Doyle wziął miecz i ukłonił się lekko. – Jeśli potrzebujesz przysługi, chętnie ci ją wyświadczę w zamian za imię zdrajcy, który cię wysłał do Los Angeles, żebyś zabił księżniczkę.
Sholto pokręcił głową. – Nie mogę zdradzić tego imienia, jeszcze nie teraz. Utrzymam je w tajemnicy do czasu, kiedy nie będzie mi już potrzebne albo rozmówię się ze zdrajcą osobiście.
– Jeśli zdradzisz nam jego imię, pomoże to dostarczyć księżniczkę bezpiecznie na dwór.
Sholto roześmiał się, tym dziwnym gorzkim śmiechem, który uchodził u niego za normalny. – Nie powiem wam, kto mnie tu przysłał, ale mogę się domyślić, kto tego chciał, zresztą wy też. Meredith uciekła z dworu, bo stronnicy księcia Cela zaczęli wyzywać ją na pojedynki. Gdyby ktoś inny stał za tym, królowa wkroczyłaby do akcji i powstrzymała go. Uważałaby to za znieważenie członka rodziny królewskiej – nieważne, że Meredith jest niepełnej krwi, pozbawiona magii i śmiertelna. Ale za tym stał jej ukochany syneczek i wszyscy o tym wiedzieliśmy. Dlatego też Meredith uciekła, bo nie wierzyła, żeby królowa utrzymała ją przy życiu, skoro Cel pragnął jej śmierci.
Doyle wysłuchał tych oskarżeń ze spokojną miną. – Myślę, że przekonasz się, że nasza królowa nie jest już tak pobłażliwa wobec książęcych… ekstrawagancji.
Sholto znów się roześmiał i był to śmiech pełen bólu. – Kiedy opuszczałem dwór ledwie kilka dni temu, wydawała się bardzo pobłażliwa dla tych, jak to ująłeś, „ekstrawagancji”.
Twarz Doyle’a była w dalszym ciągu spokojna, jakby Sholto nie mógł go niczym wyprowadzić z równowagi. Myślę, że Sholta nic tak nie denerwowało, jak to, że Doyle był tak spokojny. Doyle doskonale o tym wiedział. – Pożyjemy, zobaczymy. Na razie mam obietnicę królowej, że księżniczce nic się nie stanie.
– Skoro chcesz w to wierzyć… Teraz jednak chciałbym cię poprosić, żebyś pomógł mi zadać śmierć komuś, kto jest dla mnie ważny.
Doyle wstał z łatwością, zupełnie jakby kilka chwil temu nie był o krok od śmierci, podczas gdy ja nie byłam pewna, czy zdołam się podnieść sama. To jeszcze jedna zdolność, której z powodu ludzkiej krwi byłam pozbawiona.
Obaj w tym samym czasie podali mi ręce i pociągnęli mocno. – Spokojnie, chłopcy – powiedziałam. – Potrzebuję pomocy w staniu, nie w lataniu.
Doyle spojrzał na mnie. – Jesteś blada. Jak poważnie jesteś ranna?
Potrząsnęłam głową i odsunęłam się od nich. – Nie aż tak bardzo. To głównie szok po tym… po tym, co zrobiłam Nerys.
– A co takiego jej zrobiłaś? – spytał.
– Chodź, to sam zobaczysz – powiedział Sholto. – Warto rzucić na to okiem. – Spojrzał na mnie. – Wiadomość o tym, co zrobiłaś, dojdzie do dworu szybciej, niż ty się na nim zjawisz. Meredith, Księżniczka Ciała, nie będzie już jedynie córką Essusa.
– To bardzo rzadkie, żeby dziecko miało ten sam dar, co rodzic – powiedział Doyle.
Sholto podszedł do drzwi, zapinając płaszcz. Ubranie w miejscu, gdzie była macka, którą odciął Doyle, nasiąkło krwią. – Chodź, Doyle’u, Posiadaczu Bolesnego Płomienia, Baronie Słodki Języczku, chodź i zobacz, co zdziałała Meredith swoim darem.
Pierwszy tytuł był mi znany, ale nie drugi. – Baron o Słodkim Języku? – zdziwiłam się. – Pierwsze słyszę.
– To bardzo stary przydomek – powiedział.
– Daj spokój Jesteś zbyt skromny – roześmiał się Sholto. – To królowa tak cię nazwała, prawda?
Spojrzeli na siebie i znów coś ciężkiego zawisło w powietrzu. – Imię to nie znaczy tego, co sugerujesz, Sholto – powiedział Doyle.
– Ależ ja niczego nie sugeruję, po prostu uważam, że przydomki mówią same za siebie. Prawda, Meredith?
– Baron Słodki Języczek nasuwa pewne skojarzenia – przyznałam.
– To nie to, o czym myślicie – obstawał przy swoim Doyle.
– Cóż, z pewnością nie zostałeś obdarzony tym przydomkiem z powodu swojego daru wymowy – powiedział Sholto.
