Выбрать главу

– Więc nie zależało mu na pieniądzach – powiedziałam.

– Pieniądze nie miały dla niego znaczenia – potwierdziła Frances.

Napotkałam spojrzenie tych wielkich niebieskich oczu i odniosłam wrażenie, że nie ma już w nich strachu. Frances w dalszym ciągu stała za Naomi, wciąż dodawała jej otuchy i wyglądało na to, że czerpie z tego siłę.

– A co miało dla niego znaczenie? – spytałam.

– Władza – odparła.

Skinęłam głową. Miała rację. Gwałt zawsze wiąże się z władzą w taki czy inny sposób.

– Kiedy nazwał panią niedoświadczoną, zapewne nie mówił o pani seksualnej sprawności.

Naomi przytrzymała się ręki Frances, przyciskając ją do swojego ramienia. – Co miał w takim razie na myśli?

– To, że nie jest pani biegła w magii.

Popatrzyła na mnie z ukosa. – A co miał na myśli, mówiąc, że poddaję się łatwo?

– Władzę – podpowiedziała jej Frances.

– Tak, pani Norton, władzę.

Naomi spojrzała na nas wszystkich z dezaprobatą.

– Ale ja nie mam żadnej władzy.

– Ma pani magię, panno Phelps. Pozbawiał panią magii.

Sprawiała wrażenie jeszcze bardziej zdziwionej, otworzyła nawet w zdumieniu usta.

– Nie mam pojęcia o magii. Mam czasami jakieś przeczucia, ale to jeszcze nie magia.

I dlatego właśnie był w stanie to zrobić. Zastanawiałam się, czy czasami wszystkie jego kobiety nie były osobami o nie wyćwiczonych magicznych zdolnościach. Jeśli tak było, mogliśmy mieć kłopoty, wdzierając się w ich mały świat. Jeśli jednak były one sidhe niepełnej krwi… cóż, mogłam posłużyć za przynętę.

Rozdział 4

Trzy dni później stałam pośrodku biura Jeremy’ego, za cały strój mając czarny koronkowy biustonosz, takież majteczki i czarne pończochy, a mężczyzna, którego widziałam pierwszy raz na oczy, gmerał mi palcami w staniku. W normalnych warunkach musiałabym planować przespanie się z facetem, żeby pozwolić mu na obmacywanie piersi, tym razem jednak pozwalałam się obmacywać nie prywatnie, a zawodowo. Maury Klein był specem od podsłuchów i próbował właśnie umieścić cieniutki przewodzik z malutkim mikrofonikiem pod moją prawą piersią, w miejscu, gdzie Alistair Norton nie mógłby go wyczuć, gdyby przejechał ręką po moich żebrach lub piersi. Bawił się tym drutem już coś około trzydziestu minut, z czego dobry kwadrans zajęło mu szukanie najlepszego miejsca do ukrycia przewodu w miseczce mojego biustonosza.

Klęczał przede mną, z koniuszkiem języka wystającym spomiędzy zębów, z oczami skrytymi za okularami w drucianej oprawie, wpatrzony nieruchomo w swoje dłonie, jedną zanurzając prawie całkowicie w miseczce biustonosza, drugą zaś odsuwając materiał od mojej piersi, tak żeby miał do niej lepszy dostęp. Odciągając biustonosz, pokazywał mój sutek i większą część piersi wszystkim zgromadzonym w pokoju.

Jeśli Maury nie byłby tak nieświadomy zarówno mojego wdzięku, jak i tego, że nie byliśmy sami, mogłabym posądzić go, że robi to tak długo dla własnej przyjemności. Jego spojrzenie mówiło jednak, że naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, co robi. Rozumiałam już teraz, dlaczego kobiety, z którymi pracował, wciąż się na niego skarżyły. Skargi dotyczyły tego, że upiera się, by robić to wszystko publicznie. Chciał mieć świadków na to, że nie przekracza granic. Chociaż szczerze mówiąc, wszyscy jego świadkowie zapewne byliby po mojej stronie. Szturchał, podnosił i na inne sposoby poniewierał moje piersi, jak gdyby one do nikogo nie należały. To, co robił, było bardzo intymne, a on zachowywał się tak, jakby nie było. Był albo wyjątkowym dupkiem, albo kimś w rodzaju szalonego profesora. Miał tylko jedną miłość: ukryte mikrofony i kamery. W Los Angeles nie miał sobie równych. Zakładał systemy ochrony gwiazdom Hollywood, ale jego prawdziwą pasją były ukryte mikrofony. Wciąż dążył do tego, by jego sprzęt był jak najmniejszy. Wiadomo: im mniejszy, tym łatwiejszy do ukrycia.

Początkowo starał się mnie przekonać, że najlepszym miejscem do ukrycia przewodu będzie wnętrze mojego ciała. Nie jestem wstydliwa, ale odrzuciłam ten pomysł. Maury pokręcił głową i wymruczał: – Nie wiadomo, jaka byłaby jakość dźwięku, ale chciałbym mieć kogoś, kto pozwoli mi spróbować.

