– Myślisz, że to część Jego planu?
– Tak. Ale to ty cały rok spędziłeś w Jerozolimie. Ktoś tam musiał to rozumieć.
– Wiesz, co powiedział mi imam z meczetu Al-Aksa? – Kay spojrzał na nią uważnie. – Rabin Levison twierdził to samo. Podobnie jak opat nestorianów. Dziwne, prawda? Dzieli ich religia, ale są jednomyślni, jeśli chodzi o opinię na temat bożego planu.
– Cóż takiego mówili o woli Boga?
– Każdy z nich powiedział, i tu cytuję: „Nic nie wiem”.
Billi chciała go kopnąć za to, że sobie z niej drwi, ale zrozumiała, że to nie żart.
– Co?
– Jeśli ktoś twierdzi, że wie, jaka jest wola Boga, to albo kłamie, albo jest szalony. – Kay się wyprostował. – Najlepsze, co możemy zrobić, to iść za głosem serca.
– Ale Michael sądzi, że to on postępuje właściwie. Idzie za głosem serca.
– Sczerniałego od goryczy. – Kay pokręcił głową. – Serce powinno być wypełnione współczuciem, Billi.
Dziewczyna spojrzała na długie palce Kaya, na jego delikatne białe dłonie. To nie były ręce wojownika.
– Ojciec mówi, że musimy być bezlitośni.
– Twój ojciec nie jest tak bezlitosny, jak udaje. Uwierz mi.
Ojciec nie jest bezlitosny?! Chyba Kay nie był tak utalentowany, jak się mówiło. Billi wróciła do obserwacji placu. Myślała o swoim śnie, o tych wszystkich białych całunach. Musieli powstrzymać Michaela. Tu nie było miejsca na współczucie.
– Myślisz, że zdołasz tego dokonać? Uwięzić go?
– Muszę spróbować.
– Kay, jeśli nie czujesz się gotowy, musisz powiedzieć. To zbyt niebezpieczne. Dać się zabić, to nic bohaterskiego.
– Billi, a ty się nie boisz, kiedy idziesz na Krwawe Łowy? Czy nie bałaś się podczas Próby?
Co to znowu za głupie pytania? Ciągle się boi.
Kay spojrzał na nią.
– Czy wiesz, jak się czuję, kiedy widzę, że idziesz walczyć? – Spuścił głowę. – Nic niewarty.
– Więc chodzi tu tylko o bohaterstwo?
– Jest kilka rzeczy, o które warto walczyć.
– Jakie to rzeczy?
Kay zdjął czapkę i zmiął ją w dłoniach.
– Pamiętasz swój sen?
– Przecież ci nie opowiedziałam… Ach!
– Wszystkie te ciała na ulicy, cały ten smutek. – Wziął ją za rękę. Starała się nie myśleć o tym, że sprawia jej to przyjemność. – Czy możesz sobie wyobrazić, co by się tutaj działo? Jak wielu ludzi by umarło? Jeśli my nie zatrzymamy Michaela, to kto to zrobi?
– Ryzykujesz życiem, aby go powstrzymać?
– Czy mogłabyś spokojnie żyć, gdybyś tego nie zrobiła?
Billi otworzyła usta, ale nic nie powiedziała. Chciała wzruszyć ramionami i zrzucić z siebie cały ten ciężar. Ale nie mogła. Kay miał rację. Ktoś musi powstrzymać Michaela. Wiedziała za dużo, aby przejść obok tego wszystkiego obojętnie i zostawić to innym. Ta sprawa nie miała nic wspólnego z templariuszami, była kwestią wyboru tego, co w życiu liczy się najbardziej. Ale nic nie stawało się przez to prostsze.
Jakaś para przeszła tuż obok nich. Trzymali się za ręce, mężczyzna niósł balonik, choć miał około trzydziestki.
– Widzisz to, Billi? – Kay dotknął jej ramienia. – Właśnie jej się oświadczył. A ona powiedziała „tak". Rozpoznaję to po świetle wokół nich. Jest zachwycony, ale też przerażony. Będą kochać, będą żyć, kiedyś umrą. Jak wszyscy. – Zamyślił się. – Czy to nie wystarczy? Czy za to nie warto ginąć?
– Nie mów tak.
– Billi, musisz być…
Billi pocałowała go. Nie chciała dłużej słuchać.
Zrobiła to bez zastanowienia, gdyby zaczęła myśleć, odwaga by ją opuściła. Wysunęła się do przodu, przycisnęła ustami jego usta. Były ciepłe i to ciepło ją zalało, poczuła mrowienie, które sięgnęło kości. Zacisnęła dłonie na poręczy i Kay znalazł się pomiędzy balustradą i nią. Ich ciała wcisnęły się w siebie. Ujął jej twarz w ręce i Billi poczuła łaskotanie jego rzęs na swoich powiekach. Potem z delikatnym westchnieniem odsunął się, ale tylko trochę. Tylko trochę.