To akurat była prawda. Doyle nie wdawał się w długie wywody, nie był też zbyt dobrym pochlebcą.
– Jeśli twierdzisz, że twój przydomek nie ma nic wspólnego z seksem, wierzę ci – powiedziałam.
Doyle ukłonił się nieznacznie. – Dziękuję.
– Królowa nie nadaje swoim milusińskim przydomków nie związanych z seksem – stwierdził Sholto.
– Owszem, nadaje – odparłam.
– Niby kiedy?
– Wtedy, gdy uważa, że przydomek będzie przeszkadzał osobie, która go będzie nosić. Królowej sprawia przyjemność irytowanie wszystkich wokół.
– To akurat prawda – przyznał Sholto. Położył rękę na klamce.
– Jestem zaskoczony, że nikt nam nie przeszkadzał – powiedziałam.
– Nałożyłem małe zaklęcie niechęci na drzwi. Żaden śmiertelnik nie będzie tu chciał wejść, a i niewiele istot magicznych. – Zaczął otwierać drzwi.
– Nie bierzesz ze sobą swojej… kończyny? Może da się ją przyszyć?
– Odrośnie – powiedział.
Musiałam chyba wyglądać niezbyt mądrze, bo uśmiechnął się na poły z wyższością, na poły przepraszająco. – Jest kilka pożytków z bycia nocnym myśliwcem. To jeden z nich. Każda utracona część ciała mi odrasta. – Zamilkł na chwilę, po czym dodał: – W każdym razie, jak dotąd.
Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć, więc nawet nie próbowałam.
– Wydaje mi się, że księżniczka potrzebuje odpoczynku, więc jeśli mamy jeszcze zobaczyć twoją przyjaciółkę… – Doyle zawiesił głos.
– Oczywiście. – Sholto otworzył przed nami drzwi.
– A co z tym całym bałaganem? – spytałam. – Nie możemy ot, tak sobie stąd wyjść, jak gdyby nigdy nic, zostawiając kawałek macki i krew na całej podłodze.
– Baron zrobił bałagan, niech teraz posprząta – powiedział Sholto.
– Żadna z tych części ciała ani krew nie należą do mnie – odparł Doyle. – Jeśli chcesz, żeby tu było czysto, sam musisz posprzątać. Kto wie, jakie szkody może spowodować utalentowana czarownica, wykorzystując tu pozostawioną część ciała?
Sholto zaczął protestować, ale w końcu schował uciętą mackę do kieszeni. Zostawili mackę wielkości człowieka tam, gdzie leżała. Na miejscu Sholta dałabym hojny napiwek sprzątaczce.
Wjechaliśmy na górę i Doyle ukląkł, żeby przyjrzeć się temu, co zostało z Szarej Nerys. Była teraz kulą mięsa o objętości mniej więcej jednego buszla. Nerwy, ścięgna, mięśnie, organy wewnętrzne – wszystko to połyskiwało na zewnątrz kuli, zdając się funkcjonować normalnie. Ta kula mięsa nawet podnosiła się i zapadała przy każdym oddechu. Najgorsze były odgłosy, jakie wydawała: wysoki, cienki krzyk, przytłumiony, ponieważ usta znajdowały się teraz wewnątrz ciała. Wciąż jednak krzyczała. Piszczała. Zrobiło mi się zimno. Dosłownie mnie zmroziło.
Podniosłam z podłogi swoją bluzkę i włożyłam ją, ale wiedziałam, że żadne ubranie nie zaradzi temu chłodowi. To było bardziej drżenie duszy niż ciała. Mogłam zawinąć się w pierzynę, a nic by to nie dało.
Doyle spojrzał na mnie, klęcząc nad tą pulsującą, krzyczącą kulą. – Imponujące. Książę Essus nie zrobiłby tego lepiej. – Słowa te były komplementem, ale jego twarz była tak nieprzenikniona, że nie mogłam orzec, czy był zadowolony, czy nie.
Pomyślałam, że to jedna z najbardziej przerażających rzeczy, jakie widziałam w życiu, ale wiedziałam, że lepiej nie dzielić się tym spostrzeżeniem z innymi. Moc ciała to potężna broń. Jeśli wszyscy uwierzą, że używam tego ot, tak sobie, często i bez trudności, będą się mnie bali. Jeśli jednak odkryją, że sama się tego boję, wtedy i ich strach przede mną będzie mniejszy. – Bo ja wiem? Widziałam kiedyś, jak mój ojciec zmienił w taką kulę olbrzyma. Myślisz, że mnie też by się coś takiego udało? – Mój głos był pozbawiony emocji, a pełen naukowej ciekawości. Nauczyłam się tego na dworze. Używałam tego tonu, gdy byłam na skraju histerii. Musiałam nauczyć się rzucać suche, rzeczowe komentarze, patrząc na najstraszniejsze rzeczy.