Nagle z mgły wyjechała furgonetka. Światła reflektorów oślepiły Billi. Klakson wył, a auto jechało wprost na nich.
Billi skoczyła na równe nogi. Musi zabrać ojca!
– Kay! – wrzasnęła, z trudem przekrzykując klakson. Chłopak wykorzystał zamęt wywołany przez nadjeżdżający samochód i wyrwał się oszołomionym oprawcom.
Furgonetka się zbliżała. Billi kopnęła Michaela w klatkę. Samochód uderzył prosto w Anioła Śmierci i kilka razy podskoczył, przejeżdżając po jego ciele.
Billi chwyciła ojca. Templariusze! To muszą być oni. Przybyli z pomocą. Kierowca gwałtownie zahamował. Teraz otworzą się drzwi i rycerze wybiegną im naprzeciw.
Drzwi się otworzyły, ale nie wyłonili się z nich templariusze. Z samochodu wychyliła się dziwna postać, machając szaleńczo w ich kierunku. Jej siwe włosy były rozwiane i dzikie jak grzywa rozszalałego lwa.
– Chodźcie! – wrzeszczała Elaine. Spod kół unosił się dym, a w powietrze wzbił się zapach spalonej gumy. Furgonetka gotowa była do startu, powstrzymywana jedynie zaciągniętym hamulcem. Kay chwycił Arthura za ramię i z pomocą Billi wepchnął go do pojazdu.
– Uważaj, Billi! – wrzasnął.
Odwróciła się, instynktownie robiąc unik. Miecz Templariuszy świsnął nad jej głową, rozrywając blachę furgonetki. Jasnowłosy ghul wzniósł broń, ale zanim Billi zdołała zareagować, do akcji wkroczył Kay. Przewrócił napastnika i kopnął go w żebra. Miecz Templariuszy upadł na asfalt. Chłopak rzucił się, by go złapać, ale Billi powstrzymała go. Zjawy były za blisko. Ale gdzie Michael? Spojrzała na miejsce, gdzie został przejechany. Anioł Ciemności powoli podnosił się z jezdni. Jego klatka piersiowa była doszczętnie zmiażdżona, kości wystawały z nasiąkniętego krwią ciała. Jego twarz wyglądała jak jeden wielki siniak, głowa była zdeformowana.
„Nic go nie powstrzyma”.
Billi wskoczyła do furgonetki i zatrzasnęła drzwi. Samochód zadrżał i Elaine ruszyła z kopyta. Jeden z ghuli przylgnął do przedniej szyby, ale gwałtowny skręt zrzucił go na jezdnię. Widoczność była niemal zerowa, ale to nie przeszkadzało Elaine. Wcisnęła gaz do dechy, z wyciem silnika uciekając od krwawych wydarzeń.
Rozdział 20
Jechali na północ. Kiedy bezpośrednie zagrożenie minęło, a mgła zaczęła ustępować miejsca mżawce, Elaine zwolniła. Billi wgramoliła się na siedzenie obok kierowcy. Oczy Elaine były czerwone od łez, ale dzielnie manewrowała starą furgonetką przez ciemne ulice. Billi spojrzała na drogowskaz.
– Stoke Newington? – upewniła się.
– To nasza kryjówka. Nikt o niej nie wie, prócz mnie. – Elaine pokręciła głową. – Przejechałam go, a on się podniósł. Niech go piekło pochłonie.
– Gdzie reszta?
Taka sytuacja wymagała obecności pozostałych templariuszy. Billi nie mogła uwierzyć, że nikt nie przybył im z pomocą. Gdzie są? Zwłaszcza teraz, kiedy Percy nie żyje.
Zadrżała.
– Elaine, wiesz, co się stało z Percym?
– Tak, widziałam. – Elaine pociągała nosem i wycierała twarz rękawem. – Jak ojciec?
Co z nim? Billi pokręciła głową, marząc, by to, czego doświadczali, okazało się tylko złym snem. Ale wszyscy w nim tkwili. Spojrzała za siebie, mając nadzieję, że ojciec wymyśli, jak ich z tego wyciągnąć.
Siedział w rogu, z kocem na ramionach. Głowę trzymał ukrytą w dłoniach i Billi dostrzegła, jaki był słaby, stary i zniszczony.
Wyglądał na… pokonanego.
Podniósł głowę i ręką wytarł twarz. Patrzył uparcie przez okno. Z rozbieganym wzrokiem, zagubiony. Wziął głęboki oddech i Billi widziała, jak jego klatka piersiowa unosi się i opada. Jego ciało wydawało się kurczyć, gdy wypuszczał powietrze, jakby było puste. Odwrócił się i ich oczy się spotkały.
