, mówiłam przecież. Od tamtego czasu nie widziałam się z Dinchara. Nie miałam po co dzwonić.

– Nie kłam. Wykręcasz mój numer i każesz mi słuchać tej taśmy z nagraniem twojej matki…

– Pani to słyszała? – Dziewczyna wydawała się szczerze zaskoczona. Od razu się ożywiła. – A więc pani wie! Wie, że tego nie zmyśliłam! On naprawdę zabija ludzi. Skoro pani słyszała taśmę, możecie go aresztować!

– Ginny, komu jeszcze dałaś mój numer?

– Nikomu, przysięgam! Wystarczy, że ktoś by znalazł przy mnie wizytówkę FBI, już po mnie. Nie jestem wariatką, żeby to rozgłaszać.

– To kto do mnie dzwonił?

– Nie wiem!

– Owszem, wiesz!

– Kurwa, przecież mówię, że nie wiem!

– A ja ci, kurwa, mówię, że wiesz!

Kimberly opadła na fotel. Obie z Ginny ciężko dyszały. Rzuciła Salowi spojrzenie pełne frustracji. Przejął ster.

– Ginny – zagadnął – co się przytrafiło Tommy'emu?

Dziewczyna nagle przygasła, opuściła ramiona. Twarda skorupa pękła.

– Ja mu się przytrafiłam – jęknęła. – Każde z nas musi wskazać następną osobę. O n tego żąda. To musi być ktoś bliski, kogo kochamy. Nie zapominajcie, że wcześniej zabrał mi matkę. Tylko Tommy mi został.

– Widziałaś, jak Dinchara do niego strzelał?

– Nie, ale wiem, że to on go zabił. Jak tylko usłyszałam o tym w wiadomościach. Co innego mogło się stać?

– Narkotyki? – podpowiedział Sal.

Ginny spojrzała na niego wściekle.

– Tommy? W życiu. Był czysty jak łza. Boże, jemu się nawet wydawało, że mnie kocha. Głupi palant. – Dotknęła ręką szyi, gdzie kiedyś być może nosiła jego szkolny sygnet zawieszony na łańcuszku.

– To dlatego dałaś mi sygnet? Chciałaś, żeby mnie doprowadził do Tommy'ego?

– Mówiła pani, że potrzebuje dowodów. No to je pani ma. Sprawa zabójstwa Tommy'ego ciągle nie została rozwiązana, poza tym słyszała pani nagranie. Teraz tylko musicie wpakować Dincharę do pudła.

– Z największą przyjemnością – odparł Sal. – Brakuje nam tylko jego nazwiska.

– Myślicie, że ja je znam? Przecież on nie jest idiotą, żeby mi się przedstawiać. Ciągle nic nie kapujecie. To on wszystko kontroluje. To on ma władzę. Ja jestem tylko robakiem, którego jakimś cudem jeszcze nie zeżarł.

Kimberly ściągnęła usta. Przez chwilę przyglądała się Ginny uważnie, sądząc, że może uda jej się dostrzec choć cząstkę tego, co naprawdę dzieje się w jej wnętrzu. Z jednej strony sama się zgłosiła na policję, twierdząc, że chce sprawiedliwości. Z drugiej, była dość powściągliwa w zeznaniach. Chwaliła się, że nie bała się wziąć do ręki czarnej wdowy, ale jakoś nie starczyło jej odwagi, żeby uciec gdzie pieprz rośnie, jak tylko Dinchara ją wypuścił. Miała dość sprytu, żeby ujść z życiem, pozostając dwa lata na łasce seryjnego mordercy, ale jednocześnie nie zdołała zauważyć numeru rejestracyjnego jego samochodu ani żadnych szczególnych cech, które pomogłyby ustalić jego tożsamość.

Zachowywała się wrogo, nie jak ktoś, kto chce pomóc. W jej zeznaniach więcej było kłamstw niż rzetelnych informacji. Nie była sojusznikiem, raczej manipulantką.

Jednakże tylko ją mieli.

– No dobra – odezwała się w końcu Kimberly. – Facet zamordował twoją matkę, twojego chłopaka i może jeszcze kilka koleżanek. Rozumiem, że chciałabyś się zemścić, wyrównać rachunki, wreszcie się uwolnić.

– Jasne, że chcę.

– No, chyba że zamierzasz do końca życia oddawać mu połowę swoich zarobków. A co będzie, kiedy urodzi się dziecko? Zastanawiałaś się? Myślisz, że on będzie je niańczył, kiedy pójdziesz do pracy?

– W życiu nie pozwolę mu się zbliżyć do mojego dziecka!

– A on oczywiście potulnie się na to zgodzi.

Ginny była bliska wybuchnięcia płaczem.

– Moim zdaniem – ciągnęła Kimberly – zdecydowanie najlepszym wyjściem byłoby wsadzić sukinsyna za kratki.

– Przecież cały czas o tym mówię!

– Ale wiesz, bez nazwiska, numeru auta, danych osobowych… – zawiesiła głos. Ginny nie śpieszyła się z odpowiedziami, więc Kimberly przeszła do planu B. Wzruszyła ramionami. – Cóż, mamy jeszcze jedno wyjście. Oczywiście jeżeli naprawdę ci zależy, żebyśmy go dorwali.

– Co? Co takiego? – ożywiła się Ginny. – Mówcie tylko, co mam robić.

– Założymy ci podsłuch. Umówisz się z Dinchara na spotkanie i wtedy wykorzystamy przeciwko niemu jego własne słowa.

18

Dzisiaj widziałem swojego brata.