– Sholto – powiedziałam.
Nie odwrócił się, tylko uniósł włosy nad jednym ramieniem, gdy wkładał płaszcz.
– Nie powiedziałam „nie”, Sholto.
Wtedy dopiero się odwrócił. Jego twarz wciąż była nieprzenikniona, ostrożna, wszystkie emocje, które z takim wysiłkiem wywołałam, znów były schowane. – Co w takim razie powiedziałaś?
– Powiedziałam, że tej nocy nie będziemy uprawiać seksu, bo nie mogę z tobą uprawiać seksu, dopóki nie zobaczę wszystkiego.
– Wszystkiego? – powtórzył.
– Teraz to ty udajesz – powiedziałam.
Patrzyłam, jak jego twarz i oczy posępnieją. Na jego ustach pojawił się dziwny uśmieszek. – Chcesz mnie zobaczyć nago?
– Nie całego ciebie. – Musiałam się uśmiechnąć, widząc jego minę. – Ale od piersi w dół. Muszę wiedzieć, jak zareaguję na twoje… dodatki.
Uśmiechnął się i był to ciepły uśmiech na granicy niepewności. To jego prawdziwy uśmiech, ta mieszanina czaru i lęku. – To najmilszy sposób, w jaki ktokolwiek kiedykolwiek to nazwał.
– Jeśli nie będę mogła być z tobą dla przyjemności, żeby dzielić z tobą rozkosz, wtedy twoje marzenia o zmieszaniu swojego blasku z innym, spełzną na niczym. Sidhe nie błyszczą, gdy muszą coś robić z obowiązku, a nie dla przyjemności. Skinął głową. – Rozumiem.
– Mam nadzieję, bo chcę czegoś więcej niż tylko zobaczyć cię nagim. Muszę cię trochę podotykać i sama być trochę podotykana, żeby się przekonać… – rozłożyłam szeroko ręce -…czy mogę to zrobić.
– Ale nie będziemy tej nocy uprawiać seksu? – Pierwszy raz słyszałam, żeby jego głos był tak rozbawiony.
– Marzysz o seksie z sidhe, bo nigdy go nie zaznałeś. Ja zaznałam i przez trzy, prawie cztery lata musiałam obywać się bez niego. Tęsknię za domem, Sholto. Jest dziwny i występny, ale za nim tęsknię. Jeśli się zgodzę, zyskam kochanka sidhe i dom. No i ucieknę przed karą śmierci. Nie jesteś gorszy niż śmierć, Sholto.
– Niektórzy tak myśleli przez lata. – Próbował obrócić to w żart, ale jego oczy mówiły co innego.
– To dlatego muszę zobaczyć, w co się ładuję.
– Czy mogę zapytać o miłość, czy też jest to zbyt naiwne dla króla i księżniczki? – spytał.
Uśmiechnęłam się, ale tym razem to był smutny uśmiech. – Spróbowałam już kiedyś miłości; zawiodłam się.
– Griffin jest nic nie wart, Meredith. Nie zasługuje na to, żeby go kochać, i z pewnością sam nie potrafi kochać.
– W końcu to odkryłam – powiedziałam. – Miłość jest wielka, dopóki trwa, Sholto. A nie trwa.
Popatrzyliśmy na siebie. Zastanawiałam się, czy moje oczy są takie zmęczone i pełne żalu, jak jego.
– Czy mam zaprotestować i powiedzieć, że jakaś miłość jednak trwa? – spytał Sholto.
– A zamierzasz to zrobić? Uśmiechnął się i potrząsnął głową. – Nie. Wyciągnęłam do niego rękę. – Żadnych kłamstw, Sholto, nawet tych miłych. – Jego dłoń była bardzo ciepła. – Pozwól, że zaprowadzę cię do łóżka i zobaczę, czego mogę się spodziewać.
Podeszliśmy do łóżka. – Czy ja też będę mógł zobaczyć, czego się mogę spodziewać? – spytał.
Ustawiłam go tyłem do łóżka, tak że mogłam widzieć jego twarz. – Jeśli chcesz…
Spojrzenie jego oczu nie było spojrzeniem sidhe ani człowieka, ani sluagh, tylko po prostu mężczyzny. – Pewnie, że chcę – powiedział.
Rozdział 12
Puściłam jego rękę i weszłam na łóżko, tyłem, żeby go cały czas widzieć. Wyjęłam rewolwer zza paska i schowałam pod jedną z poduszek, po czym położyłam się na środku łóżka, podpierając się na łokciach. Sholto stał przy łóżku, patrząc na mnie. Na jego twarzy błąkał się jakiś dziwny półuśmiech. Wyglądał na niepewnego, nie na nieszczęśliwego, a właśnie na niepewnego.