Billi spuściła wzrok, udając, że na niego nie patrzyła, że nie widziała jego słabości. To była część Arthura, której nie znała. Jego człowieczeństwo. Kiedy znowu na niego spojrzała, miał już na sobie swoją maskę. Jego twarz stężała. Słabość zniknęła, a na jej miejscu pojawiła się nieczuła, zimna stal. Ojciec i córka popatrzyli na siebie przez chwilę. Potem Arthur spojrzał na Kaya.
– I jak?
Odpowiadając, Kay pisał SMS-a.
– Michael postanowił najpierw rozprawić się z nami, a potem zapolować na pozostałych. – Wyczerpany osunął się na oparcie. – Ale teraz nie zdoła tego zrobić.
– Jesteś pewny? – zapytała Elaine.
– Tak – odparł i wyrzucił komórkę za okno. – Wysłałem wszystkim kod trzynaście dziesięć.
„Oczywiście – pomyślała Billi. – Cicha ucieczka”. Po Żelaznej Nocy Arthur wprowadził nowe zasady. O poważnym zagrożeniu miał informować kod 1310, symbolizujący trzynasty października, dzień, w którym templariusze zostali oddani w ręce inkwizycji. Po otrzymaniu sygnału rycerze musieli się ukryć, po trzech w jednym miejscu, zwanym lancą. Billi i Kay mieli schronić się wraz z Percym w mieszkaniu na East Endzie. Dopiero wówczas można było myśleć o nawiązaniu łączności, ale bez pośrednictwa telefonów komórkowych. Wróg mógł wykorzystać telefony przeciwko nim. Przecież w taki właśnie sposób Michael zwabił Kaya, kiedy wysłał mu wiadomość z telefonu Billi. Dlatego rycerze mieli się spotkać we wcześniej ustalonym miejscu. Tłocznym, publicznym. Tak, aby trudno było ich złapać w pułapkę.
Billi masowała skronie. Pulsujący za oczami ból nie ustawał. Nadal czuła suche pustynne powietrze ze swej koszmarnej wizji. Spojrzała na ojca. Czy Michael zdołał się włamać do jego mózgu?
– Wszystko w porządku? – zapytała.
Ojciec otworzył oczy.
– Jeśli chcesz się dowiedzieć, czy zamienił mnie w warzywo, to odpowiedź brzmi „nie” – odparł i znowu zamknął oczy.
– Michael nic ze mnie nie wyciągnął.
– A ta wizja, z mężczyzną na wzgórzu… – Billi wciąż słyszała koszmarne krzyki dochodzące ze starożytnego miasta.
– O co w tym wszystkim chodziło?
– To wspomnienia Michaela. Z czasów, kiedy zesłał dziesiątą plagę – wyjaśnił Kay. Miał poszarzałą twarz. Psychiczny atak wiele go kosztował. – Michael miał nadzieję, że pokona Arthura, zalewając go falą własnych wspomnień, że zatopi jego mózg.
Billi spojrzała na ojca. Musiała to przyznać: staruszek był twardzielem.
Elaine zatrzymała się przy garażach w pobliżu Abney Park Cemetery. Wielki cmentarz pochodził z XIX wieku i miał sprostać wzrostowi liczby ludności w tamtym czasie. Teraz nekropolia była całkowicie zdewastowana i zarośnięta. Za zardzewiałym, pokrytym bluszczem ogrodzeniem znajdował się ciemny labirynt potłuczonych nagrobków, pokrytych graffiti mauzoleów, dziko porośnięty krzewami i trawą teren.
– Nie ma jak w domu – powiedziała Elaine. – Czy możesz otworzyć te drzwi? – poprosiła Billi.
Tył garażu zawalony był starymi meblami, pochodzącymi z pewnością z zagraconego lombardu. Kryjówka znajdowała się na piętrze, ale weszli tam przez boczne drzwi. Kiedy Billi wraz z Kayem dźwigała ojca, tuż obok drzwi zauważyła małą wnękę w prawej futrynie. Stała w niej czarna skrzynka. Mezuza. Elaine dotknęła jej i pocałowała palce, potem weszła do środka. Billi wiedziała, że w skrzynce znajdował się zwój z żydowską modlitwą Szema Jisrael, chroniący przed złymi duchami. Czy uchroni ich przed Michaelem i jego ghulami?
Na piętro prowadziły strome, wąskie schody. Na ścianach wisiały stare zdjęcia, ale Billi skupiła się na dźwiganiu ojca. Na górze, po prawej stronie znajdował się skromnie umeblowany salon i mała wnęka kuchenna, z kilkoma drewnianymi szafkami, kuchenką i małą mruczącą lodówką.
– Połóżcie Arthura w mojej sypialni – zarządziła Elaine, wskazując drzwi po lewej stronie. – Za chwilę obejrzę jego szwy. – Billi skinęła na Kaya i przenieśli Arthura jeszcze kilka metrów dalej. W sypialni znajdowała się szafa, biurko i kanapa, na której leżały szare wojskowe koce.