Выбрать главу

Spojrzałam na niego, myśląc, że żartuje, ale miał poważną minę.

– To może być jeszcze lepiej? – spytałam.

Skinął głową.

– O tak.

– Wiesz co? Królowa to skończona idiotka – powiedziałam.

Uśmiechnął się.

– Zawsze tak uważałem.

Rozdział 35

Obudziłam się ze srebrnymi włosami rozciągniętymi jak błyszcząca pajęczyna na mojej twarzy. Poruszyłam głową, żeby je strącić. Mróz leżał na brzuchu odwrócony ode mnie twarzą. Od pasa w górę był odkryty, nogi miał owinięte pościelą. Jego włosy ułożyły się obok mnie jak trzecie ciało.

Oczywiście, w łóżku był już ktoś trzeci. Kitto leżał po mojej drugiej stronie. Był skulony, jakby chował się przed czymś w swoich snach. A może po prostu było mu zimno, bo leżał nago. Jego ciało było blade jak laleczki z porcelany. Nigdy nie byłam tak blisko mężczyzny, który przywodził na myśl słowo: malutki. Bark bolał mnie w miejscu, gdzie zostawił swój znak: doskonały ślad zębów na moim ciele. Skóra wokół rany zsiniała, była prawie gorąca w dotyku. Nie wstrzyknął mi jadu, tylko bardzo głęboko ugryzł. Zostawił bliznę – w sumie właśnie o to chodziło.

W pewnej chwili, gdy kochałam się z Mrozem trzeci albo czwarty raz, zaprosiłam Kitta, by się do nas przyłączył. Poczekałam, aż Mróz doprowadzi mnie do punktu, w którym ból i przyjemność stapiają się ze sobą, i pozwoliłam, żeby Kitto mnie ugryzł. Nie bolało, kiedy to robił, co świadczyło o tym, jak bardzo byłam już zmęczona. Zaczęło boleć, dopiero kiedy w końcu postanowiliśmy iść spać, a prawdziwy ból poczułam dziś rano. Zresztą, bolało mnie całe ciało, co było widomym znakiem, że trochę go nadużyłam ostatniej nocy, czy raczej pozwoliłam, żeby Mróz go nadużył.

To był taki ból, jak po bardzo intensywnym treningu na siłowni, z tym że bolały mnie inne mięśnie. Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz obudziłam się z uczuciem, że seks pozostawił na moim ciele wielki jedwabny siniak. Chyba bardzo dawno temu.

Kitto bardzo się ucieszył, że pozwoliłam mu siebie naznaczyć. Dzięki temu wszyscy wiedzieli, że jestem jego kochanką. Nie wiem, czy zdawał sobie sprawę z tego, że nigdy nie miał się ze mną kochać, w każdym razie ostatniej nocy o to nie pytał. Był bierny, robił tylko to, na co mu pozwoliłam lub o co poprosiłam, nigdy nie przeszkadzając. Stanowił doskonałą widownię, bo nie zauważało się go. Gdy zaś mu się coś poleciło, wykonywał rozkazy lepiej niż jakikolwiek mężczyzna, z którym byłam.

Wstałam, a włosy Mroza spłynęły po moim ciele, jakby były żywe. Przebiegłam rękami po moich krótkich włosach. Teraz, kiedy wiadomo było, że jestem księżniczką Meredith, mogłam je znowu zapuścić. Bolały mnie nadgarstki i ból ten nie miał nic wspólnego z seksem. Bandaże na nadgarstkach nie przetrwały kąpieli. Powinnam była zrobić sobie opatrunek. Tego ranka jednak rany po kolcach były już zasklepione, prawie wyleczone, jakby miały z tydzień lub więcej, a nie kilka godzin. Przebiegłam po nich palcem. Nigdy wcześniej tak szybko nie wydobrzałam. Kitto musiał mnie ugryźć już chyba po tym, jak kochałam się z Mrozem czwarty raz – gdyby zrobił to wcześniej, pewnie te rany już też byłyby zasklepione. Jeśli to seks mnie leczył. Wciąż nie byliśmy tego pewni.

Miałam tylko mały kawałek prześcieradła, resztę zawłaszczył Mróz. Świnia. W pokoju było chłodno. Pociągnęłam za prześcieradło, ale on tylko jęknął w proteście. Spojrzałam na jego gładkie plecy i przyszedł mi do głowy pewien pomysł.

Musnęłam językiem jego plecy, a on westchnął cicho. Pochyliłam się, przeciągając językiem po jego kręgosłupie.

Mróz uniósł głowę z poduszki, powoli, jak człowiek wyrwany z głębokiego, mrocznego snu. Był nieco rozkojarzony, ale kiedy spojrzał na mnie, powoli się uśmiechnął.

– Nie masz jeszcze dosyć?

Położyłam się na nim.

– Nigdy – powiedziałam.

Roześmiał się, niskim, radosnym śmiechem, obrócił się na bok i podparł na jednym ramieniu, żeby na mnie spojrzeć. Odrzucił prześcieradło. Przykryłam nim Kitta, który wydawał się mocno spać.

Mróz objął mnie w talii i pochylił się, żeby pocałować mnie lekko w usta. Moje dłonie ześlizgnęły się na jego barki, plecy. Przyciągnęłam go do siebie.

Rozszerzył mi nogi kolanem i zrobił pierwszy ruch biodrami, żeby we mnie wejść, ale nagle znieruchomiał. Miał przestraszoną minę.

– Co się stało?

– Cicho.

Nie odzywałam się. W końcu to on był strażnikiem. Czy to ludzie Cela? To był ostatni dzień, żeby mnie zabić i nie ponieść za to konsekwencji. Mróz zerwał się z łóżka, chwycił Zimowy Pocałunek z podłogi i przebiegł przez pokój do okna, niczym zamazana srebrna błyskawica.

Wyciągnęłam pistolet spod poduszek. Kitto obudził się i zaczął się rozglądać wokół.

Mróz odsunął zasłony, a jego miecz już był wycelowany w szybę, kiedy nagle zamarł. Na zewnątrz był mężczyzna z aparatem fotograficznym. Przez chwilę widziałam, jak unosi zaskoczoną twarz, a potem Mróz zbił pięścią szybę i chwycił reportera za szyję.

– Mróz, nie, nie zabijaj go! – Przebiegłam przez pokój naga, z bronią w ręku. Drzwi za nami otworzyły się i odwróciłam się do nich z odbezpieczoną bronią.

W drzwiach stał Doyle z mieczem w dłoni. Spojrzał na mnie, a potem na wycelowaną w siebie broń. Skierowałam lufę w podłogę, a on wszedł do pokoju i zamknął za sobą kopniakiem drzwi. Nie schował miecza, ale rzucił go na łóżko, kiedy szedł w stronę Mroza.

Twarz reportera stała się fioletowo-purpurowo-czerwona – najwyraźniej nie mógł oddychać. Twarz Mroza była nie do poznania, malowała się na niej wściekłość.

– Mróz, zabijesz go!

Doyle stanął przy nim.

– Jeśli go zabijesz, królowa cię ukarze.

Mróz zdawał się nas nie słyszeć, skoncentrowany całkowicie na swojej dłoni ściskającej gardło mężczyzny.

Doyle stanął za nim i uderzył go w plecy tak mocno, że Mróz wpadł na okno, ale puścił reportera. Odwrócił się z dzikim wzrokiem, a po jego dłoni spływała krew.

Doyle stanął w pozycji do walki, bez broni. Mróz rzucił miecz na podłogę i zrobił to samo. Kitto skulił się pośrodku łóżka i patrzył szeroko otwartymi oczami.

Podeszłam do zasłon, żeby je zaciągnąć, i zobaczyłam reporterów biegnących ku nam jak sfora wilków. Niektórzy w biegu pstrykali zdjęcia, inni krzyczeli: – Księżniczko, księżniczko Meredith!

Zaciągnęłam zasłony, tak że nie było w nich najmniejszej szparki, ale to niewiele zmieniało. Musieliśmy się przedostać do pokoju obok, gdzie spali Galen i reszta. Skierowałam broń na drewniane wezgłowie łóżka. Kitto zobaczył to i zanurkował w drugą stronę.

Wypaliłam tylko raz. W pokoju zadudniło. Obaj mężczyźni odwrócili się i wpatrywali we mnie dzikim wzrokiem. Pokazałam pistoletem na sufit.

– Właśnie biegnie tutaj jakaś setka reporterów. Musimy przenieść się do innego pokoju, i to już!

Nikt nie protestował. Mróz, Kitto i ja chwyciliśmy prześcieradła i ubrania i przeszliśmy do drugiego pokoju, zanim reporterzy zaczęli wchodzić przez okno. Uzbrojony Doyle ubezpieczał tyły. On, Galen i Rhys wrócili po bagaże. Zadzwoniłam na policję i zawiadomiłam ich o włamaniu do pokoju.

Ubraliśmy się w łazience – nie dlatego, że się wstydziliśmy, ale dlatego, że nie było tam okna. Kiedy wyszłam z łazienki, Doyle i Mróz siedzieli na krzesłach. Nikogo innego nie było. Obydwaj mieli miny typowe dla strażników – nie do odczytania. Ale było w nich coś dziwnego.

– Co się stało? – spytałam. Chodziłam normalnie, zapomniałam już, że moja kostka była nadwerężona. Dopiero Galen mi o tym przypomniał. Żaden z nich nie odezwał się i to mnie zdenerwowało.