– Sprawiasz wrażenie bardzo z siebie zadowolonej – powiedział.
– Perspektywa ujrzenia po raz pierwszy nago przystojnego mężczyzny korzystnie wpływa na mój humor.
Przestał się uśmiechać. – Przystojnego? Zmienisz zdanie, gdy zobaczysz, co mam pod koszulą.
Pozwoliłam, by moje spojrzenie mówiło samo za siebie. Przyjrzałam się jego twarzy, oczom, mocnemu, bliskiemu ideałowi nosowi, szerokim ustom. Reszta ciała wyglądała równie wspaniale, ale wiedziałam, że przynajmniej część z tego, na co patrzę, była poprawiona przez magię. Nie wiedziałam, jak dużo. Zatrzymałam wzrok na tych częściach jego ciała, o których z pewnością wiedziałam, że są prawdziwe, jak wąskie biodra, mocne, długie nogi.
Dopóki nie widziałam go bez spodni, nie mogłam mieć pewności, co się w nich kryło, więc na razie nie zaprzątałam sobie tym głowy. Królowa miała rację, musiałam niechętnie się z nią zgodzić – on naprawdę był wspaniały.
– Fantazjowałem na temat sidhe patrzącej na mnie tak jak ty teraz. – Wciąż wyglądał bardzo uroczyście.
– To znaczy jak? – spytałam. Wypowiedziałam te słowa cicho, zmysłowo, kusząco.
Uśmiechnął się. – Jakbym był przekąską.
Uśmiechnęłam się również, starając się, by ten uśmiech był tym, czego potrzebował. – Przekąską, powiadasz? Zrzuć płaszcz i koszulę, a może faktycznie się nią staniesz.
– Pamiętaj: tej nocy nie uprawiamy seksu – powiedział.
– A może tylko nie osiągamy orgazmu?
Odrzucił do tyłu głowę i roześmiał się, głośno i beztrosko. Spojrzał na mnie oczami błyszczącymi nie pod wpływem magii, a z powodu śmiechu. Wyglądał na młodszego, bardziej odprężonego. Uświadomiłam sobie, że z jego jasnymi włosami i skórą, ze złotymi oczami, byłby mile widziany na Dworze Seelie. Jeśli miałby na sobie cały czas koszulę, nikt by niczego nie podejrzewał.
Przestał się śmiać. – Czemu tak nagle spoważniałaś? – spytał.
– Po prostu pomyślałam, że wyglądem bardziej pasujesz do Dworu Seelie niż ja.
Zmarszczył brwi. – Masz na myśli swoje kasztanowe włosy?
– I zbyt niski wzrost, i piersi odrobinę zbyt duże, zdaniem innych sidhe.
Niespodziewanie uśmiechnął się szeroko. – To musiały być kobiety, które miały kompleksy z powodu swoich piersi. Żadnemu mężczyźnie nie przyszłoby to do głowy.
Uśmiechnęłam się. – Masz rację. To była moja matka, moja ciotka, moje kuzynki.
– Były po prostu zazdrosne – powiedział.
– To miłe, że tak myślisz – powiedziałam.
Zrzucił szary płaszcz na podłogę, po czym rozpiął guzik przy mankiecie, nie spuszczając przy tym ze mnie wzroku. Rozpiął drugi mankiet i przeszedł do pierwszego guzika koszuli, potem drugiego, tak że ukazał się trójkąt błyszczącej, białej skóry. Trzeci guzik i ujrzałam jego muskularną pierś. Jego palce przeszły do czwartego guzika, ale nie rozpiął go. – Zanim to zobaczysz, chciałbym cię pocałować.
Domyśliłam się, dlaczego. Bał się, że kiedy go już zobaczę, odejdzie mi ochota na całowanie.
Przysunęłam się do niego. Sholto położył ręce na łóżku i uklęknął. Pochylił się, aż jego broda prawie dotykała łóżka, z dłońmi rozpostartymi na narzucie.
Stanęłam nad nim na czworakach. Popatrzył w górę na mnie, a ja zbliżyłam twarz do jego twarzy. Pocałowałam go. Łagodne muśnięcie warg i Sholto zaczął się wycofywać. Delikatnie dotknęłam jego twarzy. – Jeszcze nie – powiedziałam.
Sholto miał rację, gdy zobaczyłabym jego „dodatki”, mogłabym nie mieć ochoty na następny pocałunek. Jeśli miałoby to być jedyne dotknięcie rąk sidhe w jego życiu, chciałam, żeby zapamiętał je na długo. Pocałunek nie mógł zastąpić seksu z sidhe, ale to było wszystko, co mogłam zaproponować. Na swój sposób był równie samotny jak Uther.