Выбрать главу

Królowa podniosła się z drugiej strony łoża, wynurzając się powoli ze sterty przykryć i czarnego futra, które było tylko nieco ciemniejsze od włosów otaczających jej bladą twarz. Włosy miała związane na czubku głowy w coś, co przypominało czarną koronę oprócz trzech loków, które spływały po jej plecach. Góra sukienki wyglądała jak czarny winylowy gorset z dwiema cienkimi liniami przezroczystej czarnej materii, która bardziej ozdabiała jej białe ramiona, niż je przykrywała. Spódnica była gruba, spływała za nią krótkim trenem; wyglądała jak błyszcząca skóra, ale ruszała się jak materiał. Na rękach królowa miała długie skórzane rękawiczki. Jej usta były czerwone, a makijaż oczu ciemny i perfekcyjny. Oczy miały kolor trzech odcieni szarości, od grafitu, przez burzową chmurę, do bladego zimowego nieba. Ostatni kolor był szarością tak bladą, że wyglądał jak biały. Z tym makijażem jej oczy wyglądały nieziemsko.

Kiedyś królowa mogła się ubierać w pajęczyny, ciemność, cienie, wszystko to formowało się na jej rozkaz w ubranie. Obecnie jednak ubierała się w stroje od projektantów mody i u swojego krawca. To była kolejna oznaka tego, jak nisko upadliśmy. Mój wuj, król Dworu Seelie, mógł nadal ubierać się w światło i iluzję. Niektórzy uważali, że to dowodzi, że Dwór Seelie był silniejszy od Unseelie. Nikt jednak nigdy nie ośmielił się powiedzieć tego przy ciotce.

Kiedy wstała, ujrzałam drugiego mężczyznę, tym razem sidhe. To był Eamon, królewski małżonek. Jego włosy były czarne i spadały grubymi pasami wokół jego białej twarzy. Miał podpuchnięte powieki – albo od snu… albo od innych rzeczy.

Mróz i Rhys pospieszyli do królowej. Wzięli ją za ręce i przenieśli ponad blondynem. Czarna spódnica zawirowała wokół niej, ukazując przez chwilę warstwy czarnych halek i parę czarnych skórzanych sandałów. Kiedy ją podnieśli i z gracją postawili na podłodze, prawie się spodziewałam, że zabrzmi muzyka i pojawią się tancerze. Moja ciotka z pewnością miała dar iluzji.

Opadłam na jedno kolano, a moja sukienka była na tyle dobrze skrojona, żeby uczynić ten gest pełnym gracji. Materiał powróci na swoje miejsce sam, kiedy już wstanę, co było jednym z powodów, dla którego wybrałam tę sukienkę. Widać było, że pod burgundowym materiałem mam podwiązkę, ale nie sposób było ujrzeć ukrytego pod nią noża. Nie pochyliłam głowy. Zgadywałam, że królowa chce, żebym oglądała ją w pełnej krasie.

Andais była wysoką kobietą, nawet jak na dzisiejsze standardy: miała sześć stóp wzrostu. Jej skóra błyszczała jak wypolerowany alabaster. Odcinały się od niej wyraźnie czarne brwi i takie same rzęsy.

W końcu się skłoniłam, bo tego ode mnie oczekiwano. Trzymałam głowę pochyloną tak nisko, że widziałam tylko podłogę i swoją nogę. Usłyszałam szelest jej spódnicy. Kiedy przeszła z dywanika na kamienną podłogę, jej obcasy zastukały. Nie rozumiałam, dlaczego nie miała dywanu zajmującego całą komnatę. Halki fałdowały i szeleściły, kiedy szła do mnie, i wiedziałam, że to była krynolina – drapiąca i nieprzyjemna na skórze.

W końcu rąbek czarnej spódnicy pojawił się na podłodze przy mojej stopie.

– Witaj, księżniczko Meredith NicEssus, dziecko Pokoju, zmoro Besaby, córko mojego brata – powiedziała królowa niskim, zmysłowym głosem.

Wciąż trzymałam głowę pochyloną. Nie mogłam jej podnieść, dopóki ona nie każe mi tego zrobić. Nie nazwała mnie bratanicą, choć potwierdziła nasze pokrewieństwo. To było lekko obraźliwe; poza tym dopóki nie nazwała mnie bratanicą, nie mogłam jej nazywać ciotką.

