Выбрать главу

Kay odwrócił się do niej.

– Jane, co za niemiła niespodzianka. – Spojrzał na nią i zmarszczył brwi. – Czy ty przypadkiem nie przytyłaś?

Jane zbladła. Nic bardziej obraźliwego nie można było jej powiedzieć.

Kay uśmiechnął się okrutnie.

– Kilka ciążowych kilogramów wokół bioder?

– Co?! – stłumiła okrzyk Jane, łapiąc się za brzuch.

Katie i Michelle przysunęły się bliżej. Uczniowie siedzący przy najbliższym stole zaczęli przysłuchiwać się uważniej. Bo to brzmiało ciekawie.

Kay nie przestawał.

– To sprawka Dave'a Fletchera, co?

Jane cofnęła się, zrzucając półmisek z fasolką i ziemniakami. Gęsty pomarańczowy sos spływał po jej spódnicy i czarnych rajstopach. Kay wyciągnął rękę.

– Moje gratulacje. Tworzycie piękną parę.

Jane krzyknęła i wybiegła ze stołówki. Katie i Michelle stały nieruchomo z otwartymi ustami i dopiero po chwili ruszyły za przyjaciółką. Po dłuższej ciszy w stołówce zawrzało. Jane Mulville jest w ciąży!

Kay schylił się i podniósł z podłogi kanapki Billi.

– Naprawdę będzie miała dziecko? – zapytała dziewczyna. Wpatrywała się w niego wciąż zszokowana tym, że pojawił się tak niespodziewanie i świetnie poradził sobie z Jane.

– Za kilka miesięcy – powiedział i podał jej lekko spłaszczone opakowania. – Mogę się przyłączyć?

„Zachowuje się tak, jakby w ogóle nie wyjeżdżał". Kay wzruszył ramionami.

– Ale wróciłem. – Odwrócił się i pomaszerował do stołu w rogu sali.

Billi przygryzła wargi. Głupi błąd. Kay był nie tylko templariuszem. Był Wyrocznią.

Medium. Czytanie w myślach było jego najskromniejszą umiejętnością.

Billi znalazła wystarczająco drobnych, żeby zapłacić za posiłek, i powoli podeszła do Kaya, czując, że cała stołówka na nią patrzy. Załomotała tacą, stawiając ją na stole, i przysunęła sobie krzesło stojące naprzeciwko chłopaka.

– Czy nikt ci nie mówił, że to brzydko podsłuchiwać?

– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie, Billi.

– Jakie pytanie?

– Czy za mną tęskniłaś?

– Nie było cię przez cały rok, Kay. – Billi nie podnosiła oczu znad tacy, bo tylko w taki sposób mogła powstrzymać wybuch gniewu. – Cały rok i ani razu nie starałeś się ze mną skontaktować.

– Billi, przecież wiesz, dlaczego Arthur wysłał mnie do Jerozolimy. – Kay zacisnął usta. – Uczyłem się panować nad swoimi możliwościami.

– I zajmowało ci to każdą sekundę? Dlaczego? Chodziłeś na zajęcia dla opóźnionych w rozwoju? – Billi zdarła folię z kanapki. Bez opakowania wyglądała jeszcze gorzej. Westchnęła. – Nie. Nie tęskniłam za tobą. Może cię to dziwi, ale świat nie kręci się tylko wokół ciebie. – Zaczęła żuć rozmiękły chleb. Pychota, smakuje jak tektura.

– Kiedy wróciłeś?

– Kilka dni temu.

– I nie przyszło ci głowy, żeby dać mi znak?

– Miałem coś do zrobienia. Dla Arthura.

Nawet ojciec nic jej nie powiedział.

– Kiedyś nasza przyjaźń była dla nas ważniejsza niż to, że jesteśmy templariuszami.

Przypomniała sobie wszystkie te noce, kiedy przekradała się do jego domu i zostawała tam do świtu z powodu jego koszmarów, opuszczając potem zajęcia. Kłopoty, w które wpadał, pomagając jej w tłumaczeniach z łaciny, wymyślając historyjki pozwalające wytłumaczyć w szkole kolejny siniak czy rozciętą wargę. Billi uniosła wzrok znad jedzenia. Kay zmienił się, ale nie na lepsze.

„Cholerny Kay” – pomyślała.

Chłopak wstał.

– Nie zmieniłaś się, Billi – powiedział.

Rozdział 4

Wieczorem Billi wkroczyła na schody domu ojca Balina. A więc Kay wrócił. Nie będzie już musiała siedzieć sama na lekcjach. Wielka sprawa. Przez ostatnie dwanaście miesięcy doskonale dawała sobie radę sama.

