Выбрать главу

Teraz zobaczyłam, prawie poczułam jego niepewność. Bał się. Dlaczego?

Doyle był ubrany na czarno, w pelerynę, która sięgała do kostek i okrywała go całego. Jego twarz była tak ciemna, że białka oczu wydawały się unosić w kapturze.

– Co się dzieje, książę?

Cel zszedł ze ścieżki, żeby widzieć zarówno Doyle’a, jak i nas. Siobhan ruszyła za nim. Keelin pozostała na ścieżce. Moc zwinęła się, jakby poruszając się na wietrze, i minęła nas, żeby polecieć dalej. Po chwili już jej nie było.

Poczułam, że z powrotem mam ciało. Za każdą magię trzeba było zapłacić; za każdą oprócz tej jednej. Sama mi się ofiarowała. Nie prosiłam. Może dlatego czułam się silna, a nie wyczerpana.

Keelin podeszła do mnie z wyciągniętymi górnymi ramionami. Musiała czuć się jak nowo narodzona, tak jak ja, ponieważ uśmiechała się. Strach zniknął, odpłynął ze słodkim wiatrem.

Złapałam ją za ręce. Pocałowałyśmy się w policzki, a potem Keelin objęła mnie swoimi górnymi i dolnymi ramionami. Trzymałyśmy się tak mocno, że czułam nacisk jej małych piersi, wszystkich czterech. Najpierw zastanowiłam się, czy Celowi podoba się bycie z kimś o tylu piersiach. Potem zaś wyobraziłam sobie ich w łóżku. Zacisnęłam oczy, jakbym w ten sposób mogła się pozbyć tego obrazu. Przesunęłam dłonią po jej plecach przez grube futerkowate włosy i uświadomiłam sobie, że płaczę.

Słodki, prawie jak szczebiot ptaka, głos Keelin uspokajał mnie.

– Wszystko w porządku, Merry. Wszystko w porządku.

Pokręciłam głową i odsunęłam się, żebym mogła widzieć jej twarz.

– Wcale nie.

Dotknęła mojej twarzy, łapiąc łzy na swój palec. Nie mogła płakać. Nie miała kanalików łzowych.

– Zawsze płakałaś za mnie, ale teraz tego nie rób.

– Jak mam tego nie robić? – Spojrzałam na Cela, który rozmawiał po cichu z Doyle’em. Siobhan wpatrywała się we mnie. Czułam jej martwy wzrok, choć nie widziałam jej oczu. Nie zapomni, że użyłam przeciw niej magii, i że wygrałam, czy też raczej: nie przegrałam. Nie zapomni i nie przebaczy.

Ale tym będę się martwić kiedy indziej. Odwróciłam się do Keelin. Moje ręce powędrowały do skórzanej obroży wokół jej szyi.

Dotknęła moich nadgarstków.

– Co robisz, Merry?

– Zdejmuję to.

Delikatnie odsunęła moje ręce.

– Nie.

Pokręciłam głową.

– Jak możesz… Jak mogłaś?

– Nie płacz już – powiedziała Keelin. – Dobrze wiesz, czemu to zrobiłam. Jeszcze tylko kilka tygodni i miną trzy lata. Jeśli okaże się, że nie jestem w ciąży, uwolnię się od niego. Jeśli okaże się, że jestem, będzie musiał mnie traktować jak swoją żonę albo w ogóle mnie nie tykać.

Była tak spokojna, przerażającym, silnym spokojem, jakby to było coś… normalnego.

– Nie rozumiem tego – powiedziałam.

– Wiem. Ale wcale mnie to nie dziwi. W twoich żyłach płynie królewska krew. – Podniosła wolną rękę, żeby dotknąć moich ust, zanim zdążyłam zaprotestować, a pozostałymi dłońmi trzymała mnie za ręce. – Wiem, że traktowano cię jak biedną krewną, Merry, ale jesteś jedną z nich. Ich krew płynie w twoich żyłach, a oni… – Opuściła głowę i zdjęła rękę z moich ust, ale mocniej ścisnęła moje dłonie. – Jesteś członkiem klubu, Merry. Jesteś w środku wielkiego domu, podczas gdy my czekamy na zewnątrz, na zimnie i w śniegu, z twarzami przyciśniętymi do szyby.

Odwróciłam wzrok od tych łagodnych brązowych oczu.

– Używasz mojej własnej metafory przeciwko mnie.

Dotknęła mojej twarzy lewą górną ręką.

– Wystarczająco dużo razy ją słyszałam, kiedy dorastałyśmy.

– Gdybym poprosiła, odeszłabyś ze mną?

Uśmiechnęła się, ale był to gorzki uśmiech.