Miał asystenta – czytaj „ciecia” – i zarazem nadzwyczajnego dyplomatę. Chris – jeśli nawet miał jakieś nazwisko, nigdy go nie poznałam – miał ostrzegać Maury’ego, gdy będzie zbyt szorstki lub niedelikatny. Patrzył na mnie wyczekująco, zanim nie powiedziałam, że wszystko gra. Stał teraz obok Maury’ego niczym pielęgniarka asystująca przy operacji, gotów w każdej chwili podać mu tajemnicze urządzenia, których będzie potrzebował.

Jeremy siedział za swoim biurkiem i oglądał całe to przedstawienie, ze splecionymi palcami i rozbawionym wyrazem twarzy. Kiedy się rozebrałam do bielizny, w jego oczach zobaczyłam uprzejmy błysk uznania, ale potem z trudem opanowywał śmiech, widząc kompletny brak zainteresowania ze strony Maury’ego Kleina. Jeremy skomplementował niewiarygodny kontrast między idealną bielą mojej skóry a czernią bielizny. Zawsze powinno powiedzieć się coś miłego, gdy widzi się kogoś pierwszy raz nago.

Na biurku Jeremy’ego siedział Roane Finn, nieświadomie machając nogami, i podobnie jak on, rozkoszując się widokiem. Jednak, w odróżnieniu od niego, nie musiał mnie komplementować. Widział mnie już nagą poprzedniej nocy i wiele nocy wcześniej. Jego oczy były pierwszą rzeczą, jaką się w nim zauważało: ogromne, płynnobrązowe kule, które dominowały w jego twarzy, podobnie jak księżyc dominuje na nocnym niebie. Rzecz wątpliwa, czy zauważylibyście jego ciemnokasztanowe włosy i sposób, w jaki przylegają do twarzy, opadając w lokach na tył jego kołnierzyka, albo jego usta, które są idealnie czerwone i wywijają się. Moglibyście pomyśleć, że używa szminki, by uzyskać tę barwę, ale to nieprawda. Wszystko to zawdzięcza matce naturze. Jego skóra wygląda na białą, ale taka naprawdę nie jest, a w każdym razie nie jest czysto biała. To tak, jakby ktoś wziął moją biel i dodał do niej kroplę barwy jego włosów. Kiedy nosi ubrania w kolorze brązowym lub w innych jesiennych barwach, jego skóra wygląda jeszcze ciemniej.

Był dokładnie mojego wzrostu, przez co na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie delikatnego, ale ciało, które skrywał pod czarnym strojem, było silne i muskularne. Wiedziałam, że jest silny, a zarazem gibki. Wiedziałam też, że na plecach i ramionach ma blizny po oparzeniach, jakby białe zgrubienia na gładkim jedwabiu skóry. Blizny owe były pamiątką po spotkaniu z pewnym rybakiem, który podpalił jego focze futro. Roane był bowiem roanem, człowiekiem-foką. Kiedyś potrafił przywdziać foczą skórę i stać się foką, po czym zrzucić ją i stać się na powrót człowiekiem, czy też raczej obrać ludzką formę. Pewnego dnia jednak rybak znalazł jego foczą skórę i podpalił ją. Skóra nie była tylko magicznym sposobem na zmianę kształtu. Nie była też jedynie częścią Roane’a. Ta skóra była w takim samym stopniu nim, jak jego oczy czy włosy. Roane był jedynym człowiekiem-foką, o jakim słyszałam, który przeżył zniszczenie swojego drugiego wcielenia. Przeżył, ale nigdy już nie mógł zmienić formy. Odtąd skazany był na wieczne przebywanie na lądzie, na życie w ledwie połowie swego świata.

Czasami w nocy zastawałam łóżko puste. Jeśli byliśmy w moim mieszkaniu, Roane patrzył przez okno w nicość. Jeśli byliśmy u niego, wpatrywał się w ocean lub znikał w jego falach. Nigdy mnie nie obudził i nie poprosił, bym mu towarzyszyła. To był jego własny ból; ból, którym nie zamierzał się dzielić. Nie miałam o to do niego żalu. W końcu przez dwa lata trwania naszego związku ja też nigdy w całości się przed nim nie odkryłam. Nigdy nie widział blizn po pojedynkach. Obrażeń, które wskazywały na to, że jestem kimś blisko związanym z sidhe. Mogłam być beznadziejna w ofensywnych zaklęciach, ale ledwie kilka osób na dworze było lepszych ode mnie w iluzji. Pomagała mi się ona ukryć, ale niewiele więcej. Roane nie mógł pokonać mojej osłony, ale wiedział o jej istnieniu. Wiedział, że nawet w chwili spełnienia zasłaniam się nią. Jeśli byłby człowiekiem, mógłby zapytać dlaczego, ale nie był człowiekiem i nie zapytał, podobnie jak ja nigdy nie zapytałam go o zew oceanu.