Pomyśleć, że znaleźli Kaya przez pracownika pomocy społecznej. Pamiętała jego przybycie, tuż przed rozpoczęciem jej szkolenia. Patyczak, a nie chłopiec. Kłębek nerwów, bojący się własnego cienia, co noc miał koszmary, rozmawiał z niewidzialnymi albo z czymś, czego zwykli ludzie po prostu nie widzą. I ataki, których nigdy nie pamiętał, w czasie których wygadywał coś w tajemniczych językach. Kiedyś naprawdę ją przeraził, opowiadając o duchach, z którymi rozmawiał. W jej sypialni! Nic dziwnego, że przenoszono go z jednej rodziny zastępczej do drugiej. Tylko templariusze nie widzieli w tym nic dziwnego. Wiadomo, że osoby z nadnaturalnymi zdolnościami zawsze mają trudne dzieciństwo. Wizje, których doświadczał Kay, jego wiara w istnienie złych duchów, dziwne wyobrażenia – odstraszały większość rodzin. Gdyby nie nauczył się panować nad swoimi zdolnościami, zwariowałby. Ile potencjalnych Wyroczni stracili templariusze przez ostatnie lata? Ile zmarło, męcząc się w zakładach dla psychicznie chorych, słysząc głosy, które zagłuszały ich własne myśli?

Ojciec Balin mieszkał w Chaplain House, eleganckim gregoriańskim budynku, strzeżonym przez płot z czarnych metalowych prętów, bezpośrednio przylegającym do Tempie Church. Billi przeszła ścieżką w ogrodzie pomiędzy krzakami róż i zapukała do pomalowanych na czarno drzwi. Gdy tylko się otworzyły, owiał ją zapach czosnku i pieczonej papryki. Ojciec Balin uśmiechnął się na jej widok.

– Jemy dzisiaj coś włoskiego? – zapytała Billi. – Z jakiej okazji?

Tak jakby nie wiedziała. Ona przeżyła swoją Próbę i dostała jedynie pudełko czekoladek. Kay wrócił po rocznych wakacjach i czeka na niego impreza powitalna.

– Panna SanGreal. Zastanawiałem się właśnie, kiedy przyjdziesz. – Starszy pan odciągnął ją na stronę. – Kay jest tutaj – powiedział.

– Wiem – odparła Billi, przewracając oczami. „Kay jest tutaj” – wielkie rzeczy!

Balin przesunął okulary na wysokie, łyse czoło. Był twarzą działających w ukryciu templariuszy. Jako ksiądz w Tempie Church wykonywał normalne obowiązki i codzienne, rutynowe zadania. Jego oficjalny tytuł brzmiał „Przewielebny Mistrz Świątyni”, ale dla rycerzy był po prostu ich kapelanem, zajmującym się posługą religijną.

– Myślałem, że będziesz bardziej zadowolona, Bilqis.

Tylko Balin używał jej muzułmańskiego imienia.

Z kuchni dochodził szczęk garnków, talerzy i sztućców. Percy właśnie wyszedł na korytarz, niosąc miskę dymiącego spaghetti. Mrugnął do niej, zanim wszedł do jadalni, gdzie panowało jeszcze większe zamieszanie i ogólne pobrzękiwanie. Billi podążyła za nim.

Światło księżyca wpadało przez okna wychodzące na ogród, ale rycerze byli zbyt pochłonięci jedzeniem, aby podziwiać barwny kolaż kwiatów i krzewów, który był dziełem ojca Balina. Billi wcisnęła się na krzesło pomiędzy Percym a Kayem.

Oprócz ojca Balina przy stole siedziały jeszcze cztery osoby: Gwaine, Percy, Kay i jej ojciec, ramię przy ramieniu. Wiedziała, że pozostali pojechali do Dartmoor w ślad za wilkołakiem. Po walce w Bodmin, gdzie Arthur pokonał przywódcę stada, ich ataki ograniczyły się do napaści na owce i krowy. Ale najwyraźniej jeden się wyłamał i zaczął napadać na turystów. Templariusze wyruszyli, aby go wytropić. Pelleas dowodził akcją, wspierany przez Berranta, Garetha i Borsa. Billi pamiętała, jak Bors przechwalał się, że obedrze wilkołaka ze skóry i zrobi z niej dywanik. Koleś był świrem, ale czego można się spodziewać po siostrzeńcu Gwaine'a?

Arthur, milcząc, przeglądał stertę gazetowych wycinków, od czasu do czasu patrząc na ekran laptopa. Gwaine podniósł wzrok, ale jakby nie zauważył jej obecności, po prostu przesunął wzrokiem po Billi, jakby nie istniała. Gwaine był seneszalem, drugim w hierarchii Zakonu. Zgodnie ze wszystkimi zasadami to ten siwowłosy, stary wojownik, z rzadkim zarostem i oczyma ukrytymi w zmarszczkach, powinien był zostać mistrzem po śmierci Uriensa, nie jej ojciec. To Gwaine zwerbował Arthura i trudno było mu zaakceptować fakt, że jego dawny giermek objął przywództwo. Billi wiedziała, że ten przyczajony starszy człowiek czeka na okazję przejęcia władzy w Zakonie. Jedyną szansą była śmierć Arthura. Billi spojrzała na Kaya, który przewracał oczami – on i Gwaine też się nie kochali. Gwaine był zdania, że Wyrocznie niewiele różnią się od wiedźm, a do tych ostatnich seneszal miał starotestamentowe podejście: