Przebywałam w St. Louis zaledwie od kilku godzin, a już ktoś próbował mnie zabić. To niezbyt dobrze wróżyło na przyszłość. Jeszcze gorzej poczułam się, kiedy zobaczyłam, kto czeka w holu,
Barry Jenkins. Zrobiłam rezerwację na nazwisko Merry Gentry. W St. Louis nie byłam znana pod tym pseudonimem. Skąd Jenkins wiedział, że to ja? Cholera.
Spokojna głowa, już on zadba o to, żeby reszta gryzipiórków również mnie znalazła. I nic, co powiem, nie może mi pomóc. Jeśli poproszę go, żeby siedział cicho, rozgłoszenie tego wszystkiego sprawi mu jeszcze większą radość.
Galen dotknął delikatnie mojego ramienia. On również zauważył Jenkinsa. Poprowadził mnie do recepcji, jakby bał się tego, co nastąpi. Jenkins patrzył na mnie z nienawiścią. Wiedziałam, że marzy o tym, żeby mnie zranić. Oczywiście nie w sensie dosłownym. Nie chciał się na mnie rzucić ze sztyletem w ręku. Nie miałby natomiast nic przeciwko temu, żeby odkryć coś, co pomogłoby mu zmieszać mnie z błotem.
Recepcjonistka uśmiechnęła się do Barinthusa. Miała ładny uśmiech i ze wszystkich sił starała się zwrócić na siebie uwagę, ale Barinthus pozostał nieczuły na jej wdzięki. Nigdy nie widziałam go flirtującego. Starał się nigdy nie przekraczać granic geasu, który królowa na niego nałożyła. Wyglądało na to, że mu z tym dobrze.
Dłoń kobiety otarła się o moją, kiedy brałam klucz. Widziałam wyraźnie jej myśli. Wyobrażała sobie właśnie Barinthusa leżącego w białej pościeli z różnokolorowymi włosami rozłożonymi wokół nagiego ciała niczym jedwab.
Moja pięść zacisnęła się nie tylko z powodu tego obrazu, ale pożądania. Czułam napięcie w jej ciele. Patrzyła na Barinthusa wygłodniałym wzrokiem.
Pochyliłam się i powiedziałam:
– Wyobrażasz go sobie nagiego?
Zaczęła zaprzeczać, ale słowa uwięzły jej w gardle, a oczy się rozszerzyły. Językiem zwilżyła dolną wargę. W końcu po prostu skinęła głową.
– To jeszcze nic. W rzeczywistości wygląda o niebo lepiej.
Jej oczy się rozszerzyły. Spojrzała na Barinthusa stojącego przy windach.
Wciąż mogłam przejrzeć jej myśli. Czasami odbierałam ludzkie myśli niczym sygnały radiowe czy telewizyjne. Ale miałam wąski zakres faclass="underline" były to tylko sprośne myśli ludzi -nigdy nie odczytywałam myśli istot magicznych. Nie wiem czemu.
– Czy mam go poprosić, żeby zdjął płaszcz?
Zaczerwieniła się, a jej myśli się rozproszyły. Uwolniłam się od nich.
Jeden z bogów płodności na Dworze Seelie powiedział mi kiedyś, że zdolność widzenia pożądliwych myśli ludzi to użyteczne narzędzie, jeśli szuka się kapłanów i kapłanek do swojej świątyni. Takich ludzi można było wykorzystać w ceremoniach, ich seksualna energia oddziaływała na innych. Kiedyś pożądanie utożsamiano z płodnością. Dziś wiemy, że to nieprawda.
Gdyby pożądanie równało się reprodukcji, świat byłby pełen istot magicznych. Recepcjonistka byłaby bardzo rozczarowana, z gdyby się dowiedziała, że Barinthus żyje w celibacie. Gdyby zatrzymał się w hotelu, ostrzegłabym ją przed nim. Wydawała mi się typem kobiety, która mogłaby go zaskoczyć w jego pokoju po pracy. Ale Barinthus wróci przed nocą na kopiec. Nie ma się czym martwić.
Jenkins stał teraz przy windach, opierał się o ścianę i uśmiechał. Próbował zagadywać Barinthusa, kiedy podchodziliśmy z Galenem. Barinthus ignorował go, tak jak tylko bóg to potrafi: z całkowitym lekceważeniem, jakby głos Jenkinsa był bzyczeniem jakiegoś owada. To było coś więcej niż pogarda. Dla Barinthusa dziennikarz po prostu nie istniał.
Umiejętność, której mi brakowało i której mu zazdrościłam.
– Meredith, co za niespodzianka! – Jenkinsowi udało się powiedzieć to głosem równie wesołym, co okrutnym.
Próbowałam go zignorować tak jak Barinthus, ale wiedziałam, że jeśli winda szybko nie przyjedzie, przegram.
– „Merry Gentry” – nie mogłaś wymyślić lepszego pseudonimu? Słowa „gentry” od wieków używa się do określania istot magicznych.
Mógł odgadnąć, że za tym nazwiskiem kryję się ja, chociaż wątpiłam w to. Wpadłam na pewien pomysł. Odwróciłam się do niego, uśmiechając się słodko.
– Naprawdę myślisz, że użyłabym tak oczywistego pseudonimu, gdyby zależało mi choć trochę na tym, żeby nikt się nie zorientował?
Cień zwątpienia przemknął po jego twarzy. Wyprostował się i podszedł tak blisko, że mogłam go dotknąć.
– Czy to znaczy, że nie dbasz o to, czy napiszę o twoim pseudonimie?
– Nie obchodzi mnie, co napiszesz. Wiem jedno: właśnie złamałeś nakaz sądowy. Stoisz jakieś dwie stopy ode mnie. – Rozejrzałam się po holu. – Wydaje mi się, że żeby znajdować się w odległości pięćdziesięciu stóp, musiałbyś wyjść na dwór. – Odwróciłam się do Galena. – Czy mógłbyś poprosić recepcjonistkę, żeby zadzwoniła na policję i powiedziała, że jestem prześladowana?
– Z przyjemnością – odparł Galen i wrócił do recepcji.
Barinthus i ja zostaliśmy z bagażami.
Jenkins popatrzył za Galenem.
– Nic mi nie zrobią.
– Zobaczymy – powiedziałam.
Galen rozmawiał z tą samą recepcjonistką, która rozbierała wzrokiem Barinthusa. Czy teraz wyobrażała sobie nagiego Galena? Dobrze, że byli po drugiej stronie holu i nie mogłam odczytywać jej myśli. Może umiejętność wyczuwania ludzkiego pożądania przydawała się, gdy się szukało kapłanki do świątyni, ale skoro nic miałam świątyni, po prostu mnie to irytowało.
Jenkins patrzył na mnie.
– Cieszę się, że jesteś w domu, Meredith, naprawdę bardzo się cieszę.
Jego słowa były przesycone jadem, a nienawiść do mnie prawie dotykalna.
Patrzyliśmy, jak recepcjonistka dzwoni. W naszym kierunku szło dwóch młodych ludzi, jeden z plakietką, na której było napisane „asystent dyrektora”, a drugi z plakietką tylko z imieniem i nazwiskiem.
– Wydaje mi się, Barry, że zostaniesz odtransportowany do wyjścia. Miłego oczekiwania na policję.
– Żaden nakaz sądowy nie utrzyma mnie z dala od ciebie, Meredith. Ręce mnie swędzą, kiedy jestem blisko jakiejś historii. Im większa historia, tym bardziej swędzą. A kiedy jestem przy tobie, prawie rozdrapuję sobie skórę. Coś dużego nadchodzi i kręci się wokół ciebie.
– Jejku, Barry, kiedy zostałeś prorokiem?
– Pewnego popołudnia przy cichej wiejskiej drodze – powiedział. Nachylił się do mnie tak blisko, że czułam zapach jego wody po goleniu przebijający się przez woń papierosów. – Doznałem czegoś, co możesz nazwać objawieniem. Właśnie od tamtej chwili mam ten dar.
Pracownicy hotelu byli już prawie przy nas. Jenkins nachylił się tak, że z daleka mogło to wyglądać jak pocałunek. Wyszeptał:
– Jeśli bogowie chcą kogoś zniszczyć, czynią go szalonym.
Mężczyźni złapali go za ramiona i odciągnęli ode mnie. Nie opierał się. Poszedł spokojnie.
– Przytrzymają go w gabinecie dyrektora aż do przyjazdu policji. Nie aresztują, go, Merry, dobrze o tym wiesz – powiedział Galen.
– Wiem, w Missouri nagabywanie kogoś nie jest jeszcze karalne. – Wpadłam na zabawny pomysł. Musiałam sprawić, żeby Jenkins pojechał za mną do Kalifornii. W Los Angeles prawodawstwo jest bardziej surowe. Jeśli Jenkins zrobiłby tam to, co przed chwilą tutaj, poszedłby siedzieć. Zmusił mnie do pocałunku w miejscu publicznym – w każdym razie tak bym twierdziła. W niektórych stanach to było naprawdę ciężkie przestępstwo.
Drzwi windy otworzyły się. Rychło w czas! Weszliśmy do środka i wpatrzyliśmy się w swoje odbicia w lustrach.
– Jenkins nigdy się niczego nie nauczy – powiedział Galen. – Myślałaś, że po tym, co mu zrobiłaś, będzie trzymał się od ciebie z daleka, prawda?
Popatrzyłam na swoje odbicie. Oczy otworzyły mi się szeroko ze zdziwienia.