Выбрать главу

Kay znów spoważniał.

– Musisz dobrowolnie oddać swoją duszę komuś, kto ją pożre, komuś z Królestwa Nieziemskiego. Zazwyczaj jest to diabeł i wówczas on sam przekazuje część siebie ciału bez duszy. To nie jest łatwy transfer. Bardzo osłabia istotę nieziemską. Jeden taki pakt może ją osłabić na całe lata. To dlatego tego rodzaju praktyki nie są zbyt popularne. Jeśli byłoby inaczej, diabły wciąż powoływałyby do życia nowe ghule.

– Więc sprzedajesz swoją duszę. Za co?

– Za dobrobyt. Władzę. Nieśmiertelność. – Kay zapatrzył się w okno. – Za nic ważnego.

Billi spoglądała na jego odbicie, w połowie gubiące się w ciemności.

Ghule. To one siały spustoszenie w czasie Żelaznej Nocy. Ale to, że były nieśmiertelne, nie znaczyło, że nie można ich zabić. Nawet ghul nie powróci do życia z odrąbaną głową. To dlatego templariusze uczyli się władać bronią sieczną. Nawet najbardziej nowoczesna broń palna nie zabijała ghuli, a topór jak najbardziej.

– Jak to znosisz, to wszystko, co potrafisz zobaczyć?

Billi była wstrząśnięta, ale wiedziała, że to, co ujrzała, było tylko wyblakłym obrazem. Kay widział z wielokrotnie większą ostrością. Jeśli zawdzięczał to swoim zdolnościom, to Billi była wdzięczna, że sama nie jest Wyrocznią.

– Nie masz wyboru, dostajesz cały pakiet. – Uśmiechnął się, ale był to blady i wymuszony uśmiech.

– Czyli…?

Kay patrzył na swój kubek. Brązowy płyn delikatnie drżał, tak jak jego dłonie. Zrobił długi, spokojny wydech i herbata w kubku znieruchomiała.

– Nigdy do końca nie wiesz. – Spojrzał na nią, jakby zamierzał jeszcze coś dodać, ale opuścił głowę. – Nie wszystko, co widzę, jest okropne.

– A co widzisz?

Kay wyciągnął ręce i rozcapierzył palce.

– Cudowne obrazy, Billi.

Nagle się uśmiechnął i Billi nie mogła uwierzyć, że ma przed sobą Kaya. Jego uśmiech był tak szczery, tak prawdziwy, że czuła się prawie zawstydzona, że go widzi. Był zbyt intymny. Sekretny uśmiech.

– Czasami, Billi, czasami po prostu od ludzi bije jasność. – Przyciągnął do siebie ręce. – Wówczas odzyskujesz wiarę.

Patrząc w jego szczerą twarz, czuła ciepło jego uśmiechu. Tak bardzo chciałaby widzieć świat jego oczami!

– Kay, jesteś tres dziwaczny.

– Ale w dobrym kierunku, prawda?

Billi się roześmiała. Może jednak zostało w nim coś z dawnego Kaya.

– Pamiętasz, jak przekonaliśmy Borsa, że potrafisz przepowiadać przyszłość? Kiedy mu powiedziałeś, że ma tylko dwa tygodnie życia, chyba że zacznie żałować za swoje grzechy? – To była ich jedyna szansa. Bors, najstarszy z giermków, uwziął się na Billi, wciąż ją dręczył. Nigdy nie powstrzymywał uderzeń, nawet podczas sparingów. Kiedyś wylądowała w szpitalu, bo prawie złamał jej rękę. Billi poskarżyła się Arthurowi, który oczywiście nie przejął się sprawą i powiedział, że jeśli nie umie poradzić sobie z Borsem, to sama jest niewiele warta.

Kay kiwał głową, śmiejąc się.

– To było wspaniałe. Bors robił nam codziennie śniadania, odrabiał łacinę i czyścił broń.

Spojrzała w błękitne oczy Kaya, dostrzegając głębię ich koloru. Ucichła, jej śmiech zamarł.

Nagle zadzwoniła komórka. Uratowana przez dzwonek telefonu. Oderwała oczy od Kaya. Na ekranie wyświetlał się nieznany jej numer.

– Halo?

– Billi? Tu Mike.

Mike? Nie mogła uwierzyć. Przez cały tydzień nic i dzwoni akurat dzisiaj?

Spojrzała ze skrępowaniem na Kaya.

– To nie jest dobry moment na rozmowę, Mike.

W każdej chwili mógł się pojawić Percy, pewnie z połową zakonu. Kay nie spuszczał z niej wzroku, więc Billi lekko się skrzywiła i odeszła od stolika.

– Jesteś zajęta? – zapytał Mike. – Pomyślałem, że moglibyśmy w końcu wypić tę obiecaną herbatę. Niedaleko ciebie jest fajna kawiarnia. Zainteresowana?

