Выбрать главу

CIEPŁA

którego tak bardzo mu brakuje i którego pragnie najbardziej ze wszystkiego i dlatego wysysa je z niej, pozostawiając przeszywające do szpiku kości zimno, wysysa ciepło z jej płuc, pozostawiając szron, a jej

CIAŁO

pokrywa się pęcherzami, łzy zamarzają na jej policzkach, kiedy wpatruje się w mroczne, wypełnione złem oczy Aleksa, pamiętające tylko

UDRĘKĘ

która go zżera jak przeraźliwy, nieuleczalny wirus, dlatego

CIERPI

tak jak on i zimno pali jej serce, kiedy chłopiec wtula się mocniej, przywierając do niej, aby połączyć się z nią w ciemności, daleko, daleko…

Silne palce wczepiły się w ramię Billi i wyrwały z objęć Aleksa. Arthur odepchnął ją od chłopca tak mocno, że upadła na twarz.

Nie mogła się ruszyć, przemarznięta. Jej palce przypominały zaciśnięte, trzęsące się z zimna szpony.

Opętanie. Chciał ją opętać. Nie Alex. To już nie Alex. Próbowała się podnieść, ale nie mogła utrzymać się na nogach, które były jak z waty.

– Billi! – usłyszała krzyk Arthura.

Rozległ się głośny trzask, drewniane siedzenie huśtawki nagle pękło, a jej dwa uwolnione łańcuchy zaatakowały. Billi schyliła głowę, kiedy jeden z nich poleciał w jej stronę. Arthur nie zdążył zrobić uniku i dostał w czoło. Miecz wypadł mu z dłoni, a on potknął się i nagle zawisł na łańcuchu, który owinął się wokół jego szyi.

Zesztywniał.

Zwisał z rusztowania huśtawki: perwersyjna szubienica na placu zabaw. Bezskutecznie starał się rozluźnić pętlę, a jego twarz powoli robiła się purpurowa.

– Puść go! – krzyknęła Billi.

Musiała się pochylić, aby utrzymać się na nogach wiotkich jak spaghetti.

Alex nie słuchał. W jego wnętrzu płonął dziki czarny ogień, a na widok Arthura wiszącego na łańcuchu zawył niczym bestia. Krzyk przeciął skórę Billi jak sztylet.

Alex nie potrafiłby wydać z siebie takiego dźwięku. Żadne dziecko by tego nie umiało.

Pomiędzy nią a chłopcem znajdował się miecz wbity w ziemię. Wyglądał jak stalowy krucyfiks.

– Proszę cię, Alex – powiedziała błagalnie Billi.

Dłonie Arthura opadły, jego ciało zwiotczało.

Ale Alex, a raczej to coś, co go udawało, tylko się śmiało i machało rękami. Oto szalony lalkarz i ciało jej ojca, w jego rękach, jak kukiełka.

Billi wyrwała miecz z ziemi, wzbijając tumany kurzu i robaków, i zaatakowała. Alex odwrócił się i dziewczyna mocnym kopnięciem w klatkę piersiową zwaliła go z nóg.

Zmieniła chwyt i miecz zawisł nad chłopcem, jego ostry koniec celował w dół.

– Boże, wybacz mi – wyszeptała i wbiła ostrze w serce dziecka.

Wrzask rozerwał niebo. Billi zadrżała, ale jej palce zacisnęły się mocniej na rękojeści. Z rany trysnął czarny płyn, oblewając jej twarz i ubranie. Zaczęła się dławić, kiedy kropelki ektoplazmy rozprysły się na jej ustach i powoli spływały do gardła.

Wbiła miecz głębiej, przygważdżając Aleksa do ziemi.

Potem oparła się na głowicy broni i jedną ręką zaczęła przeszukiwać kieszeń, z której po chwili wyjęła mały, srebrny flakonik. Jej spocone palce nie mogły wyciągnąć zatyczki, więc wyszarpnęła ją zębami. Wylała olej na palce.

Alex spojrzał na nią i jego oczy zrobiły się ogromne. Billi wyrzuciła pustą buteleczkę, wyciągnęła miecz i upadła na kolana, tuż obok chłopca.

– Nie, Billi! Proszę! Nie chcę odchodzić!

Chłopiec wyrywał się, krzyczał i drapał, kiedy Billi starała się unieruchomić jego głowę, aby zrobić na czole znak krzyża. Alex przyciągnął ją do siebie, chwytając jej krótkie czarne włosy, i opluł cuchnącą, oleistą krwią.

– Exorcizo te, omnis spiritus immunde, in nomine Dei Tatris omnipotenti - zaintonowała Billi. Trzymała głowę chłopca lewą ręką, dwa palce prawej przycisnęła najpierw do jego czoła, a potem do policzka.

