Выбрать главу

– Wolałabyś, żebyśmy żyli wśród ludzi, pracowali z nimi, łączyli się z nimi w pary, jak ci spośród nas, którzy zostali w Europie? Nie są już istotami magicznymi, są przedstawicielami jeszcze jednej mniejszości etnicznej.

– Czy ja również jestem przedstawicielką mniejszości etnicznej?

Zasępił się. Nigdy dotąd nie miałam do czynienia z mężczyzną, którego twarz wyrażałaby tak wiele emocji, a zarazem tak mało z nich umiałam rozszyfrować.

– Jesteś Księżniczką Ciała i pełnowartościową sidhe. Daję ci na to słowo.

– To prawdziwy komplement w twoich ustach. Wiem, jak wiele dla ciebie znaczy twoje słowo.

Przechylił głowę, uważnie mi się przyglądając. Jego włosy wysunęły się spod peleryny, opadając wolno, kiedy wyprostował szyję.

– Poczułem twoją moc, księżniczko, nie mogę temu zaprzeczyć.

– Nigdy nie widziałam twoich włosów nie związanych w kucyk. Nigdy ich nie widziałam rozpuszczonych – powiedziałam.

– Podobają ci się?

Nie spodziewałam się, że zapyta mnie o opinię. Nigdy nie słyszałam, żeby kogokolwiek pytał o opinię.

– Chyba tak, ale muszę zobaczyć włosy bez peleryny, żeby mieć pewność.

– Cóż prostszego? – powiedział i rozpiął pelerynę przy szyi. Pozwolił, żeby ześlizgnęła się na jedno ramię.

Od pasa w górę miał na sobie coś, co wyglądało jak skórzano-metalowa uprząż, choć jeśli miałaby to być zbroja, osłaniałaby więcej. Kolorowe światła tańczyły na jego mięśniach, jakby były wyrzeźbione w czarnym marmurze. W pasie i biodrach był szczupły, długie nogi okrywały skórzane spodnie. Były one obcisłe i włożone w czarne buty do kolan, zakończone paskami z małymi srebrnymi sprzączkami. Sprzączki były takie same, jak te przy paskach, które przykrywały górną część jego ciała. Srebro migotało na czarnej skórze. Jego włosy wisiały jak druga czarna peleryna, owiewając długimi pasami kostki i łydki. Wiatr przykleił pióra, które ozdabiały uszy, do jego ust.

– Patrzcie państwo, co za strój – powiedziałam, starając się, aby zabrzmiało to nonszalancko, ale mi się nie udało.

Wiatr przemknął obok nas, odgarniając włosy z mojej twarzy. Poruszył wysoką uschniętą trawę na pobliskim polu, tak że mogłam usłyszeć szept kolb kukurydzy. Wiatr sunął w dół alejki, pomiędzy kopcami, wirując wokół nas. To było echo magii Ziemi, która przywitała mnie, kiedy tego wieczoru weszłam na ziemię sidhe.

– Podobają ci się moje rozpuszczone włosy, księżniczko?

– Słucham? – spytałam.

– Powiedziałaś, że musisz je zobaczyć bez peleryny. Podobają ci się?

Skinęłam głową bez słowa. O tak, podobały mi się.

Doyle wpatrywał się we mnie i widziałam tylko jego oczy. Reszta jego twarzy była zagubiona w wietrze, piórach i ciemności. Pokręciłam głową i odwróciłam wzrok.

– To już drugi raz próbujesz mnie zauroczyć swoimi oczami. Co się dzieje?

– Królowa chciała, żebym sprawdził, czy działają na ciebie moje oczy. Zawsze mówiła, że są tym, co we mnie najlepsze.

Prześlizgnęłam się wzrokiem po mocnych wypukłościach jego ciała. Wiatr dmuchnął i nagle Doyle został złapany w chmurę swoich włosów, czarnych i miękkich, z prawie nagim ciałem nieomal wśród nich zagubionym – czarne na czarnym.

Podniosłam wzrok, żeby raz jeszcze spojrzeć mu w oczy.

– Jeśli moja ciotka uważa, że twoje oczy to najlepsze, co posiadasz, to… – Pokręciłam głową i westchnęłam. – Powiedzmy, że stosuje inne kryteria.

Roześmiał się. Doyle się roześmiał. Słyszałam już w Los Angeles, jak się śmieje, ale nie w ten sposób. To był dudniący śmiech, jak grzmot pioruna. To był dobry śmiech, serdeczny i głęboki. Odbijał się echem od kopców i wypełniał wietrzną noc radosnym dźwiękiem. Więc dlaczego serce waliło mi jak oszalałe? Palce mi drżały. Doyle nie powinien się śmiać, nie w taki sposób, nie on.