Billi się zawahała. Po tym, co zobaczyła w szpitalu, wiedziała, że templariuszy czeka teraz trudny okres. Wiedziała, że musi mieć wolne wieczory. Nagle przypomniała sobie, jak ojciec potraktował Mike'a, jak odnosi się do niej, i podjęła szybką decyzję.

– Jasne, z chęcią.

Umówili się na następny wieczór, w pobliżu Temple. Billi zatrzasnęła klapkę telefonu i czekała, aż przyspieszony rytm serca wróci do normy.

Umówiła się z chłopakiem. To było takie proste.

Dlaczego się denerwuje? Schowała komórkę, zastanawiając się, czy nie jest to początek czegoś nowego, czegoś należącego tylko do niej, czegoś poza Zakonem. Poza zasięgiem ojca.

– Z kim rozmawiałaś? – zapytał Kay. Znajdował się tuż za nią, a nie przy stoliku, gdzie powinien pozostać.

– Z kolegą.

– Kto to?

– Kay, opanuj się, nie jesteś moim Aniołem Stróżem!

Natychmiast pożałowała swoich słów. Zobaczyła, jak ciemnieją mu oczy. A niech to! Nie ma teraz czasu, żeby dbać o nadwrażliwe ego Kaya. Zostawił ją na cały rok i teraz musi poradzić sobie z faktem, że Billi ma swoje życie.

– Nie musisz dbać o moje ego – warknął chłopak.

– Ty gnoju!

Nie mogła uwierzyć! Znów czytał w jej myślach! I to teraz, kiedy na nowo zaczynała go lubić. Chyba była ślepa! Kay się wyprostował.

– Słuchaj, nie mam na to wpływu. Nie potrafię nagle się wyłączyć. Nie zrobiłem tego celowo.

– Spadaj!

Owinęła się szalikiem i przesiadła do innego stolika. Tam poczeka na Percy'ego.

Kiedy po nich przyjechał, Billi usiadła na przednim siedzeniu, żeby znaleźć się jak najdalej od Kaya, żeby nawet na niego nie patrzeć. Nie potrzebowała specjalnej mocy, aby czuć, jak jego oczy świdrują tył jej głowy. Nie reagowała, nawet kiedy celowo pchnął jej fotel.

Boże, był taki denerwujący! Jeśli jest w stanie wtargnąć do jej myśli, kiedy tylko chce, jak może mu zaufać? Jak może ukryć swoje uczucia?

Starała się o niczym nie myśleć, a już na pewno nie o nim.

Słyszała, jak Kay sapie ze zdenerwowania. Może jej złość blokuje jego możliwości? I dobrze. Będzie na niego wściekła przez długi czas.

Zaparkowali przy King's Bench Walk i od razu poszli do domu ojca Balina. Tam opowiedzieli Percy'emu i Balinowi o wszystkim, co widzieli. Billi zdziwiła się nieobecnością Arthura, ale ani słowem tego nie skomentowała. Potem Kay został z ojcem Balinem, a Billi w towarzystwie Percy'ego wróciła do domu.

– Gdzie ojciec? – zapytała, kiedy zbliżyli się do drzwi wejściowych.

Percy zmarszczył czoło i spojrzał na nią.

– Nie mogę ci powiedzieć, kotku. Wróci rano.

– Co się dzieje, Percy?

Wzruszył ramionami.

– Nie jestem pewien, ale się dowiemy. Teraz odpocznij.

Popchnął drzwi, wpuścił ją do środka i się pożegnał.

Ściany holu jakby zbliżyły się do siebie, łapiąc ją w pułapkę. Twarze dawnych templariuszy patrzyły na nią z góry, oceniająco. Powiesiła płaszcz obok wizerunku Jakuba de Molay i zaczęła wpatrywać się w twarz ostatniego Wielkiego Mistrza Zakonu. De Molay był dla templariuszy prawdziwym bohaterem. Męczennikiem. Został spalony na stosie, z odwagą przyjmując wyrok inkwizycji, ponieważ wierzył w Zakon. Billi nigdy nie pragnęła zostać bohaterką, a już na pewno nie męczennicą. Chciała być normalna. Chciała chodzić do kina, klubów, umawiać się z chłopakami.

Jutro zobaczy się z Mikiem. Templariusze dali sobie radę bez jej pomocy przez ostatnie dziewięćset lat, więc pewnie poradzą sobie i tej nocy. Odwróciła się od Wielkiego Mistrza. Kuchnia była pusta, na stole stał brudny kubek, pozostawiony przez Arthura. Otworzyła lodówkę, w której znalazła paczkę parówek i mleko. Nadal nie była w stanie jeść wieprzowiny. Może Gwaine miał rację: jeśli już jesteś muzułmaninem, pozostaniesz nim na zawsze. Billi nalała sobie szklankę mleka i poszła spać.