– Proszę, Billi, pozwól mi zostać. Jeszcze trochę – skamlał.

Starała się nie słuchać. Musiała skończyć.

– Ego to linio oko salutis in Christo Jesu Domino nostro, ut habeas vitam aeternam!

Ciałem chłopca wstrząsnęły spazmy. Billi w ostatniej chwili zdołała odskoczyć. Żółć zaczęła wylewać się z niego oczami, nozdrzami, ustami. Strumienie bulgoczącego, obrzydliwego płynu, wypełniły powietrze odorem brutalnej śmierci. Krzyki Aleksa cichły, w miarę jak słabł strumień lejącej się z niego substancji, jego ciało zaczęło się rozpadać.

– Coś ty najlepszego zrobiła? – wysyczał, a jego oczy zalśniły demonicznym szaleństwem.

– Deus vult – wyszeptała Billi.

Kiedyś był to okrzyk bitewny Zakonu, teraz zabrzmiał jak przekleństwo.

Wola Boga.

W końcu chłopiec wydał z siebie ostatni krzyk, a jego szczątki zniknęły. Wyblakły zarys jego ciała unosił się jeszcze przez chwilę, ale wkrótce i on uleciał. Billi wpatrywała się w miejsce, gdzie przed momentem leżało dziecko, z którego została tylko ciemna cuchnąca plama. Zakryła twarz rękoma.

„Zabiłam go".

Przeszła Próbę. Powinno rozsadzać ją szczęście. Tak długo i ciężko przygotowywała się do tego momentu.

Zamiast tego było jej niedobrze, czuła pustkę.

Arthur spadł na ziemię, uwolniony z uścisku łańcuchów. Zatrząsł się od suchego, ochrypłego kaszlu i powoli stanął na nogach. Potykając się, podszedł do Billi i uważnie spojrzał na ciemną plamę.

– Dobra robota. Czyste morderstwo – wychrypiał, rozcierając posiniaczoną szyję. – Przeniósł wzrok na Billi, pokrytą oślizłym płynem. – To tylko przenośnia – dodał.

Chwycił miecz, a jego ostrze wytarł starą szmatą. Dokładnie zbadał każdy centymetr w poszukiwaniu wyszczerbień i pęknięć. W końcu pokiwał głową z zadowoleniem, podniósł pochwę i wsunął do niej broń.

– Jak było w szkole? – zapytał.

– Co?!

– Jak było w szkole? Przecież byłaś dzisiaj w szkole, prawda?

– Szkoła? Jak możesz o nią pytać po tym, co właśnie zrobiłam?!

– Nic złego się nie stało. Uwolniłaś udręczoną duszę. To nie był już Alex Weeks, tylko zły duch, który wykorzystał jego najciemniejsze emocje, jego duszę. – Arthur spojrzał na zniszczoną huśtawkę. – Umarły nie powinien pozostawać na ziemi – dodał.

– Jezu, jak możesz być tak obojętny?

– Nie bluźnij, Billi.

Nagle ziemia zakołysała się pod jej stopami i Billi poczuła skurcz w żołądku. Wciągnęła zimne, nocne powietrze, ale coś wstrętnego bulgotało jej w brzuchu. Arthur z zakłopotaniem położył dłoń na jej ramieniu.

– Jak się czujesz? – zapytał.

Chciało jej się śmiać. Jak się czuje? Po tym, co zrobiła? Połykając się, podeszła do zniszczonego ogrodzenia i chwyciła się za brzuch. Ektoplazma zakręciła się w jej wnętrznościach jak żmija, prześlizgując przez gardło.

– Czuję…

Upadła na kolana i zwymiotowała. Na czarno. Jej ciało wyginało się w torsjach. Arthur kucnął obok i wyciągnął pomiętą paczkę papierosów.

– Za pierwszym razem miałem to samo.

Zapalił.

– Witaj w Zakonie Templariuszy.

Rozdział 2

Billi padła na tylne siedzenie starego, szarego jaguara ojca. Kiedy tylko oparła policzek na znajomym chropowatym obiciu siedzenia, powieki jej opadły. Fotel zadrżał, silnik zawarczał, tak jakby stary wóz potrzebował rozgrzewki przed jazdą. Ojciec wciąż coś mówił, ale Billi niczego nie rozumiała, jego słowa mieszały się z trzaskami Radia 4 i monotonnym warkotem silnika. I tak mówił wyłącznie o sprawach templariuszy, a na dzisiejszy wieczór miała ich dosyć. Bardziej niż dosyć.