– Nie zapominaj, że sąd zabronił ci zbliżania się do mnie na odległość mniejszą niż pięćdziesiąt stóp. Spadaj stąd albo wezwę gliniarzy.
Barinthus podszedł do nas i zaoferował mi swoje ramię. Nie musiał nic mówić. Nie ma nic gorszego niż wdać się w potyczkę słowną z reporterem w obecności innych reporterów. Sąd zabronił Jenkinsowi zbliżania się do mnie po tym, jak sprzedał moje zdjęcie do gazet. Sędziowie orzekli, że Jenkins wykorzystał mnie i naruszył moją prywatność. Zakazano mu rozmawiać ze mną i zbliżać się na odległość mniejszą niż pięćdziesiąt stóp.
Myślę, że Barinthus nie zabił wtedy Jenkinsa tylko dlatego, że inne sidhe mogłyby uznać to za przejaw mojej słabości. Byłam nie tylko członkinią rodziny królewskiej, ale i trzecią osobą w kolejce do tronu. Gdybym sama nie potrafiła się obronić przed nadgorliwymi reporterami, okazałabym się niegodna swojej pozycji. Musiałam więc mieć go na głowie. Królowa zakazała nam krzywdzić dziennikarzy po wypadku żeglarskim pismaka, który obsmarował Barinthusa. Niestety, jedyną rzeczą, która mogła uwolnić mnie od Barry’ego Jenkinsa, była jego śmierć. Nawet poważnie ranny przypełzłby za mną.
Posłałam Jenkinsowi całusa i przeszłam obok niego, trzymając Barinthusa pod rękę. Galen podążył za nami, odpowiadając na pytania dziennikarzy. Dochodziły do mnie strzępki jego wypowiedzi. Zjazd rodzinny… zbliżające się święta… bla bla bla. Ponieważ Galen wziął na siebie dziennikarzy, mogłam spokojnie porozmawiać z Barinthusem. – Dlaczego królowa nagle wybaczyła mi ucieczkę z domu? – spytałam.
– A dlaczego zwykle wzywa się do domu dziecko marnotrawne?
– Daruj sobie zagadki, nie możesz mi po prostu powiedzieć?
– Nikomu nie wyjawiła, co planuje, ale bardzo nalegała, żebyś wróciła do domu ze wszystkimi honorami. Czegoś od ciebie chce, czegoś, co tylko ty możesz jej dać albo dla niej zrobić.
– W jaki sposób miałabym zrobić coś, czego wy nie potraficie?
– Powiedziałbym ci, gdybym wiedział.
Oparłam się o Barinthusa, zsuwając rękę w dół jego ramienia i wymawiając zaklęcie. To było małe zaklęcie, dzięki któremu żaden z dziennikarzy nie mógł usłyszeć, o czym rozmawiamy. Nie chciałam zostać podsłuchana, a jeśli byliśmy śledzeni przez sidhe, rzeczą normalną dla nich będzie, że musieliśmy odgrodzić się od dziennikarzy zaklęciem, żeby móc spokojnie rozmawiać.
– Co z Celem? Czy zamierza mnie zabić?
– Królowa wielokrotnie podkreślała przy wszystkich – położył nacisk na słowo „wszystkich” – że podczas pobytu na dworze nie może ci się stać nic złego. Chce, żebyś do nas wróciła i wydaje się gotowa użyć siły, byleby jej życzeniu stało się zadość.
– Nawet przeciwko swojemu synowi? – zapytałam.
– Nie wiem. Ale coś się popsuło między nią a jej synem. Nie jest z niego zadowolona i nikt nie wie do końca dlaczego. Przykro mi, że nie mam dla ciebie bardziej konkretnych informacji, ale już prawie ze sobą nie rozmawiamy, z obawy że możemy rozgniewać albo królową, albo księcia. – Dotknął mojego ramienia. – Prawie na pewno jesteśmy śledzeni. Zaczną w końcu coś podejrzewać, jeśli dalej będziemy utrzymywać zaklęcie.
Skinęłam głową i usunęłam zaklęcie, wyrzucając je w powietrze jedną myślą. Wokół usłyszeliśmy nagle dziesiątki głosów i zdałam sobie sprawę, że jesteśmy otoczeni przez tłum ludzi i mieliśmy szczęście, że nie wpadliśmy na kogoś, kto mógłby to zaklęcie rozbić. Oczywiście szłam z błękitoowłosym półbogiem, przed którym tłum się rozstępował. Niektóre sidhe miały fanów, ale nie Barinthus, wystarczało jedno jego spojrzenie, żeby niemal każdy cofnął się o krok.
Kontynuował głosem, który był odrobinę zbyt pogodny jak na niego: – Zawieziemy cię stąd do domu twojej babki. – Zniżył głos. – Nie wiem, jak ci się to udało, że królowa zgodziła się, żebyś odwiedziła babkę przed wizytą u niej.
– Powołałam się na prawo dziewicy. Dzięki niemu również zamieszkam w hotelu, a nie na Dworze.
Byliśmy w tej chwili przy przenośniku bagaży, patrząc, jak sunie pusty. – Od stuleci nikt nie powoływał się na prawo dziewicy.
– Więc najwyższy czas.
Barinthus uśmiechnął się do mnie. – Zawsze byłaś inteligentna, nawet jako małe dziecko, ale musiałaś dorosnąć, żeby stać się sprytna.
– I ostrożna, nie zapominaj o tym, sam spryt nie ochroni cię przed śmiercią.
– To stwierdzenie jest w równej mierze cyniczne, co prawdziwe. Naprawdę za nami tęskniłaś czy też cieszyłaś się, że jesteś wolna od tego wszystkiego?
– Mogłabym obyć się bez tego wszystkiego, ale… – ścisnęłam jego ramię – ale tęskniłam za tobą i Galenem, i… to wciąż jest mój dom, nieważne jaki jest.
Nachylił się i wyszeptał: – Chcę, żebyś była w domu, ale boję się o twoje bezpieczeństwo.
Popatrzyłam w jego cudowne oczy i uśmiechnęłam się. – Ja też.
Galen podbiegł do nas w podskokach, po czym położył jedną rękę na moim ramieniu, a drugą objął w pasie Barinthusa. – Po prostu jedna wielka rodzina.
– Nie zapominaj się – upomniał go Barinthus.
– No tak – westchnął Galen. – A mogło być tak pięknie… O czym to rozmawialiście za moimi plecami?
– Gdzie Doyle? – zapytałam.
Uśmiech Galena odrobinę przygasł. – Poszedł zdać raport królowej. – Uśmiechnął się znowu. – Teraz to my dbamy o twoje bezpieczeństwo. – Musiałam mieć niewyraźną minę, bo zapytał: – Coś nie tak?
Spojrzałam w lśniącą lustrzaną powierzchnię na wprost nas. Jenkins znajdował się zaraz za barierą przenośnika. Mniej więcej pięćdziesiąt stóp ode mnie. Na pewno wystarczająco daleko, żebym nie mogła kazać go aresztować.
– Nie tutaj, Galen.
Galen podążył za moim wzrokiem. – On chyba naprawdę cię nienawidzi.
– Na to wygląda – powiedziałam.
– Nigdy nie rozumiałem jego niechęci do ciebie – włączył się Barinthus. – Nawet kiedy byłaś dzieckiem, wydawał się tobą pogardzać.
– Zdaje się, że podchodzi do tego bardzo osobiście.
– Nie wiesz przypadkiem dlaczego? – zapytał Galen i było coś w jego głosie, co sprawiło, że odwróciłam wzrok.
Na długo przed moim przyjściem na świat królowa zarządziła, że nie możemy używać naszych najmroczniejszych mocy przeciwko dziennikarzom. Złamałam tę zasadę tylko raz – właśnie w przypadku Jenkinsa. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że kiedy zginął mój ojciec, miałam zaledwie osiemnaście lat. I wtedy to właśnie Jenkins zrobił z mojego cierpienia sprawę publiczną. W odwecie wyjęłam z jego umysłu najmroczniejsze lęki i sprawiłam, że pojawiły się one przed jego oczami. Jęczał i błagał o litość. Pozostawiłam go trzęsącego się jak galareta przy odludnej wiejskiej drodze. Przez kilka miesięcy był bardzo uprzejmy, delikatny, a potem postanowił się zemścić. Stał się jeszcze bardziej podły, opryskliwy i skłonny zrobić wszystko, aby zdobyć materiał, niż był przedtem. Powiedział mi, że aby go powstrzymać, musiałabym go zabić. Nie zmieniłam go, ale uczyniłam go gorszym. Dzięki niemu zrozumiałam, że swoich wrogów trzeba albo zabić, albo zostawić w spokoju.
Moja walizka była jedną z pierwszych, które pojawiły się na przenośniku. Galen wziął ją. – Twój rydwan czeka, pani.
Popatrzyłam na niego. Jeśli byłby tutaj tylko Galen, uwierzyłabym mu, ale Barinthus nie lubił wzbudzać sensacji, a rydwan z pewnością nie mógł pozostać nie zauważony.
– Królowa Andais przysłała po ciebie swój osobisty samochód – powiedział Barinthus.
– Przysłała po mnie Czarny Powóz? Dlaczego?
– Do zmroku – rzekł Barinthus – to jest zwyczajny samochód. Powinnaś docenić to, że twoja ciotka zaproponowała ci go ze mną jako kierowcą. To wielki zaszczyt.