– Tylko wtedy, gdybyś mogła być ze mną każdej godziny dnia i nocy, żeby chronić mnie swoją osłoną. – Pokręciła głową. – Jestem zbyt wstrętna dla ludzkich oczu.

– Wcale nie…

Przerwała mi spojrzeniem.

– Tak jak ty nigdzie nie przynależę. Nie jestem ani durigiem ani skrzatem.

– A co z Kuragiem? Podobałaś mu się.

Opuściła głowę.

– To prawda, że pośród pewnego rodzaju goblinów uchodzę za atrakcyjną. Dodatkowe kończyny, a zwłaszcza dodatkowe piersi są dla nich oznaką wielkiego piękna.

Uśmiechnęłam się.

– Pamiętam, jak mnie zabrałaś na bal goblinów. Dla nich byłam brzydka.

Keelin uśmiechnęła się, kręcąc głową.

– Ale bez względu na to chcieli z tobą tańczyć. – Spojrzała w górę, szukając mojego wzroku. – Wszyscy chcieli dotknąć skóry księżniczki o królewskiej krwi, bo wiedzieli, że to było wszystko, co mogli kiedykolwiek otrzymać.

Nic wiedziałam, jak zareagować na gorycz w jej głosie.

– To nie twoja wina, że ty wyglądasz jak ty, a ja jak ja. To niczyja wina. Jesteśmy, jacy jesteśmy. Za twoją sprawą zobaczyłam dwór. Nie mogłam powrócić do Kuraga i jego goblinów po tym, jak pokazałaś mi lepsze życie. Byłabym zadowolona, mogąc stać do końca swoich dni za twoim krzesłem, ale nagle to się skończyło… – Puściła moje dłonie i odwróciła się ode mnie. – Kiedy odeszłaś, nie mogłam pogodzić się ze stratą tego wszystkiego. – Zaśmiała się; jej śmiech był wciąż jak szczebiot ptaka, ale pojawiła się w nim nutka szyderstwa, usłyszałam w nim echo śmiechu Cela. – Poza tym Cel lubi czteropiersiaste kobiety i mówi, że nigdy nie spał z nikim, kto mógłby owinąć wokół jego białego ciała dwie pary nóg.

Keelin pociągnęła nosem i wiedziałam, że płacze. To, że nie miała łez, nie oznaczało, że nie mogła płakać.

Odwróciła się i poszła do Cela. Pozwoliłam jej odejść. Winiła mnie za to, że pokazałam jej księżyc, którego nie mogła mieć. Może miała rację. Może ją wykorzystałam, ale nie chciałam tego. Oczywiście, to nic nie zmieniało.

Wciągnęłam jesienne powietrze, żeby znów się nie rozpłakać. Wciąż było słodkie, ale już nie takie jak przedtem.

– Przykro mi, Meredith – powiedział Barinthus.

– Niech ci nie będzie przykro z mojego powodu. To nie ja jestem na smyczy Cela.

Galen dotknął mojego ramienia i chciał mnie objąć, ale powstrzymałam go.

– Proszę, nie. Jeśli będziesz mnie pocieszał, zacznę płakać.

Uśmiechnął się.

– Muszę to zapamiętać na przyszłość.

W naszą stronę zmierzał Doyle. Odsunął kaptur do tyłu, ale i tak niemożliwe było ustalenie, gdzie kończą się jego włosy, a zaczyna peleryna. Widziałam tylko, że przednia część jego włosów została zebrana w mały kucyk pośrodku głowy, odsłaniając spiczaste uszy. Srebrne kolczyki błyszczały w blasku księżyca. Zmienił niektóre z nich na większe koła, tak że dotykały się i dźwięczały, kiedy się poruszał. Kiedy już stanął przed nami, zobaczyłam, że koła są ozdobione piórami, które były tak długie, że sięgały mu do ramion.

– Barinthusie, Galenie, słyszałem, że nasz książę wydał wam rozkazy.

Barinthus zrobił krok do przodu i stanął, górując nad nim. Jeśli Doyle był onieśmielony czyjąś obecnością, z pewnością tego nie pokazywał. – Książę Cel powiedział, że zaprowadzi Meredith do królowej. Pomyślałem, że to nierozważne.

Doyle skinął głową.

– Ja zaprowadzę Meredith do królowej. – Spojrzał na mnie. Nie byłam pewna, ale wydawało mi się, że uśmiechnął się do mnie tym swoim nikłym uśmieszkiem. – Wydaje mi się, że nasz książę ma dosyć swojej kuzynki, jak na pierwszy raz. Nie wiedziałem, że potrafisz wezwać Ziemię.

– Nie wezwałam jej. Sama przyszła – powiedziałam.