„Więcej i więcej". Niezależnie od tego, jak wiele czasu poświęcała templariuszom, jej ojcu to nie wystarczało. Czy tak samo traktował innych rycerzy? Nie mogła mieć dla siebie nawet kilku spokojnych godzin, bez spraw Zakonu.
Mike to rozumiał. Jedyną zaletą nocnej warty, było to, że wciąż mogła myśleć o swojej randce. Bardzo chciała znowu go zobaczyć. Ale jak? Ojciec nigdy nie da jej wytchnienia. Im ciężej pracowała, tym więcej miała obowiązków. Tkwiła w pułapce.
„Więc go zostawiłem".
Rozdział 12
Po warcie Billi wróciła do domu i zasnęła w momencie, kiedy jej głowa dotknęła poduszki. Przeżyła kolejny dzień tylko dlatego, że była to sobota. Myślała o tym, żeby zadzwonić do Mike'a, ale chyba zostawiła komórkę w samochodzie Berranta. Zresztą, co by to dało? Im więcej myślała o tym, jak ojciec kieruje każdą cząstką, jej życia, tym częściej wspominała słowa Mike'a.
Wieczór nadszedł za szybko. Billi przeszła przez pusty, ciemny dziedziniec i ruszyła do katakumb.
Zbrojownia wypełniona była szczękiem broni i odgłosami mierzeń i kopnięć. Billi zostawiła torbę w kącie i znalazła wolne miejsce, aby się rozgrzać. Nawet Kay przyszedł na trening. Był cały czerwony i ociekał potem, ćwiczył walkę wręcz z ciężkim Borsem. W prawdziwej walce nigdy nie przestrzegano kategorii wagowych, więc Arthur kazał walczyć każdemu z każdym. Billi zauważyła, jak Bors uderzył ramieniem w klatkę piersiową Kaya, katapultując go poza matę do ćwiczeń.
– Nie będzie specjalnie użyteczny jako Wyrocznia, jeśli rozwalisz mu mózg – zauważyła.
Bors tylko chrząknął. Jeśli chodzi o Wyrocznię, miał o niej takie samo zdanie jak Gwaine. Kay podniósł się z podłogi i pomachał do niej. Zignorowała jego powitanie.
Rozejrzała się po katakumbach. Nadal nie było Arthura. Percy walczył z Pelleasem, machając ciężkim toporem z taką lekkością, jakby ten zrobiony był z balsy. Pelleas, już bez bandaży, robił uniki, machając swym rapierem i lewakiem. Gareth siedział na stołku, cierpliwie dowiązując pióra do strzał. Przed nim na stole leżała kolekcja grotów, przecinające zbroję sztylety, szpikulce z zadziorami, a nawet ostrze do cięcia lin. Wszystko wypolerowane na błysk i ostre jak brzytwa.
Pelleas przerwał i odszedł na bok. Billi weszła na matę z okutym drągiem. Miał dwa metry długości, zrobiony był z ciężkiego drewna dębowego i gruby jak jej nadgarstek. Jego powierzchnia była gładka i wypolerowana przez lata użytkowania. Billi uniosła go nad głową i usłyszała lekki trzask swoich łopatek.
– Na twój znak – powiedziała. Prześliznęła drąg przez rozluźnioną dłoń i czekała. Percy zostawił swój topór i sięgnął po jeden z bokkenów. W jego dłoni wyglądał, jakby był niepełnowymiarowy.
Stanęła w pozycji obronnej, trzymając broń na wysokości bioder, jednym końcem skierowaną w klatkę piersiową Percy'ego.
– Gdzie ojciec?
Percy zaczął krążyć wokół niej. Trzymał swój miecz jedną dłonią, lekko uderzając nim o drąg Billi.
– Wyjechał. Co innego mógłby robić?
– Miło, że mi powiedział.
Percy parsknął.
– Dlaczego miałby ci się tłumaczyć? Przecież wiesz, jaki jest.
No tak, dlaczego miałby to robić? Ona musiała rezygnować ze wszystkiego, żeby pełnić te durne warty i chodzić na treningi, a ojciec robił, co mu się tylko podobało.
– Czy zawsze taki był?
Percy znał ojca, odkąd razem służyli w Królewskiej Piechocie Morskiej. Był drużbą na jego ślubie i został również wybrany na jej ojca chrzestnego. Jeśli ojciec miał jakiegoś przyjaciela, to był nim Percy. Afrykanin powoli wziął swój miecz w obie ręce. Billi obserwowała, jak jego palce zaciskają się wokół rękojeści.
– Jaki, kochana?
– Samolubny i bez serca.
