– Tylko zgadywałam – odparłam.
– Jak widzisz, myliłaś się – stwierdził Galen.
– Coś mu zrobiłaś, Meredith? – zdziwił się Barinthus. – przecież znasz zasady.
– Znam.
Winda zatrzymała się. Chciałam wyjść, ale Galen zatrzymał mnie, kładąc mi rękę na ramieniu.
– Jesteśmy twoimi ochroniarzami. Pozwól, że my najpierw wyjdziemy.
– Przepraszam, wyszłam z wprawy.
– To w nią wejdź i to szybko – powiedział Barinthus. – Nie chcę, żeby stało ci się coś złego. Branie ryzyka na siebie i zapewnianie ci bezpieczeństwa to nasza praca. – Nacisnął guzik z napisem „zatrzymaj drzwi otwarte”.
– Wiem o tym, Barinthusie.
– Wiedzieć to za mało.
Galen bardzo ostrożnie wyjrzał z windy, a potem wyszedł na korytarz.
– Czysto.
Ukłonił się bardzo nisko, zamiatając ziemię swoim małym warkoczykiem. Pamiętałam, że jego włosy kiedyś rozlewały się po podłodze jak zielony wodospad. Kiedyś myślałam, że tak właśnie powinny wyglądać męskie włosy. Długie aż do ziemi. Na tyle długie, żeby przykryć moje ciało jedwabistym kokonem, kiedy się pieściliśmy. Ubolewałam, kiedy je obciął, ale cóż mogłam na to poradzić?
– Przestań. – Ruszyłam korytarzem z kluczem w dłoni.
Wyprzedził mnie, pół biegnąc, pół tańcząc.
– O nie, moja pani. To do mnie należy otwarcie zamka.
– Przestań. Naprawdę przesadzasz.
Barinthus szedł za nami w ciszy z walizką w ręku, jak ojciec, który obserwuje swoje dokazujące dorosłe dzieci. Nie, on nas ignorował, prawie tak, jak ignorował Jenkinsa. Spojrzałam na niego, ale z jego bladej twarzy nie mogłam nic wyczytać. Zachowywał rezerwę, był nie do rozszyfrowania. Ale były przecież czasy, kiedy uśmiechał się częściej. Pamiętałam, jak podnosił mnie z wody, śmiejąc się, pamiętałam, jak włosy unosiły się na wodzie wokół jego ciała niczym obłok. Wpływałam w ten obłok, okręcałam sobie jego włosy wokół małych rączek. Śmialiśmy się oboje. Pierwszy raz, kiedy pływałam w Pacyfiku, myślałam właśnie o nim. Chciałam mu pokazać ten ogromny ocean. Z tego, co wiedziałam, nigdy go nie widział.
Galen stanął przed drzwiami. Zatrzymałam się i poczekałam, aż Barinthus mnie dogoni.
– Jesteś dziś bardzo poważny, Barinthusie.
Spojrzał na mnie i zamrugał drugą powieką. Nerwowo. On był zdenerwowany. Czyżby bał się o mnie? Ucieszył się z powodu pierścienia, a zmartwił zaklęciem w samochodzie. Ale nie za bardzo się zmartwił, nie za bardzo zdenerwował. Podszedł do tego tak, jakby to było coś normalnego. W sumie było.
– O co chodzi? Czy coś przede mną ukrywasz?
– Zaufaj mi, Meredith.
Wzięłam go za rękę, owinęłam swoje palce wokół jego. Moja ręka zagubiła się w jego dłoni.
– Ufam ci, Barinthusie.
Trzymał moją rękę delikatnie, jakby się bał, że może ją złamać.
– Meredith, moja mała Meredith. – Jego twarz złagodniała, kiedy to mówił. – Byłaś zawsze mieszanką bezpośredniości, skromności i delikatności.
– Nie jestem już tak delikatna jak kiedyś, Barinthusie.
Skinął głową.
– Życie zmienia nas, niestety.
Uniósł moją dłoń do swoich ust i pocałował mnie delikatnie w palce. Musnął ustami pierścień. Poczuliśmy oboje mrowienie.
Znów sprawiał wrażenie poważnego, zacisnął usta, kiedy upuszczał moją rękę.
– Co się stało? – Złapałam go za ramię.
Pokręcił głową.
– Od dawna pierścień nie ożywał w ten sposób.
– Co pierścień ma z tym wszystkim wspólnego? – spytałam.
– Od dawna był zwykłym kawałkiem metalu, a teraz znowu ożył.
– I co z tego?
Spojrzał na Galena.
– Wprowadźmy ją do pokoju. Królowa nie lubi czekać.