– Witaj, Królowo Andais, królowo Powietrza i Ciemności, Miłośniczko Białego Ciała, siostro Essusa, mojego ojca. Przybyłam na twoje życzenie z zachodnich krain. Czego sobie życzysz?

– Nigdy nie rozumiałam, jak ci się to udaje – powiedziała.

Wciąż trzymałam głowę opuszczoną.

– Co, moja królowo?

– Jak ci się udaje mówić właściwe słowa właściwym tonem, a mimo to sprawiać wrażenie nieszczerej, jakby cię to bardzo męczyło.

– Przepraszam, jeśli cię obraziłam, pani. – To była bezpieczna odpowiedź. Rzeczywiście bardzo mnie męczyło całe to udawanie. Nie chciałam jednak, żeby to tak bardzo uwidoczniło się w moim głosie. Cały czas klęczałam z opuszczoną głową, czekając, aż powie, że mogę wstać. Dwucalowe obcasy nie nadawały się do długiego klęczenia. Trudno było się nie chwiać. Andais dla własnego kaprysu mogła mi tak kazać klęczeć przez całe godziny. Mój rekord klęczenia wynosił sześć godzin – miałam wtedy siedemnaście lat i wróciłam za późno do domu. Trwałoby to dłużej, ale zasnęłam albo może zemdlałam – nie byłam pewna.

– Obcięłaś włosy – powiedziała królowa.

Zdążyłam już zapamiętać wzór posadzki.

– Tak, pani.

– Dlaczego to zrobiłaś?

– Włosy prawie do kostek oznaczają, że jest się sidhe wysokiego rodu. A ja chciałam uchodzić za człowieka.

Poczułam, że się nade mną pochyla, jej dłoń zanurzyła się w moich włosach.

– Poświęciłaś swoje włosy.

– Łatwiej o nie dbać, kiedy są krótsze – powiedziałam tak beznamiętnie, jak tylko potrafiłam.

– Powstań, moja bratanico.

Podniosłam się powoli, ostrożnie na wysokich obcasach.

– Dziękuję, ciociu Andais.

Byłam przy niej przerażająco niska. W butach na obcasach była ponad stopę wyższa ode mnie. Przez większość czasu nie mam świadomości tego, że jestem niska, ale moja ciotka zawsze starała się mi o tym przypomnieć. Chciała, żebym czuła się mała.

Spojrzałam na nią i zwalczyłam pokusę, żeby pokręcić głową i westchnąć. Obok Cela Andais była moim najmniej ulubionym członkiem Dworu Unseelie. Spojrzałam na nią spokojnie, starając się nie westchnąć głośno.

– Czy ja cię nudzę? – spytała.

– Nie, ciociu Andais, oczywiście, że nie. – Wyraz mojej twarzy mnie nie zdradził. Przez całe lata ćwiczyłam ten uprzejmy, nic nie mówiący wyraz twarzy. Z drugiej jednak strony, Andais przez całe wieki doskonaliła swe studia nad ludźmi. Nie mogła czytać w naszych myślach, ale jej umiejętność wychwytywania drobnych zmian w języku ciała, oddechu, była prawie tak dobra jak telepatia.

Andais patrzyła na mnie, marszcząc swe doskonałe brwi.

– Eamonie, idź z naszym zwierzątkiem do innej komnaty. Niech was ubiorą na bankiet.

Królewski małżonek narzucił na siebie purpurową brokatową szatę, zanim wyszedł z łóżka. Włosy sięgały mu prawie do kostek. Ciemna purpurowa szata służyła nie tyle do przykrycia jego ciała, ale raczej do wyeksponowania miejsc, które przykryte nie były.

Ukłonił mi się nieznacznie, kiedy koło mnie przechodził. Odkłoniłam się. Pocałował delikatnie Andais w policzek i poszedł do małych drzwi, które prowadziły do mniejszej sypialni i łazienki. Jedynym nowoczesnym udogodnieniem, jakie dwór zaakceptował, była kanalizacja.

Nagi blondynek usiadł na brzegu łóżka. Wstał i przeciągnął się, zerkając przy tym na mnie. Kiedy uświadomił sobie, że patrzę, uśmiechnął się. Uśmiech był drapieżny, lubieżny, agresywny. Ludzkie zwierzątka zawsze źle rozumiały niezobowiązującą nagość sidhe.

Blondynek podszedł do nas, kręcąc biodrami. Dwuznaczność była w pełni zamierzona. To jednak nie jego nagość sprawiała, że czułam się nieswojo. To spojrzenie jego oczu.