Выбрать главу

Patrząc na skrzynię, Billi poczuła chłód. Czytała w starych pamiętnikach templariuszy o tym, jak Hugues de Payens odnalazł relikwiarz i znajdujące się w nim skarby, zaraz po pierwszej krucjacie. Jak dzięki niemu templariusze stali się najpotężniejszą, wzbudzającą postrach organizacją średniowiecznego świata. Często myślała, że czymś niesamowitym byłoby zobaczenie tych skarbów. Ale teraz, kiedy znajdowały się w zasięgu ręki, stwierdziła, że nie czuje ekscytacji, tylko lęk.

– To jest w środku, prawda? – wyszeptała.

Wydawało się, że przez czarną skrzynię przebija blask, tak jakby coś oświetlało ją od wewnątrz. Zrobiło się jeszcze chłodniej i Billi wtuliła głowę w ramiona. To, co znajdowało się za drzwiczkami inkrustowanymi kością słoniową, było źródłem potęgi Zakonu, ale też powodem jego upadku w czasach inkwizycji.

– Lustro? – Elaine pokiwała głową. – Oczywiście. Gdzie indziej mogłoby być?

Odwróciła się do Kaya.

– Jakieś sugestie na temat szczęśliwych numerów w losowaniu w przyszłym tygodniu? Którego konika obstawić w Grand National?

Kay pokręcił głową.

– Wiesz, że nie potrafię tego robić. Proroctwa to nie moja działka.

Elaine spojrzała na niego dziwnie.

– No, oczywiście, że nie – powiedziała.

Kay wytarł kurz ze stołka i rzucił na niego płaszcz. Potem wyciągnął rękę. – Dzięki, Elaine. Zawołamy cię, kiedy skończymy.

Elaine spojrzała na nich przeciągle i odwróciła się w stronę wyjścia.

Billi poczekała, aż zniknie za drzwiami.

– Dlaczego tutaj? – zapytała.

– Żeby było ci łatwiej.

Kay wskazał na kąt piwnicy. Billi zmrużyła oczy i zauważyła znaki wykute w najwyższym rzędzie cegieł, które ciągnęły się przez całe pomieszczenie. Było to pismo klinowe, najstarsze na świecie, podobne do tego, które widniało na relikwiarzu. Talizmany broniące przed maleficia, czarną magią. Kay zaczął przeszukiwać kieszenie swego płaszcza.

– To pomieszczenie jest opieczętowane. Dzięki temu nie ma sposobu, by ktoś wykrył, co się tu dzieje. Tłumi nadprzyrodzone moce, co daje ci większe szanse.

– Szanse?

Kay rzucił jej małe czerwone pudełko kart. Billi złapała.

– Potasuj.

– Nie wiedziałam, że przyszliśmy tu po to, aby ćwiczyć magiczne sztuczki.

– Nie będzie żadnych sztuczek.

Billi zdjęła folię i potasowała.

– Nie tak. Zrób to porządnie, na stole.

Niechętnie uczyniła to, o co poprosił. Rozsypała całą talię na małym stoliku i przesypywała karty tak długo, aż całkowicie się pomieszały.

– O co w tym wszystkim chodzi? – zapytała.

– Rozmaite wcielenia Bezbożnego potrafią włamywać się do naszych myśli. Mogą przejąć kontrolę nad naszymi zmysłami, nad naszą pamięcią. Pamiętasz, co ci się przydarzyło z duchem Aleksa Weeksa?

– Skąd o tym wiesz?

– Jestem Wyrocznią, już zapomniałaś?

Billi się najeżyła. Wyglądało na to, że jej prywatność nie istniała.

Kay poprosił ją, aby zebrała karty, a sam odwrócił się do niej plecami.

– Nauczę cię, jak bronić umysł przed nadprzyrodzoną mocą.

– Na przykład twoją?

Kay tylko westchnął.

– Wybierz kartę. Trzymaj ją przed sobą, ale staraj się o niej nie myśleć. Myśl o czymś innym, żebym nie dowiedział się, co to za karta.

Billi wzięła pierwszą kartę ze stołu.

– Powiedz kiedy.

– Trójka trefl. Następna.

– Nie byłam jeszcze gotowa. – Wyrzuciła kartę na podłogę i wzięła kolejną. Przytrzymała przed sobą.

– Piątka karo. Następna.

– Czekaj.

– Czwórka karo. Czy potasowałaś dobrze, tak jak radziłem?

Billi znowu wymieszała karty. „W porządku, myśl o czymś innym, tylko nie o karcie”.

– Królowa kier. Następna.

„Cholera. To nie działa”.

– Nie przeklinaj, skoncentruj się na kartach.

Podzieliła talię na kilka części, jeszcze raz potasowała, wyjęła jedną i…

– As pik. Następna.

– Nie dajesz mi szans.

Kay się odwrócił.

– Dlaczego miałbym ci dawać szanse? To nie gra, Billi! Czy w czasie walki myślisz o tym, żeby uciec, czy idziesz na całość?

Spojrzał jej w oczy, zmrużył swoje, badając jej twarz.

– Oczywiście, że idziesz na całość. Zaczynamy.

– To zabawa nie dla mnie – warknęła Billi.

Co on sobie wyobraża?! Że kim jest? Jej ojcem? Popchnęła stolik z taką siłą, że karty rozsypały się po całej piwnicy.

– Zachowujesz się jak małe dziecko – powiedział Kay. – Nie podoba ci się, więc wychodzisz, tak?

– No cóż, Kay, to ty jesteś specjalistą, w wyjazdach bez pożegnania.

W końcu to powiedziała.

– Więc o to w tym wszystkim chodzi.

Kay położył rękę na ramieniu Billi, ale ona się cofnęła.

– Zrób tak jeszcze raz, a ci ją złamię – warknęła. – Czy wiesz, co robiłam, kiedy ty byłeś na swoich wakacjach? Ciągle obrywałam, ciągłe byłam posiniaczona, poobijana, pocięta. A wszystko to dla większej chwały Zakonu. Wiesz, jak źle układało mi się z ojcem. Kiedy wyjechałeś – jedyny, któremu na mnie zależało – było tysiąc razy gorzej.

– Jestem przekonany, że Arthur ma swoje powody, Billi.

Powody? Był tylko jeden prosty powód. Templariusze. Walczyli, cierpieli, krwawili. Ale ona nigdy nie cierpiała wystarczająco, przynajmniej zdaniem Arthura. Popychał ją mocniej i mocniej, nie pozostawiając jej wyboru. Nie tak jak inni, nie tak jak Kay. On wybrał to życie. Ona nie. Żadnego wyboru, żadnych pochwał, żadnych uczuć i z pewnością żadnego wytłumaczenia.

Billi zapięła kurtkę. Nie będzie już dłużej marnować czasu.

– Dokąd się wybierasz?

Włożyła kaptur na głowę. Jeśli się pospieszy, zdąży do domu przed północą.

– To ty jesteś medium – nie wiesz?

– Przestań.

Drzwi zatrzasnęły się, stolik zaczął drżeć i podskakiwać, a stare miecze zawieszone na ścianach cicho pobrzękiwały.

Jego dzika zdolność. Telekineza. To na nią w pierwszej kolejności zwrócili uwagę templariusze. Kiedy jako mały chłopiec złościł się, przedmioty zaczynały fruwać po pokoju.

– Przestań, Kay!

Billi poczuła chłodny powiew i zadrżała, a oręż wiszący na ścianach zadźwięczał poruszany przez niewidzialnego rycerza, emocje Kaya brały nad nim górę. Ich oczy się spotkały.

Kay westchnął.

Stolik znieruchomiał, miecze zamilkły. Billi spojrzała na Kaya.

Miał zaciśnięte szczęki i powoli wycierał pot z czoła. Stracił nad sobą panowanie.

– Czego ode mnie chcesz, Billi?

– Dlaczego sądzisz, że czegoś od ciebie chcę? Ja przeszłam próbę, a ty?

Równie dobrze mogłaby go spoliczkować, zaczerwienił się ze wstydu.

– Dobrze wiesz, że Wyrocznie nie muszą przechodzić Próby. Jesteśmy zbyt…

– Tchórzliwi? Tego słowa szukałeś?

– Nie, nie jestem tchórzem – powiedział Kay, ale bez przekonania.

Dotknęła go do żywego. I dobrze. „Niech wie, jak to jest” – pomyślała Billi.

Tak bardzo się bała przez cały rok, kiedy go nie było, kiedy go potrzebowała. Cóż, teraz świetnie radzi sobie sama, nawet gdy poszukuje kryjówek wampirów, a on siedzi w domu. Tchórz.

– Powiedziałem ci już, że się nie boję!

Stół zatrząsł się i uderzył o ścianę. Billi osłoniła głowę, chroniąc się przed drzazgami, które się przy tym rozprysnęły.

Kiedy opuściła ramiona, zobaczyła, że Kay stoi przed relikwiarzem. Palcami wodził po pieczęci.

– Nie masz pojęcia, co potrafię zrobić – wycedził z oczami utkwionymi w sześcioramiennej gwieździe. – Myślisz, że liczy się tylko wymachiwanie kawałkiem żelastwa i walenie na odlew? – Jego palce zacisnęły się na krawędziach drzwiczek. – Nie wiesz, co mówisz. – Otworzył je.