Galen wziął ode mnie klucz i otworzył drzwi. Zaczął sprawdzać, czy w pokoju nie ma zaklęć lub innych ukrytych niebezpieczeństw, podczas gdy Barinthus i ja czekaliśmy w korytarzu.
– Dlaczego pierścień reaguje na ciebie i Galena, a na moją babcię nie?
Westchnął.
– Królowa używała go kiedyś do kojarzenia małżonków.
Podniosłam brwi.
– To znaczy?
– Reaguje na mężczyzn, których uważa za godnych ciebie. Wpatrzyłam się w jego przystojną twarz.
– Co to znaczy: „godnych mnie”?
– Tylko królowa zna wszystkie właściwości tego pierścienia. Wiem, że od wieków nie ożywał na jej ręce. To, że ożywa na twojej, jest w równej mierze dobre, jak i niebezpieczne. Królowa może być o to zazdrosna.
– Dała mi go – dlaczego miałaby być zazdrosna?
– Dlatego, że jest Królową Powietrza i Ciemności – powiedział, jakby to miało wszystko tłumaczyć. W pewnym sensie tłumaczyło. W innym nie. Jak większość rzeczy związanych z naszą królową był to paradoks.
Galen podszedł do drzwi.
– Wszystko czyste.
Barinthus ruszył przed siebie, zmuszając go do cofnięcia się.
– O co mu chodzi? – spytał Galen.
– Chyba o pierścień. – Weszłam do pokoju. Typowy pokój hotelowy. Cały w błękitach.
Barinthus położył walizkę na łóżku przykrytym ciemną narzutą. – Meredith, pośpiesz się, proszę. Galen i ja musimy się jeszcze przebrać na bankiet.
Spojrzałam na niego. Pasował do błękitu pokoju. Gdyby pokój był zielony, to Galen by pasował. Może by tak sobie dobierać ochroniarzy w zależności od koloru pokoju? Zaśmiałam się.
– O co chodzi? – spytał Barinthus.
Pokazałam na niego.
– Pasujesz do pokoju.
Rozejrzał się dookoła, jakby dopiero zauważył niebieską tapetę, granatowe narzuty, błękitny dywan.
– Rzeczywiście. A teraz przebierz się, proszę.
Zabrzmiało to jak rozkaz. Zaczął otwierać walizkę.
– Czyżbyśmy byli spóźnieni? – spytałam.
Galen usiadł na drugim łóżku.
– Jeśli o to chodzi, to zgadzam się z wielkoludem. Królowa nie lubi czekać, a jeśli nie ubierzemy się w stroje, które dla nas przygotowała, wpadnie w złość.
– I będziecie mieli kłopoty? – spytałam.
– Nie, jeśli się pośpieszysz.
Poszłam do łazienki ze swoją torbą podręczną. Zapakowałam do niej swój strój, na wypadek gdyby linie lotnicze zgubiły walizkę. Nie chciałam robić zakupów w ostatniej chwili, bo nie wiadomo, czy ciotka zaaprobowałaby mój wybór. Na przykład spodnie nie były odpowiednim strojem na bankiet dla kobiety. Nie miało to wiele wspólnego z równouprawnieniem, ale tak już było. Na bankiet u królowej trzeba się było ubrać elegancko. Jeśli nie chciałeś się przebierać, mogłeś jeść w swoim pokoju.
Wślizgnęłam się w czarne koronkowe majteczki. Stanik był usztywniony fiszbinami, trzymał mocno. Pończochy były czarne i sięgały do uda. Ludzie mawiają: wkładaj czystą bieliznę, na wypadek, gdyby miał cię potrąć autobus. Pasuje to trochę do Dworu Unseelie. Tutaj nosiło się ładną bieliznę, bo królowa mogła ją zobaczyć. Choć prawdę mówiąc, sama lubiłam mieć świadomość, że wszystko, co mam na sobie, jest ładne, nawet rzeczy, których nikt nie miał widzieć.
Nałożyłam szary cień do powiek. Użyłam takiej ilości kredki, że moje oczy wyglądały jak szmaragdy i złoto wciśnięte w heban. Wybrałam szminkę o barwie ciemnego burgunda.
Miałam dwa składane noże Spyderco. Otworzyłam jeden. Miał sześciocalowe ostrze, długie, cienkie, błyszczące jak srebro – chociaż było ze stali. Model wojskowy. Przyda się przeciwko moim krewnym. Drugi nóż był o wiele mniejszy – Delica. Każdy nóż miał zapięcie, które umożliwiało ukrycie go w ubraniu. Otworzyłam oba noże, a potem zamknęłam. Mniejszy spoczął za stanikiem na fiszbinie. Wojskowy nóż wsunęłam natomiast za czarną podwiązkę.