Wiatr ustał. Śmiech ucichł, ale jego blask pozostał na twarzy mężczyzny, sprawiając, że uśmiechał się on szeroko, odsłaniając idealnie białe zęby.

Doyle narzucił pelerynę z powrotem na barki. Jeśli było mu bez niej zimno w tę październikową noc, nie okazywał tego. Zostawił pelerynę na jednym ramieniu i zaproponował mi swoją nagą rękę. Flirtował ze mną.

Zmarszczyłam brwi.

– Wydawało mi się, że już to przedyskutowaliśmy, i ustaliliśmy, że będziemy udawać, że ostatnia noc się nie wydarzyła.

– Przecież nie wspomniałem o niej nawet słowem – zauważył nie bez ironii.

– Flirtujesz – powiedziałam.

– Gdyby to Galen tutaj stał, nie wahałabyś się nawet przez chwilę. – Rozbawienie zmieniło się w ciemny blask, który wypełnił jego oczy. Wciąż był rozbawiony, a ja nie wiedziałam dlaczego.

– Galen i ja przekomarzamy się ze sobą od niepamiętnych czasów. Aż do ostatniej nocy nie widziałam, żebyś się przekomarzał z kimkolwiek.

– Są cuda, które dopiero poznasz tej nocy, Meredith. Cuda bardziej zaskakujące niż ja z rozpuszczonymi włosami i bez koszulki w październikowy wieczór. – Teraz w jego głosie był ton, który miało wielu ze starszych, protekcjonalny ton, który mówił, że jestem dzieckiem, że bez względu na to, ile mam lat, w porównaniu z nimi zawsze będę głupiutkim dzieciakiem.

Doyle był wobec mnie protekcjonalny już przedtem. To było nieomal pocieszające.

– Jakiż może być większy cud niż Ciemność Królowej flirtująca z kobietą?

Pokręcił głową.

– Myślę, że królowa ma wieści, które sprawią, że cokolwiek bym teraz powiedział, wyda się to nudne.

– Jakie wieści? – spytałam.

– Królowa będzie miała przyjemność ci je wyjawić, nie ja.

– Więc przestań robić aluzje – powiedziałam. – To do ciebie niepodobne.

Pokręcił głową i uśmiech znów zagościł na jego twarzy.

– Chyba rzeczywiście nie. Kiedy królowa wyjawi ci swoje wieści, wyjaśnię zmianę w swoim zachowaniu. – Jego twarz otrzeźwiała, powoli, stała się prawie zwykłą hebanową maską. – Wystarczy?

Spojrzałam na niego, przyglądając się jego twarzy, dopóki nie zniknęły z niej ostatnie oznaki rozbawienia. Skinęłam głową.

– Chyba tak.

Podał mi ramię.

– Odsuń się trochę, a wezmę cię pod ramię – powiedziałam.

– Dlaczego tak bardzo przeszkadza ci widok mojego odsłoniętego ciała?

– Nalegałeś, żebyśmy udawali, że ostatnia noc nigdy się nie wydarzyła, żeby o niej nie mówić, a teraz nagle zaczynasz flirtować. Co się stało?

– Jeśli powiedziałbym, że to pierścień na twoim palcu, zrozumiałabyś?

– Nie – odparłam.

Uśmiechnął się, tym razem łagodnie. Narzucił pelerynę z powrotem na ramiona, tak że tylko ręka wystawała spod grubej tkaniny.

– Lepiej?

Skinęłam głową.

– Tak, dziękuję.

– Weź mnie teraz pod ramię, księżniczko, i pozwól mi zaprowadzić cię przed oblicze królowej. – Jego głos był płaski, bez cienia emocji, wyzuty ze znaczeń. Zatęskniłam za emocjami sprzed kilku chwil. Teraz jego słowa były po prostu wypowiadane. Mogły znaczyć wiele albo zupełnie nic. Słowa bez emocji były bezużyteczne.

– Czy twój głos ma jakieś tony pomiędzy zupełną pustką a radosnym protekcjonalizmem? – spytałam.

Nieznaczny uśmiech wykrzywił mu usta.

– Spróbuję znaleźć… coś pomiędzy.

Wzięłam go ostrożnie pod ramię, peleryna oddzielała nas od siebie. – Dziękuję – powiedziałam.

– Nie ma za co. – Głos był wciąż pusty, ale pojawił się w nim cień ciepła.