Percy'ego zamurowało. Jeszcze bardziej wzmocnił uścisk i Billi zauważyła, że zacisnął zęby. Następnie wziął głęboki oddech, zrobił krok w tył i skoncentrował się na broni.
– No dobrze, zaczniemy od lekkiego sparingu. Na początek cięcia na korpus – zakomenderował. Zmienił pozycję i wziął zasłonę.
– Percy, nie słyszałeś, o co pytałam?
– Lewa uderza w głowę.
Jego okrzyk kiai obudziłby kamień. Billi zasłoniła się drągiem i zdołała zablokować atak, ale uderzenie było tak silne, że zwaliło ją na podłogę. Ręce ją paliły. Percy stanął nad nią, końcem ostrza dotykał jej gardła.
– Musisz bardziej rozluźnić ramiona, wtedy lepiej zamortyzujesz siłę uderzenia – poradził.
Billi nie podnosiła się.
Percy czekał. Włożył swój bokken pod ramię i pomógł jej wstać. Sam stanął naprzeciwko, a jego brązowe oczy złagodniały.
– Billi, naprawdę bym chciał, żeby wiele rzeczy ułożyło się inaczej, ale Arthur nie ma wyboru. – Rozejrzał się wokół, sprawdzając, czy nikt ich nie słyszy. – Nigdy nie wątp w to, że cię kocha. Jesteś dla niego wszystkim.
Potem odłożył swój drewniany miecz i wyszedł.
Dwie godziny później, kiedy Billi sprzątała po obiedzie, Arthur wrócił do domu. Rzucił swój plecak koło pralki i podszedł do lodówki.
– Spóźniłaś się na swoją wartę – powiedział.
„O, ja też się cieszę, że cię widzę, tato".
– Tak, przepraszam.
– Sądziłem, że wyraziłem się jasno, tu, w tej kuchni – pokazał palcem przed siebie – na temat marnowania czasu na…
życie towarzyskie.
Aha, więc Kay doniósł na nią. Niezły z niego kumpel.
– Nie marnowałam czasu.
Jego oczy zwęziły się, a dłoń mocniej objęła uchwyt lodówki. Spojrzał na nią, Billi zauważyła, jak bardzo jest blady.
– Myślisz, że co to jest? – zapytał. – Jakaś gra? Którą możesz w każdej chwili przerwać, jeśli najdzie cię ochota na trzymanie kogoś za rączkę? – Trzasnął drzwiami tak mocno, że aż stół podskoczył. – Tak, treningi są ciężkie, ale to dla twojego dobra.
– Dla mojego dobra? To ze mną nie ma nic wspólnego! Templariusze – tylko na tym ci zależy. Wszystko kręci się wokół Zakonu. Ja w ogóle nie jestem dla ciebie ważna!
Spojrzał na nią ciężko, ale nie zaprzeczył.
– Jesteś templariuszką, Billi. Nigdy o tym nie zapominaj. A templariusze nie mają wyboru. Musisz się z tym pogodzić.
I odwrócił się do niej plecami.
Percy tak bardzo się mylił. Billi trzasnęła drzwiami wejściowymi i wytarła twarz. Musiała wyjść. Nieważne dokąd, po prostu wyjść.
– Cześć, SanGreal.
Billi odwróciła się gwałtownie. Mike stał w cieniu drzwi, tuż za nią. Jego oczy błyszczały ciepło w świetle latarni.
– Na litość boską, Mike, prawie dostałam zawału!
Co on tu robił, o tej porze?
Wyjął komórkę.
– Próbowałem się dodzwonić.
Cholera, jej komórka wciąż była gdzieś w samochodzie Berranta.
– Przepraszam, zgubiłam telefon.
Mike zbliżył się do niej.
– Więc to nie z powodu naszej rozmowy? Bałem się, że uznałaś ją za zbyt osobistą. To przecież nie mój interes.
– Nie, to nie ma nic wspólnego z tobą, Mike. To… Wiesz, sprawy między mną a ojcem nie wyglądają najlepiej.
Delikatnie mówiąc.
Mike spojrzał na jej mokrą od łez twarz. Przygryzł wargi i Billi zauważyła, że walczy ze sobą, aby czegoś nie powiedzieć. Powoli pokiwał głową.
– Nic ci nie jest?
Billi patrzyła na drzwi. Stara farba łuszczyła się na ich powierzchni. Odwróciła się w stronę Mike'a. Boże, tak bardzo pragnęła uciec od tego wszystkiego.
– Chodźmy stąd – powiedział, jakby czytając w jej myślach. – Pokażę ci coś niesamowitego.