Jego oczy wyglądały jak drogocenne kamienie, olbrzymie, przejrzyste, bez skazy. Billi widziała w nich odbicie swych własnych źrenic. Dłonie Kaya obejmujące jej policzki były rozżarzone. Delikatnie się odchyliła i językiem dotknęła swoich warg. Kay smakował przyjemnie.
– Mam nadzieję, że w niczym nie przeszkadzam?
Odskoczyli od siebie i Billi zobaczyła Borsa z hot dogiem w dłoni.
Czy on nigdy nie przestanie drwić?
Spojrzał na nich i oblizał wysmarowane keczupem usta.
– Jeśli tak, to wrócę za chwilę.
– Właśnie skończyliśmy – odpowiedział Kay, jakby nigdy nic, pozostawiając czerwienienie się Billi.
– Jesteś sam?
Bors zaprzeczył.
– Nie, jest też mistrz Gwaine i Gareth.
– Chciałeś powiedzieć seneszal Gwaine – poprawiła go Billi.
Bors wepchnął ostatni kawałek parówki do ust. Mówił, przeżuwając i plując kawałkami różowego mięsa i cebuli na chodnik.
– Czy to Arthur użył kodu trzynaście dziesięć? Potrzebował kogoś do opróżnienia kaczki?
– Zamknij gębę.
– Może sama spróbujesz ją zamknąć, dziewczynko?
Billi zrobiła krok do przodu, ale Kay podniósł rękę.
– To nie ma sensu. Arthur nadal jest mistrzem i tyle. Gwaine nie będzie się wychylał, bo wie, co dla niego dobre.
Bors wytarł usta rękawem.
– Myślisz, że boję się Arthura?
– Pewnie, że tak – odpowiedział Gareth, wyłaniając się z tłumu. – Sam diabeł się go boi. – Dał znak Pelleasowi, który trzymał straż.
Udało im się, dzięki Bogu. Były uśmiechy i uściski. Nawet Bors, wbrew swojej naturze, miał wyraz ulgi na twarzy.
Kay przedstawił reszcie plan Arthura, a wszyscy słuchali go w milczeniu. Billi stała obok, całkowicie zaskoczona jego pewnością siebie. Opowiedział im o pomyśle uwięzienia Michaela w Lustrze, co wywarło na rycerzach duże wrażenie.
– Dlaczego nie teraz? Dlaczego dopiero za siedem dni? – zapytał Bors.
– Układ planet. Szczegóły techniczne – wyjaśniła Billi. – I tak byś nie zrozumiał.
Kay się wtrącił, zanim Bors zdołał odpowiedzieć.
– Musimy maksymalizować szanse powodzenia.
Pelleas i Gareth spojrzeli po sobie. Billi zauważyła, że Gareth pokręcił głową.
– Co? Co jest nie tak? – zapytała Billi. – Chwila, czy Berrant nie jest w waszej lancy? Gdzie on się podziewa?
Pelleas spojrzał na nią z wahaniem. W końcu wyrzucił z siebie:
– Berrant nie żyje, Billi.
Spojrzała na niego. Potrzebowała dużo czasu by zrozumieć znaczeni usłyszanych słów.
– Nie żyje? Nie zamierzałeś nam tego powiedzieć?
– To nie może zmienić naszych planów – powiedział Pelleas i spuścił oczy.
– Jasna cholera to wszystko zmienia! – Berrant był rycerzem tak krótko, może od jakiś dwóch lat! Nie mogła w to uwierzyć. Zaprzyjaźnili się, bo gdy był jeszcze giermkiem, szkolił go jej ojciec. Często wymieniali się opowieściami na temat tego, jaki Arthur był okropny. A teraz Berrant odszedł.
– Jak do tego doszło? – zapytał Kay.
– Michael odnalazł naszą kryjówkę. – Pelleas spojrzał na Garetha, który pokiwał głową ze smutkiem. – Kiedy otrzymaliśmy kod 1310, rzuciliśmy wszystko i ukryliśmy się. Wiedzieliśmy, że mamy czekać na spotkanie. Jeszcze przed świtem zauważyliśmy przed domem ghule. Dwa weszły od frontu, reszta tylnymi drzwiami. Berrant zabił kilka, ale wtedy pojawił się Michael.
– Nie mieliśmy szans – powiedział Gareth. W jego oczach było widać ból. Billi wiedziała, że wiele ich łączyło. – Berrant starał się go powstrzymać, abyśmy mogli uciec.
– Czy zaklęcia nie powinny was ochronić przed wykryciem? – spytała Billi.